Will wpatrywała się w swój talerz, przypominając sobie, że tej nocy nawet nie zmrużył oka. Chciał dyskretnie ominąć wzrok Halta i jak najszybciej pognać na górę po schodach, kiedy przyjaciele zaczęli kosztować podane jedzenie.
Cassandra ujrzała Willa i uśmiechnęła się do niego.
- Will jest jakiś dziwny - rzekła i zamrugała, zatroskana, ale i zaciekawiona jednocześnie, co też działo się jej przyjacielowi.
- Jedz spokojnie śniadanie. Później porozmawiasz z Willem - powiedział zamyślony Horacy, zwracając się do swojej żony. Pochylił się, aby pocałować ją w czoło, i ta niewielka pieszczota wypełniła go bez reszty.
Na brodę Gorloga, jest tak smutny, że nikogo takiego nie potrafiłbym sobie wyobrazić wcałym swoim żałosnym życiu - pomyślał.
- Tak już będzie przez cały czas - powiedział do siebie Horacy, patrząc na przygnębionego zwiadowcę i przerzuwając ostatni kęs chleba. - Myślałem, że dziś zacznie tracić humor o wiele później, ale to nic nie szkodzi. Wszystko w porządku - dodał i podał przyjacielowi trochę mięsa.
- To mój dar dla ciebie, Willu. Musisz coś jeść.
Halt rozmawiał z Pauline o bardziej przyziemnych sprawach i zamilkł na kilka minut, a jego czujne oczy skierowały się ku Willowi. Wydawało mu się, że jego zły humor nie utrzymał się od wczorajszego wieczora. Teraz siedział blisko Alyss i rozmawiał z nią, powstrzymując się jednak od zbędnych słów. Jednak mimo to, zwrócił się do Malcolma, który teraz zajmował rozmową lady Pauline.
- Już czas, Malcolmie. Nie chcę, by się dłużej męczył. Zajmę się nim.
- Tylko pamiętaj, aby nie zamęczać go zbytnio rozmową - powiedział Malcolm.
Kurierka przez chwilę wpatrywała się w twarz Halta i była ciekawa o czym mówił jej mąż, ale nie próbowała się wtrącić.
- To piękny dzień na przejażdżkę - oznajmiała.
Zbliżał się koniec porannej biesiady.- Co tam, Willu? - zapytał Halt, gdy miał już dość w żołądku.
Gdy wreszcie Will dopił kawę i spojrzał z uwagą na byłego mistrza, odezwał się ze swobodą.
- Nie jestem w nastroju po dzisiejszej nocy. Nie mogłem spać. Zapytaj Alyss. - Głoś miał niski i ochrypły od snu.
- Właśnie wyszła z sali - zauważył Halt. - Chcę wyjechać z tobą na przejażdżkę. Z godzinę.
Halt nie przypuszczał, że były uczeń go posłucha, ale to już nie miało znaczenia. Rozmowa musiała się odbyć, tak jak to sobie wcześniej zaplanował. Musiał znać powód smutku swojego byłego ucznia. Nie sądził jednak, by to rzeczywiście było takie proste.
Will ciężko wstał z krzesła. Czuł oszołomienie niczym od ciosu w głowę. Rozglądał się krótką chwilę czujnym wzrokiem po sali. Wyglądało to tak, jakby skupiał się na jakimś nowym zadaniu.
- Nie potrzeba mi godziny. Wrócę do komnaty, zabiorę pelerynę i wrócę do ciebie - odpowiedział tym razem swoim najnormalniejszym tonem. Nastrój widocznie mu się poprawił.
Halt widząc poprawę humoru, poczuł się nieco uspokojony.
Zatem Szary Zwiadowca wstał od stołu i pobiegł w stronę schodów. Halt nie musiał długo czekać. Kilka minut później wyszli.Zamek Redmond otaczały pola uprawne, sady i ogrody. Z murów można było dostrzec jak w oddali rozciąga się wspaniały widok na okoliczne ziemie.
Zwiadowcy minęli niewielkie wzniesienie i wyjechali prosto na leśną drogę. Postawiony rzędy drzew wznosiły się nad okolicą jak ciężkie zasłony. Jednakże w miejscu, w którym się zatrzymali rosło niewiele drzew. W lesie panowało ciepło i lekka, oszałamiająca woń kwiatów.
Will obrócił się powoli, by spojrzeć na byłego mistrza opartego plecami o drzewo z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Willu, nigdy nie potrafiłeś kłamać i zwodzić. Więc powiedz mi, co się z tobą dzieje. - Halt starał się być łagodny i cierpliwy. I pierwszą nagrodą było niespokojne wejrzenie Willa i jego cichy, urwany jęk niezadowolenia. Zatem musiał dać mu trochę czasu na zastanowienie.
