Risto wraz z Malcolem zajęli się czarownicami. Młody zwiadowca rozmawiał z dziewczyną o ciemnych włosach, która okazała się zaginioną córką barona Torrica. Dama nie sprawiała problemów i wyglądało no to, iż ma dość kowenu czarownic. Pozostałe wiedźmy również okazały uległość w stosunku do Risto i uzdrowiciela, jedynie tylko jedna z nich permanentnie i hałaśliwie wyrażała swoje odmienne zdania.
Will odprowadził Alyss na bok. Stał z rękami opartymi na biodrach. Jego wykrzywione usta wyrażały niezadowolenie.
- Widać, że byłaś bardzo ostrożna - powiedział w końcu, nie bez chłodnego spojrzenia.
- Nie bardzo mi się to udało - przyznała, odwracając wzrok.
Will pokiwała głową.
- Oczywiście. To jakiś cud, że żyjesz. Rozczarowałaś mnie. Nie sądziłem, że możesz z własnej woli narazić się na takie niebezpieczeństwo.
- Nie sądziłam, że mnie śledzisz - odpowiedziała w pokorze ducha, nie patrząc przez siebie.
- Nie śledziłem cię, ale może powinienem - odpowiedział zrezygnowany i zmęczony.
Will sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Wysunął przed siebie pięść i odkleił od siebie palce, ukazując na dłoni mały okrąg.
- To chyba twoje.
Alyss niepewnie dotknęła obrączki, ale nie przyjęła jej od razu. Muskała tylko przez chwilę, aż w końcu wzięła ją w swe ręce. Przyglądała się błyskotce w milczeniu, a Will nie przeszkadzał. Kurierka zamknęła obrączkę w pięści i przycisnęła ją do piersi. Uniosła nieśmiało wzrok.
- Nie uważasz, że lepiej by było zmienić przysięgę małżeńską? - spytała z nadzieją.
Will nabrał podejrzeń, ale nie zamierzał jeszcze wysuwać wniosków, które mogą okazać się błędne.
- Co masz na myśli? Oczywiście - odpowiedział jakby obrażony. - Przecież jesteś czarownicą.
Alyss uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową.
- To nie tak.
- Zatem co ty tutaj robiłaś? - zapytał pospiesznie.
- Masz rację. Jestem czarownicą. Dziś mamy ekwinokcjum, a sabaty to ważne i święte dni, gdy w powietrzu aż iskrzy się od magii. Obchodzimy sabaty, aby odnowić kontakt z ziemią i zmieniającymi się porami roku.
- I? - spytał, oczekując dalszej opowieści. Stawał się coraz bardziej zasmucony. Złość przestawała brać górę.
- Należę do kowenu Chaotów, jednakże nie praktykę magii chaosu. Bardziej interesuje mnie czarostwo eklektyczne. Dzięki temu mogę łączyć w dowolny sposób rozmaite praktyki. Zrozumiałam, że chcę kroczyć po własną ścieżką.
- Ale dlaczego to zrobiłaś? Aby uciec przede mną? - pytał z niedowierzaniem. Nie mógł zrozumieć decyzji, którą podjęła Alyss. Decyzji, która mogła doprowadzić do jej śmierci.
- Uwierzyłbyś gdybym ci powiedziała?
- Oczywiście! - przytaknął kategorycznie.Alyss nie była pewna czy Will uwierzyłby, gdyby mu powiedziała. Ale skoro powiedział jej, że dałby wiarę, musiała zaufać jego słowom.
- Uprawianie magii nauczyło mnie jak zadbać o siebie i innych. Nie chcę przez to powiedzieć, że od razu będę skłonna zmienić cały świat. Najpierw zaczną od zmiany swojego świata wewnętrznego tak, aby rezultat był korzystny dla nas wszystkich.
- I do tego było ci potrzebne przystąpienie do kowenu? Wiedźma, czyli ta, która nie ma dzieci.
- Willu, przebywanie z tobą zawsze było dla mnie przyjemne i zawsze było jedną z najpotężniejszych form magii. Łącząca nas miłość zawsze będzie lśnić niczym słońce, ale musisz pozwolić mi również grać według zasad, które znam tylko ja.
Słowa wypowiedziane przez Alyss czule połaskotały zwiadowcę po sercu.
- Jak to się właściwie zaczęło i dlaczego nic nie powiedziałaś? - upierał się Will. Złagodniał. Chciał poznać całą prawdę, ale nie chciał niczego wymuszać chłodem.
- Nie wiem skąd pochodzę, kim byli moi przodkowie, ale wiem że w moich żyłach płynie magia. Wiem, że w mojej rodzinie też było praktykowane. I moim celem stało się odnalezienie zapomnianej harmonii. Pamiętasz jak wyleczyłam cię z gorączki? A teraz jestem gotowa na stworzenie własnej przyszłości.
- Wyobrażałem sobie ciebie jako mistyczkę odzianą w czerń i stojącą w poświacie księżyca.
Alyss uśmiechnęła się na to wyobrażenie.
- Księga Cieni jest magicznym dziennikiem. Jest w nim zawarty pewien system informacji zrozumiały tylko dla czarownic.
- Wygląda na to, że teraz będziesz musiała praktykować czarostwo samotnie.
Alyss położyła jedną dłoń na ramieniu Willa, a drugą na policzku.
- Wybór kowenu jest bardziej osobistą decyzją, której trzeba być naprawdę pewnym. Przynależność do wspólnoty czarownic wymaga poświęceń, jak zauważyłeś.
Zwiadowca nie mówił już nic więcej. Kurierka również milczała. Kiedy poczuła wokół siebie jego ramiona, kiedy przycisnęła głowę do jego piersi, poczuła drżenie jego ciała. A on niewiele myśląc, pochylił się i ją pocałował. Pocałował ją znowu, zaledwie szybkie muśnięcie warg, gdyż wiele par oczu przypatrywało się im zbyt uważnie. Pochylił głowę i przycisnął czoło do jej czoła. Alyss roześmiała się mimo woli przez łzy.
- Co to za strój? - zapytał Will.
- Strój? To moja duchowa zbroja. - Alyss poczuła na swoich ramionach zwiadowczą pelerynę. Gdy odwróciła głowę i uniosła wzrok, ujrzała Malcolma z łagodnym uśmiechem na twarzy.
Haha. Nie martwcie się. To jeszcze nie koniec problemów. To dopiero prawdziwy początek. Powiadam wam, początek. Nie myśl, że tak szybko odpuszczę, ponieważ to za mało, aby już wiedzieć jak zrozumieć zwiadowcę. Will będzie miał jeszcze wiele spraw na głowie. No i wciąż skrywa swą tajemnice. Proszę, bądźcie ze mną.
CZYTASZ
Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)
FanfictionTo była noc wiosennego ekwinokcjum dnia z nocą. Zimna, z wyjącym wiatrem, przenikającym grube mury zamku, tak że gobeliny na ścianach trzepotały w jego porywach. Wokół zamku rozpościerała się gruba zasłona mgły. Odpoczynku nie było już w zamku od...