Rozdział XIV

268 21 8
                                    

- Ekwinokcjum, Willu. Ostara, czyli wiosenne zrównanie dnia z nocą. Jest pierwszym dniem wiosny. Jest świętem równowagi i harmonii. To czas obserwowania jak w blasku powracającego światła manifestują się nasze marzenia.

Młody zwiadowca pozostając w łóżku pokręcił głową z niedowierzaniem. Zarówno słowa jak i ton uzdrowiciela nie zwiastowały niczego dobrego. Zmarszczył czuło w zaniepokojeniu.

- Dlaczego mi o tym mówisz? Czy to ma coś wspólnego z...?

- Posłuchaj uważnie - przerwał mu łagodnym i beznamiętnym głosem Malcolm. Miał do przekazania bardzo ważne informacje i nie życzył sobie, aby mu przerywano. Robił to dla swojego przyjaciela. - W ciągu roku obchodzonych jest osiem sabatów na cześć równonocy, przesileń i dni półkwartalnych. W Araluenie istnieje pewna społeczność kobiet nazywanych czarownicami. One żyją zgodnie z cyklami księżyca i słońca. W noce takie jak wiosenne ekwinokcjum, zbierają się w grupie, aby świętować ważne dla nich dni. Wierzą, że w ten sposób połączą się z pradawną siłą życia. Ten sztylet Athame, Księga Cieni i zmiana imienia ewidentnie wskazują, że Alyss należy do takiego kowenu czarownic i w tym momencie prawdopodobnie szykuje się do święta ekwinokcjum. Chyba, że ktoś naprawdę ją napadł.

- Nie - zaprzeczył stanowczo Will jak gdyby nigdy nic. Pocierał zmęczone oczy i skupiał się na tym, co powinien jeszcze wyjawić. - Widziałam ją w podróży. Wiem, że takim snom mogę ufać. Nie grozi jej takie niebezpieczeństwo, o jakim wszyscy sądziliśmy - machnął ręką - Ale nie mogę jej pozwolić zostać z tymi wiedźmami. Zrobią jej krzywdę.

Malcolm skinął głową. Miał zamiar przyznać młodemu zwiadowcy rację.

- Znajdź ją, Willu. Zabiją ją, gdy się dowiedzą, że... jest mężatką. Wiedźmy mają bardzo surowe zasady i nienawidzą mężczyzn.

- Zabrała mi płaszcz zwiadowcy - stwierdził Will całkiem poważnie i z dezaprobatą. Natomiast celowo uniknął słowa ,,ukradła". Nie był pewny, czy do tego wszystkiego chce nazywać swoją żonę złodziejką. Ale kara jak najbardziej jej się należała. - Uciekła i nawet nie powiedziała dokąd. Czy ona nie ma rozumu? Jak ją znajdę, sam ją zabije, przysięgam. A wtedy nawet nie zdąży mnie znienawidzić. - Wyglądało to tak, jakby Will naprawdę zamierzał spełnić swą groźbę.

Uzdrowiciel zerwał się z krzesła i stanął dumnie wyprostowany jak paw.

- Jadę z tobą. Będę ci towarzyszyć.

- Dziękuję - odezwał się łagodnie Will. Dzięki śmiałej deklaracji uzdrowiciela minęła mu złość, przez którą obiecywał, że zabije Alyss. - Zawsze za mną podążasz, aby mnie we wszystkim asekurować. Gdziekolwiek idę, cokolwiek robię.

- Masz zamiar zabrać ze sobą Horace'a?

- Kocham go jak przyjaciela, ale wiesz jaki jest jego stosunek do mnie i całej sprawy. Niech zostanie i się niczego nie domyśla - mówiąc to, wstał z łóżka i podreptał do stolika, na którym leżała obrączka Alyss. Pochwycił ją w zwinnym ruchu i schował do kieszeni. Później ruszył w poszukiwaniu butów, gdy Malcolm oznajmił:

- Domyśli się, gdyż będzie chciał ci przekazać z Haltem informacje o śledztwie, gdy wróci z lasu. Ciebie i mnie zaś tu już dawno nie będzie

***

Wiedźma zebrały się na polu, oddając cześć Księżycowi, tańcząc, śpiewając i uwalniając energię. A jego blask pieścił ich skórę. Kilka czarownic Poruszało się w kole, zakreślając wokół palcami krąg.

Alyss spoglądała na zaciemnione niebo. Siedziała skulona pod samotnym dębem, przypominającym jej o zwiadowcy. Włosy okalały jej twarz. Ramiona miała spięte. Złożyła zwiadowczą pelerynę w kostkę i złożyła na nim czarny turmalin, który nie mógł zalśnić bez poświaty księżyca.

- Jesteśmy czarownicami, moja droga.

Alyss wzdrygnęła się. Nagły głos za jej plecami przestraszył ją. Kurierka przycisnęła dłoń do piersi i przełknęła głośno ślinę.

- Nie musimy interesować się osobistymi sprawami - udało jej się w końcu wykrztusić. - Prosiłam cię, abyś zachowała to dla siebie.

Śliczna piękność w ciemnych włosach pokręciła tylko głową. Było za późno na jakiekolwiek żale i poczucia winy. Wiedziała, że Alyss sama sobie jest winna. Należało przestrzegać zasad. W szczególności tych, które służyły dobru i ideii grupy czarownic.

- Przykro mi, ale siostry zdecydowały, że takie kłamstwo jest nie do przyjęcia. U czarownic oznacza to nie tylko odrzucenie. Chodź ze mną.

Alyss ani drgnęła. Nie zamierzała dać się zabić.

- A trzeba było tę noc spędzić w zamku z Willem. On przynajmniej nie próbował mnie zabić - pomyślała z żalem. - Zaraz stąd uciekam, tylko... Gdzie ja podziałam mój sztylet Athame?

***

Will zachowywał się jakby kierowała nim prawdziwa furia. Wyrwij stanął z wiatrem w zawody. Pędził tak szybko, za młody zwiadowca omal nie spadł z siodła, choć Will był świetnym jeźdźcem. Nie zamierzał przegrać. A za nim tuż Malcolm na swoim wierzchowcu. Wiedział, że na miejsce sabatu nie wiedzie daleka droga.

Jaka szkoda, że droga nie jest tak świetlista i nie może wskazać im drogi. Księżyc tej nocy nie chciał się wychylić zza zasłony chmur. Okryty był pod płaszczem jak zwiadowca, którego opończa szaleńczo drgała na wietrze, biorącego udział w wyścigu. Do tego wszystkiego dołączył się czas. Will i Malcolm nie zamierzali przegrać tak ważnego wyścigu.

***

Gdy Halt i Horacy wrócili na zamek, rycerz od razu skierował się w stronę komnaty Willa. Ufał przyjacielowi i miał nadzieję, że nie skorzysta z okazji, by samotnie wymknąć się z zamku w poszukiwaniu Alyss. W końcu się tam pojawił. Potrząsnął głową i zilustrowała pomieszczenie najbardziej martwym wzrokiem. Przyznał w duchu, że komnata jest pusta.

Poza tym wybiegł z komnaty, aby udać się do izby uzdrowiciela. Lecz i tam niczego się nie dowiedział, ponieważ Malcolm również zniknął. Czyżby pojechał z Willem, aby dotrzymać mu towarzystwa? Tego się nie spodziewał. Jak oni mogli to zrobić!? Przecież obojgu groziło niebezpieczeństwo.

Myślę, że to będzie długie opowiadanie. Nawet nie przeczuwacie, co takiego dla was przygotowałam. Bądźcie czujni jak zwiadowca.

Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz