Will po ciężkim dniu na Zlocie postanowił jak najszybciej położyć się spać. Widok kilku roześmianych twarzy kompanów z korpusu mile go zaskoczył. Nawet Halt patrzył na jego występ z aprobatą. Will nie sądził, że jeszcze cokolwiek będzie w stanie wywołać na jego twarzy prawdziwy uśmiech. I właśnie to miał w głowie, gdy wkraczał powoli w stan zupełnej, głębokiej ciemności. Potem poczuł jak ktoś łagodnie chwyta go za dłoń i unosi w górę.
Chodź ze mną.
Will przebił się przez szarą mgłę i spojrzał na dół. W końcu poczuł, że ktoś szarpie go za rękę i nagle dłoń, która go trzymała, wyrwała się, pozostawiając zwiadowcę samego na nieznanym terytorium.
Wszędzie dookoła niego wrzała zaciekła bitwa. Około sześćdziesięciu mężczyzn w strażniczych uniformach walczyło z większą liczbą zabójców w długich, ciemnych pelerynach, sprawiających wrażenie obdarzonych niezwykłą siłą. W powietrzu unosiły się krzyki, jęki i wołanie o pomoc. Will słyszał szczęk metalu o metal.
Potem zaczął się oddalać. Nie wiedział jak długo podążał ciemnością. Nagle znalazł się w swoim namiocie. Przez otwarty materiał wpadał lekki powiew wiatru, a na zewnątrz widniało skupisko wysokich drzew. Półmrok wciąż spowijał okolice.
Niespodziewanie do jego namiotu na kolanach wkroczył młody Risto.
- Widzę, że się obudziłeś - powiedział Risto i wyszczerzył zęby. Wtedy obok niego pojawił się Gilan, spychając młodszego towarzysza trochę na bok, robiąc sobie dogodne miejsce.
- Wstawaj - powiedział rozbawiony. - Idziemy się bawić w chowanego.
Zwiadowcy wycofali się, zostawiając Willa samego, nie pozwalając mu na odpowiedź. Odmowa nie wchodziła w grę.
Will posłusznie usiadł. Był trochę zdezorientowany i niepewny tego, co zwiadowcy mogli wymyślić. Przetarł oczy i wyczołgał się opieszale na zewnątrz. A tam czekali na niego nie tylko Gilan i Risto, ale również Skinner i Clarke. Gdy dotarła do niego ta informacja, zaczął spoglądać na młodszych zwiadowców z ciekawością kota.
- Jak miło jest was zobaczyć - powiedział całkiem szczerze z lekkim uśmiechem na twarzy, podając każdemu z nich dłoń do uściśnięcia na powitanie.
- I wzajemnie, Willu - odparł Clarke, uśmiechając się do Willa.
- Jak ci się podoba w Seacliff?
- To bardzo spokojne, ale i piękne lenno. Ciszę się, że Crowley postanowił postawić mnie na jego straży. Wiem, że ty również byłeś tam zwiadowcą.
Will skinął głową. Clarke miał rację.
Gilan klasnął i zatarł dłonie.
- Wszyscy wiecie chyba co robić. Znacie zasady. Chowamy się, przy okazji łapiąc pozostałych uczestników zabawy. Pamiętajcie tylko, aby samemu nie zostać złapanym.
Młodsi zwiadowcy zaśmiali się, a Will im zawtórował, a potem odpowiedział z uśmiechem.
- Opowiedziałeś to tak prosto, jak tylko potrafiłeś. Do diabła z takim gadaniem. Pobawmy się.
Zwiadowcy pośmiali się jeszcze trochę. Gilan pokiwał głową, gdyż rozumiał, o czym myśli jego przyjaciel.
- Dobrze. Jest wystarczająco ciemno, ale wkrótce zacznie się przejaśniać i zwiększy się widoczność i prawdopodobieństwo, że zostaniecie znalezieni.
Will opuścił głowę w zastanowieniu, gdyż coś nie dawało mu spokoju. A gdy uniósł spojrzenie, stwierdził że jest całkiem sam, a pozostali zwiadowcy zdążyli już się porządnie schować przed towarzyszami zabawy.
Ja chyba też powinienem się schować - pomyślał niepocieszony.
Zatem nakierował wzrok na pierwsze zarośla. W zdenerwowaniu szedł coraz szybciej, nie czyniąc żadnego hałasu. Oczy szybko przyzywczaiły się do leśnego półmroku. Wiedział, że znajduje się daleko od obozu korpusu. Przed sobą zauważył pole kukurydzy. Wiedział już, że właśnie tam zanurkuje. Zrobił to szybko. Wskoczył.
Jego mina zrzedła, gdy uzmysłowił sobie, że jego nogi przemokły, ponieważ pole kukurydzy okazało się być stawem, zarośniętym pałkami szerokolistnymi i stojącym na rubieży lasu.
Z ociąganiem wygrzebał się z wody i skierował się do najbliższego drzewa, aby tam odpocząć. Usiadł z przygnębieniem. Nie wiedział jak długo jeszcze będzie tak cierpiał. Jego stan emocjonalny wcale się nie polepszał, a w dodatku ciągle spotykało go nieszczęście.
Co mi się właściwie śniło? Bitwa... bitwa na zamku Araluen. Powinienem coś z tym zrobić. Boję się. Muszę powiedzieć o tym Crowleyowi. Tylko jak?
Chciał wstać i coś zrobić, kiedy przypadkowo spojrzał na leżącego w zaroślach obok, zwiadowcę. Jego oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się prosto w Willa. Widział go. Jego oczy rozszerzały się ze zdumienia, ale nie sprawiał wrażenia specjalnie zaniepokojonego, iż został namierzony. Patrzył prosto w źrenice Willa, a w jego spojrzeniu było zrozumienie.
- Zauważyłem cię pierwszy - powiedział gorączkowo Risto, wyraźnie zaskoczony czynnością towarzysza.
Will odwrócił głowę w przeciwną stronę i powiedział:
- Teraz spróbuj znaleźć Gilana.
Risto podniósł się na kolana. Will uniósł palec, zatrzymując ruchy młodszego zwiadowcy. Risto ogarnęła niepewność.
- Jeszcze jedno. Kiedy zobaczysz na skraju lasu dziwne łodygi, to to nie jest pole kukurydzy.
CZYTASZ
Zrozumieć Zwiadowcę (tom I)
FanfictionTo była noc wiosennego ekwinokcjum dnia z nocą. Zimna, z wyjącym wiatrem, przenikającym grube mury zamku, tak że gobeliny na ścianach trzepotały w jego porywach. Wokół zamku rozpościerała się gruba zasłona mgły. Odpoczynku nie było już w zamku od...