Rozdział XXXI

197 17 11
                                    

Po godzinie samotnej tułaczki, Will odwiedził Cassandre, stojąc na zamkowych murach. Co jakiś czas obserwował proces jej nauki strzelania z łuku. Gdy znudziła mu się samotność, postanowił zejść i wykorzystać metody, które proponował mu Halt, gdy był jeszcze uczniem tego posępnego zwiadowcy.

Za każdym razem, gdy Cassandra oddawała strzał, strzała lądowała za tarczą strzelniczą. Wtedy Will z intencji dobrego serca udzielił jej kilku wskazówek i proces jej nauki zmienił się.

Zamiast ślepo celując do tarczy i czekać na rozwój wypadków, stwierdzała, że lepiej sprawdzić wzrokiem tor lecącej strzały przed spełnieniem tego zamiaru. Jakiś czas zajęło przyzwyczajenie się do myśli, że nie musi już stosować swojej poprzedniej metody.

- Ja wiem. Nie musisz mi mówić. To nie jest wcale takie łatwe - powiedział łagodnie Will.

Cassandra zaś zaczęła się głośno śmiać, ponieważ Will był zwiadowcą i strzelanie z łuku nie sprawiało mu trudności. Zobaczyli to Duncan i Halt, którzy pprzechodzili niedaleko, wciąż rozprawiając o niedawnych wydarzeniach. A także Malcolm, który kręcił się blisko starszego zwiadowcy, czekając na swoją kolej, aby zamienić z nim słowo.

Następczyni tronu spoważniała. Kilkakrotnie zdarzało się, że gdy za szybko wypuszczała strzał, Will zjawiał się natychmiast obok niej, bo wydawało mu się, że czynności przyjaciółki nie są właściwe. Cassandra wzdychała i zaczynała od nowa, stosując metodę Willa. Zabierała więcej czasu, ale strzała zaczęła lądować zawsze w tym samym miejscu i nie chowała się za tarczą.

- Ojciec mi mówił, co się stało - powiedziała w przerwie. Opuściła napięty łuk i uśmiechnęła się do Willa, który stał obok.

Młody zwiadowca skrzyżował ręce na piersi.

- Czyżby? - spytał z powątpieniem, unosząc brew. Wtedy poczuł nagłe uderzenie gorąca i dreszcze.

- Wiem, że podjęcie takiego ryzyka wymagało z twojej strony odwagi. Willu, jestem taka szczęśliwa, że wszystko się skończyło. Dziękuję tobie i wszystkim innym, którzy nam pomogli.

Will był ponury i smutny.

- Nie ma za co. Wszyscy tu mówią, że świetnie sobie poradziłem.

Cassandra powróciła do ćwiczenia. Stopniowo jej wątpliwości dotyczące nowej techniki topniały i korzystała z niej coraz chętniej. Czasami jednak zdawało się, że wracała do starego sposobu.

Will z bladym uśmiechem stwierdził, że w przypadku księżniczki nauka strzelania jest procesem wolnym, wymagającym nieustannego sprawdzania i upewniania się, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

- Will... Willu! – zawołał Horacy stanowczym tonem, biegnąc w ich stronę. 

Will poruszył się lekko i cicho westchnął, ale się nie odwrócił.

– Will? – powtórzył głośniej, gdy był już blisko.

Mruknąwszy coś pod nosem, znów się poruszył.

– Will, chciałem z tobą porozmawiać.

Cassandra zrobiła kwaśną minę, bo Will tylko odwrócił głowę w bok na Horace'a i spojrzał na niego zamglonymi jakby od snu oczami. Rycerz patrzył na zwiadowcę uważnie. Nie był pewny, czy przyjaciel chce rozmawiać, ale musieli mieć to w końcu za sobą.

- Może zrobisz sobie przerwę? - zapytał łagodnie Horacy, chwytają Cassandre za łokieć. Ona pokręciła głową i uśmiechnęła się, bo nie zamierzała odpuszczać.

- Nie ma mowy. Nie jestem tego rodzaju osobą, która pozwoli sobie na niewiele na raz, małymi kroczkami. 

Zatem Will postanowił udzielić swojej nowej uczennicy ostatnią wskazówkę.

- Odpoczynek jest równie ważny, co ćwiczenia.

- Dziękuję. Już dawno pozbyłam się wszelkich złudzeń, co do tego, że będę w tym tak dobra jak zwiadowcy.

