Było już zbyt późno. Will przysiadł na krawędzi dużego narzutniaka i zaczął przez moment kopać czubkiem buta w ziemi, obserwując z nadzieją rozgwieżdżone niebo.
Odwiedzał skraj lasu, oddzielający zamek Araluen od pozostałych gościńców, gdy chciał o czymś pomyśleć. Cisza sprawiała mu przyjemność.
Niestety ciągle powracały do niego wspomnienia poczerwieniałej aż po samo czoło Alyss. Wpatrywała się w niego w osłupieniu. I co z tego? On też był dość zdenerwowany.
- Matko, chciałbym z tobą pomówić. Chcesz posłuchać o co chodzi? - zagadnął z nadzieją Will.
Zdawać by się mogło, że wiatr, który momentalnie przybrał na sile, mierzwiąc włosy zwiadowcy, miał być odpowiedzią na pytanie. Will zaintrygowany takim biegiem wydarzeń, natychmiast zrozumiał, że to oznaczało potwierdzenie. Przyjrzał się bacznie miejscu, w którym najprawdopodobniej przebywała jego matka i westchnął.
- No dobrze. Jesteś gotowa? Nie chcę żebyś mnie źle zrozumiała...
W końcu opowiedział na głos o swoich okropnych uczuciach, które były powodem kłótni z żoną i byłym mistrzem. Opowiedział o tym, że widywał się z przyjacielem. Przeżywał wszystko bardzo głęboko. Wiedział, że mógł skrzywdzić swoich przyjaciół, ale nie to było jego celem.
- Zawsze wiedziałem, że z Alyss z pewnością czekają nas kłótnie i krzyki. W końcu oboje jesteśmy uparci i mamy własne zdanie. Cała ta sprawa z przesłuchiwaniem mnie jest bardzo nie na miejscu. Jestem taki wściekły, matko, że z chęcią bym... - Nie dokończył. Ogarnął go nagły niepokój. Siedział ze spuszczoną głową, pogrążony głęboko w myślach, nieświadomy, że ktoś obserwuje go z bólem na twarzy.
- Ten cały temat to jakaś pomyłka. Byłem taki zgorzkniały. Nie mogę uwierzyć, że tak źle się zachowywałem! Ale nie mogłem temu zapobiec. Do cholery! - wybuchnął gniewnie. - Oni nie powinni robić z tego takiej afery! Moja tajemnica należy tylko do mnie. Moja tajemnica... - złagodniał. - To takie straszne, a uzależniające zarazem. To również bardzo osobiste, jeśli rozumiesz o co mi chodzi. Bardzo mi przykro z powodu moich przyjaciół. Już nie zachowuje się jak niemota. Dlaczego po prostu nie mogą mnie zostawić w spokoju? Owszem, nie dawałam rady, ale już jest wszystko w porządku. A oni tego nie rozumieją i teraz chcą poznać moją tajemnicę, która nie powinna dla nich cokolwiek znaczyć. Przykro mi, że widzieli mnie w takim okropnym stanie. Przeze mnie się teraz zamartwiają. Aż za bardzo. W innych okolicznościach pewnie by do tego nie doszło.
Will miał zmierzwione włosy, zupełnie jakby się naprawdę martwił i nerwowo je szarpnął, a oczy miał tak żywe, niczym zwierciadło, w
którym odbijały się wszystkie emocje.
- Ale jak już mówiłem, matko... - urwał, spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie i Gilan nie miał wątpliwości, że matka Willa jest zawsze obecna w jego myślach, a może nawet w sercu. Boże, coś było nie tak. Poczuł nagły ucisk w żołądku. W jednej chwili wstał zza drzewa i już był przy nim. Złapał go za ramiona. Will wstał jak poparzony i odwrócił się z przestrachem w oczach.
- Gilan! Wystraszyłeś mnie! Co tu robisz?! To oni cię przysłali?!
Gilan niemal się roześmiał na te słowa. Jacy oni? O kim mówił Will?
- Do cholery, Willu, co się z tobą dzieje? - rzekł Gilan rozdrażnionym głosem. Wierzył, że Will w końcu wyjawi mu sekret swego niecodziennego zachowania.
- Co? Od kiedy ty przeklinasz?
- Od kiedy słyszę to u ciebie? - wyjaśnił łagodnie i ze zniecierpliwieniem zarazem. - A teraz mów, o co ci chodziło, mówiąc: ,,to oni cię przysłali".
- Gilanie, nie waż się udawać, że nudzi cię to wszystko, że nic cię to nie obchodzi, że nie masz pojęcia, o czym mówię i dlaczego jestem wściekły. Opuść tę uniesioną brew. Posłuchaj mnie. Halt był moim mistrzem, ale nie ma obowiązeku się mieszać w moje sprawy.
- Ty pewnie tego nie zauważyłeś, jednak ja o niczym nie wiem, a jeśli chodzi o Halta to on zna cię bardzo dobrze i ogromnie się o ciebie martwi. Wiem to, bez względu na to co znów przeskrobałeś.
- Mówisz prawdę? - spytał niepewnie Will.
- Chcę żebyś mi powiedział, dlaczego jesteś wściekły.
- Nie jestem. Byłem, ale to już nie ma znaczenia. Po prostu byłem jakiś czas u Malcolma, leczyć swoją duszę. I jakoś tak wyszło, że gdy wróciłem na zamek Araluen, wszyscy się do mnie dopadli, zamęczając pytaniem co mi się stało. Może byłem trochę smutny, ale to minęło, i teraz wszyscy starają się wyciągnąć ze mnie jaką tajemnicę. Każdy powinien odpowiadać za własne błędy i prywatne sprawy, bardzo prywatne. Więc jestem zmuszony do życia w kłamstwie. Gilanie! To jest coś czego nie potrafię zrozumieć. Dlaczego nie może być tak jak dawniej.
Gilan zastanawiał się czy mógłby zrobić dla młodszego przyjaciela coś więcej.
Rozumiem, nie moja sprawa - pomyślał.
- Ale to już i tak nie ma znaczenia - powtórzył Gilan ze spokojem, wpatrując się w spojrzenie Willa.
- Dokładnie - przytaknął skruszony. - Ale dość już o tym. Powiedz, co cię tu sprowadza?
- Postanowiłem przyjechać do Jenny. Ona o niczym nie wie. Chcę jej zrobić niespodziankę.
Will się zaśmiał.
- O ile pamiętam, Jenny często o tobie wspinała, gdy do niej zaglądałem. Chyba za tobą tęskni. Może wrócimy już na zamek?
- Kusząca propozycja, ale najpierw pozwól, że cię przywitam tak jak należy.
Will podszedł do Gilana i objął z całej siły. Obaj poklepali się po plecach. Potem starszy zwiadowca odsunął swojego przyjaciela na długość ramion, aby mu się przyjrzeć. Stał
przez chwilę bez ruchu i wpatrywała się w niego. Will stał z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała.
- Wszystko będzie dobrze.Zamek Araluen wyglądał w ciemności dość groźnie. Obaj zwiadowcy dotarli na miejsce jeszcze przed świtem jednak w nocy była pełnia i księżycowa poświata odbijała się od pól i sadów, sprawiając, że lśniły niczym szafir w najdroższym pierścieniu księżniczki Cassandry. Z przeciwnej strony rozciągała się wieś, milcząca i nieruchoma.
Udało mi się napisać kolejny rozdział. Już jestem w trakcie tworzenia następnego, jednakże mam ochotę dziś coś poczytać dla zachowania równowagi.
Mam wrażenie, że fabuła na początku ciągnie się jak flaki z olejem, ale już zbliżamy się powoli do rozkręcenia.
CZYTASZ
Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)
FanfictionTo była noc wiosennego ekwinokcjum dnia z nocą. Zimna, z wyjącym wiatrem, przenikającym grube mury zamku, tak że gobeliny na ścianach trzepotały w jego porywach. Wokół zamku rozpościerała się gruba zasłona mgły. Odpoczynku nie było już w zamku od...