- Znasz mnie. Wiesz jaki jestem. Sam przecież powiedziałeś, że nie potrafię kłamać. Nie potrafię też, powiedzieć ci, że masz się nie wtrącać. Wiem, że ty i reszta się martwicie, ale ja nie zamierzam nikomu wyrządzać krzywdy prawdą.
Halt zaczynał powoli obawiać się, że niestety miał słuszność, mówiąc o Willu, że jest zbyt młody, aby objąć tak ważne stanowisko. Zdaje się, że nikt też nie zdołał znaleźć innego wyjaśnienia, które tłumaczyłoby dziwne zachowanie Szarego Zwiadowcy.
- Masz depresje? - zapytał w końcu ponurym głosem, a Will spojrzał w jego niepokojące spojrzenie. - Zabiłeś kogoś przez przypadek? Zdradziłeś Alyss? Jesteś śmiertelnie chory?
- Jesteś rozsądnym człowiekiem, Halt, a jednak pozwalasz sobie na wiarę w bujdy o... - Will nie dokończył. Nie wiedział jak.
- Sam już nie wiem, w co mam wierzyć. Willu, ja się poważnie obawiam o twoje życie.
Will przez to stwierdzenie czuł się jak niedołęga. Przecież chodziło mu o to, aby nie martwić więcej przyjaciół. Nie chciał wzbudzać litości. Tylko Horacy widział o tajemnicy, ponieważ tylko on mógł zaakceptować skutki skrywanego sekretu. Usiadł na piętach w zamyśleniu i uniósł wzrok na byłego mistrza. Teraz Halt stal nad nim ze skrzyżowanymi rękami. Chciało mu się płakać na ten widok.
Will odezwał się głosem ledwo wydobywającym się ze zdławionego gardła:
- Przepraszam. To nie było mądre. Przyznaję ci rację. Nie powinienem tak się z tym obnosić. Trzeba było lepiej zatuszować uczucia, w końcu jestem zwiadowcą.
Starszy zwiadowca nie chciał, by Will dusił w sobie uczucia. Chciał je uwolnić. Wszystkie. Oczyścić duszę chłopaka, który był dla niego jak syn.
- O tak, w tym sedno rzeczy - odparł Halt. Chciał zapewnić Willa, że zaakceptuje każdą prawdę. - Chcę o tym porozmawiać.
Will nie czekał z odpowiedzią. Szybko zaczął tworzyć wokół siebie barierę nie do przebicia. Wstał i zmniejszył dystans dzielący go od Halta.
- Halt, to jest ten moment, kiedy nie pytasz, a po prostu pomagasz przyjacielowi w potrzebie.
- Co za kusząca wizja. Chciałem ci powiedzieć pewną ciekawą rzecz. Jesteś zwiadowcą, ale ty sam w sobie masz przyjaciół i dla nich jesteś tylko osobą, którą kochają i której chcą pomóc. Wszyscy widzą, że masz jakiś problem.
- Owszem, zaś ty masz dość oleju w głowie, by zrozumieć, co z tego wynika.
Halt pokiwał głową, chociaż wciąż nie mógł uwierzyć w to, co powiedział Will.
Zapytał ostrożnie:
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Znowu źle mnie zrozumiałeś, Halt. Powiem to wyraźnie, by nawet najsłabszy rozum
mógł pojąć me słowa. Ja nie potrzebuje niczyich rad, tylko słów, które sprawią, że jestem akceptowany.
- Akceptowany? To brzmi dość niedorzecznie. Kochamy cię, wszyscy cię kochamy, oprócz ciebie samego.
- Zdaje się, że muszę mówić jeszcze jaśniej. Po prostu chcę czuć, że jest mi wybaczona każda decyzja, którą podejmę wobec własnej osoby. Już nie chodzi nawet o moją pracę - wypalił Will.
- Naprawdę nie chcę, byś cierpiał - stwierdził starszy zwiadowca po chwili ciszy, wpatrując się w byłego ucznia. - Wiem, że cierpisz. Nie wiem natomiast dlaczego. Muszę się tego dowiedzieć. I powiem ci, Willu, że będę błogosławił dzień, w którym się dowiem.
Halt wyprostował się i powrócił do koni. Will natomiast pozostał w ciszy i w osamotnieniu. Płakał, bo nie wiedział jak radzić sobie z emocjami.
Wszystkie dotychczasowe uczucia szybko odeszły w niepamięć. Płakał dalej, ale tym razem z bólu, który go złamał.Oto kolejny rozdział. Starałam się, aby ładnie wyszło. Mam nadzieję, że wam się podoba.
CZYTASZ
Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)
FanficTo była noc wiosennego ekwinokcjum dnia z nocą. Zimna, z wyjącym wiatrem, przenikającym grube mury zamku, tak że gobeliny na ścianach trzepotały w jego porywach. Wokół zamku rozpościerała się gruba zasłona mgły. Odpoczynku nie było już w zamku od...