- Daj spokój, świetnie sobie z tym wszystkim radzisz - odparł zwiadowca z przekonaniem.

Horacy poklepał przyjaciela po ramieniu z lekkim współczuciem.

- Będziesz miał zajęcie powracając do zdrowia, ale od tej chwili nie przeszkadzaj Cassandrze ani nie zatrzymuj jej w żaden sposób. Jest zbyt uparta.

Will odwrócił się i zobaczył Alyss. Biegła do niego tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu.

- Co się stało? - zapytał młody zwiadowca bez humoru. Potem na długo opuścił głowę.

Zdyszana kurierka odczekała chwilę, aby się uspokoić.

- Byłam u Jenny, która przygotowała wspaniałe przekąski na wzmocnienie i postanowiłam znaleźć Cassandrę, aby zobaczyć czy się nie przemęcza. Nie wiedziałam, że jest z wami.

- Ćwiczyłam strzelanie z łuku - odparła i wtedy uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Dziękuję, Alyss. Z radością przyjmę twoją propozycję.

Alyss odwzajemniła uśmiech i zrobiła to z przyjemnością.

- Patrzyłam przez chwilę jak sobie radziłaś. Will nie chciał mnie tego nauczyć, a jest zwiadowcą i strzelanie z łuku opanował do perfekcji. Ale to było wtedy, kiedy bałam się o niego, bo był śmiertelnie smutny. - Alyss przerzuciła wzrok na Willa. Ten zaś stał z nisko opuszczoną głową. - Ale już jest lepiej.

- Widzisz, Alyss, jest tak, jak ci mówiłam. Zawsze próbujesz domyślić się wszystkiego zamiast po prostu pozwolić rzeczom być takimi, jakie są! – roześmiała się Cassandra.

Kurierka musiała przyznać, że księżniczka ma rację.

- Często za dużo czasu poświęcam na dopasowywanie informacji do moich oczekiwań. Szczególnie jeśli chodzi o Willa. Przez co czułam się zagubiona i zdezorientowana.

Horacy kątem oka spojrzał na młodego zwiadowcę. Jego głowa opadała coraz niżej.

- Poświęcał za dużo czasu na żal i smutek, i myślał, że... - rycerz zawahał się - umiera.

Kurierka po raz drugi zdecydowała się przenieść wzrok na Willa, lecz on sam tego nie widział. Lecz czuł na sobie spojrzenia.

- Willu, nie będę cię więcej pytać dlaczego. Chcę również, żebyś wiedział, że doceniam wszystko, co robisz. Dziękuję ci, Willu.

Will podniósł ostrożnie głowę, lecz tylko na pewien etap. Jego oczy wciąż pozostały niewidoczne. I dobrze. Słowa Alyss sprawiły, że poczuł, iż znów jest kochany. A było to uczucie tak potężne, że do oczu napłynęły mu łzy. Ledwie mógł powstrzymać łzy, gdy przepływały przez niego fale miłości, wdzięczności i oczekiwania.

Alyss zabrała łuk i otoczyła Cassandre ramieniem.

- Musimy już iść - powiedziała kurierka. - Niedługo znów się zobaczymy.

- Owszem. Wydaje mi się, że musimy porozmawiać - mruknął cicho Will, lecz tak, aby wszyscy dosłyszeli. 

Gdy upewnił się, że dziewczyny znajdują się dostatecznie daleko, podniósł zaczerwienione oczy i odprowadził przyjaciela na bok.

- Prawda jest taka, że nie chodzi o ciebie. Tylko o mnie. - Słowa te wyszły z ust Willa bez jego świadomego udziału, gdyż ogarnęło go takie zmęczenie, którego nie mógł opanować.

Horacy zaniepokoił się na dobre. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zwiadowca kontynuuował swoją wypowiedź.

- Drogi przyjacielu, mam dla ciebie bardzo szczególną lekcję na temat tego, jak to wszystko się zaczęło.

- Słucham...

Pewnie uznacie mnie teraz za okrutną autorkę, ale liczba słów musi się zgadzać. Nie mogę wstawić zbyt dużo tekstu, bo będzie się źle czytać, a przyjełam ostatnio zasadę, że wstawiam po jednym rozdziale. :D
W ogóle chciałam, abyście wy, jako czytelnicy wynieśli jakąś naukę z tego fanfiction. I tak będzie. Mam dla was przygotowaną masę nauki, którą stąd wyniesiecie. :)

Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz