Alyss - odparła kobieta, pozostając na swoim miejscu, a było to wyjątkowo daleko od kurierki. Była młoda i wyjątkowo piękna. Ciemne kosmyki włosów opadały jej z ramion i zawijały się przy końcówkach tuż nad piersiami. Ubrana była w płaszcz, lecz lekko drżała z zimna. - Czy naprawdę myślisz, że w to uwierzę, Alyss? - wyszeptała.
- Czy kiedykolwiek cię okłamałam? - zapytała powoli Alyss. Odsunęła się od kobiety dwa kroki, aby poczuć się bezpieczniej. W ogóle nie czuła się bezpieczna.
- Nie, ale to, co masz na sobie jest wystarczająco podejrzane. Co zrobisz jeśli stąd wyjdę?
Alyss spoważniała. Nie przychodziło jej do głowy nic, co by mogła powiedzieć. Jednakże cały ten potworny ból jaki odczuwała, pragnęła wyrazić w jednym zdaniu. Sama do końca nie potrafiła zrozumieć uczucia, które nią owładnęło. Dotknęła swego ramienia i poczuła pod palcami zwiadowczą pelerynę, którą ukradła Willowi. Nigdzie nie czuła się bezpiecznie.
- W zamku ostatnio dzieje się wiele niepokojących rzeczy. Przyjdę do ciebie. Dasz mi jeszcze jedną szansę?
- Dostaniesz ode mnie wiele szans. Zasługujesz na nie. Jesteś świetną kobietą.
Kurierka uspokoiła się. Ukryła twarz w dłoniach i zapłakała. Kobieta podeszła do niej niemal bezszelestnie. Objęła Alyss i przyciągnęła do
siebie.***
Will o poranku zaś już się w ogóle nie uśmiechał.
Silna wola ściągnęła go z łóżka i zaprowadziła siłą za budynek stajni, gdzie stał dzban z wodą.
Will wylał sobie zimną wodę na głowę, aby oprzytomnieć.Natomiast po chwili zza rogu pojawił się Horacy, stojący na szeroko rozstawionych nogach i rękami wspartymi pod boki. Był śmiertelnie poważny.
- Boże, daj cierpliwość temu kretynowi - powiedział stanowczo rycerz, kierując prośbę do nieba. Później przeciął powietrze dłonią. - Willu, kiedy wlejesz już w siebie wystarczająco dużo tej odświeżającej mikstury, sprowadź czy nie ma mnie u Malcolma. I żeby nie przyszło ci do głowy wykorzystać okazję i gdzieś się schować, bo pójdę po Halta i on nie spuści cię z oka nawet na chwilę.
Will jęknął w odpowiedzi.
- Chcę umrzeć.Horacy zaś pogroził mu palcem.
***
Will pokręcił głową, zastanawiając się, jak rozwiąże sprawę zaginięcia córki barona skoro został dotkliwie ranny. Dlatego miał nadzieję, że Malcolm albo Horacy mają już jakiś plan. Zastanowił się też, gdzie podziała się Alyss. Po kłótni nie wróciła do komnaty. Myślał tak o wszystkich sprawach, które nie dawały mu spokoju, kiedy
niemal zderzył się z Cassandrą, podążającą korytarzem, nucąc pod nosem. Uśmiech ani na chwilę nie schodził jej z twarzy.- Czy to nie jest piękny dzień, Willu?
- Tak - zgodził się Will z lekkim zdezorientowaniem, przypatrując się przyjaciółce. Wiedziała, że nie powinien psuć Cassandrze humoru.
Rozpoznał u niej ten rozmarzony uśmiech, który sam znał. To ciągłe samozadowolenie na twarzy i tę iskrę w oku, która pochodziła gdzieś z wnętrza i sprawiała, że miało się ochotę nie robić nic poza cieszeniem się słodkim darem życia.Widział to wszystko doskonale na twarzy przyjaciółki. Zaś od dawna nie widział tego w sobie, kiedy spoglądał w lustro czy zwierciadło wody. Pewnie gdyby naprawdę nie był takim kretynem, ten uśmiech wciąż gościłby na jego ustach. Tak jak dawniej. Życie dla niego przestało być darem.
CZYTASZ
Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)
FanfictionTo była noc wiosennego ekwinokcjum dnia z nocą. Zimna, z wyjącym wiatrem, przenikającym grube mury zamku, tak że gobeliny na ścianach trzepotały w jego porywach. Wokół zamku rozpościerała się gruba zasłona mgły. Odpoczynku nie było już w zamku od...