Rozdział 6.

898 29 55
                                    

Marcus Larsson 14.02.1992r.

Nikt nie potrafił pojąć mojego zachowania, ale wiedziałem, że nareszcie postąpiłem słusznie. Zbyt długo dałem ślepo prowadzić się ojcu i jego przekonaniom. Wyrządziłem zbyt wiele zła, by znowu móc żyć pełnią szczęścia, jednak postanowiłem spróbować. Chciałem nareszcie dać całego siebie, pewnej zasługującej na to osobie. Nie mogła przecież wiecznie czekać, aż stanie się ważniejsza niż gang ojca i moja praca w nim...

Sarah moja pierwsza dziewczyna i mam nadzieję, że już ostatnia. Poznaliśmy się parę lat temu w dość niezręcznych dla mnie okolicznościach. Wysyłał mnie na misje, gdzie potrzebne były nie tylko mięśnie i inteligencja muchy, a spryt i trochę zdrowego rozsądku.

Właśnie tak zaczęła się historia moja i wtedy osiemnastoletniej Sarah Walters. Szef pewnej dobrze prosperującej firmy perfum zaciągnął u mojego ojca niemały dług. Oczywiście jak to bywa w takich wypadkach, nie miał zamiaru go spłacać. Zazwyczaj właśnie tak myślą klienci Stefano, że skoro ktoś jest gangsterem to nie myśli o ściganiu dłużników. Niestety, pomylił się co do nas...

Mieliśmy ludzi, którzy zajmowali się wyłapywaniem takich przekrętów. Na biurko mojego ojca przynajmniej dwa razy w miesiącu przynoszony był spis dłużników. A wtedy zaczynało robić się nieprzyjemnie...

Z początku dłużnik dostawał malutkie upomnienie o zwrot pożyczki... Jednak jeżeli to nie skutkowało, wysyłany był do niego jeden z gangsterów, żeby go lekko zastraszyć. Oczywiście bywali delikwenci, którzy udawali wielkich macho i myśleli, że tylko tak sobie gadamy. Właśnie wtedy do akcji wkraczałem ja- najbardziej zaufany człowiek Stefano.

Znałem z planów każdy najmniejszy zakamarek biura White, a jego plan dnia recytowałem niemal przez sen. Jednak analitycy przegapili jeden bardzo istotny szczegół, który mógł zaważyć na całej mojej misji.

Nie sprawdzili, czy o pierwszej w nocy mężczyzna będzie w biurze sam...

— Nawet nie próbuj wstawać z tego fotela — powiedziałem do mężczyzny, gdy wszedłem do pomieszczenia. Oczywiście uprzednio otwierając drzwi w nieco mniej cywilizowany sposób, ale pomińmy ten temat.

— Kim jesteś?

Nie odpowiedziałem na pytanie trzydziestolatka, rozkoszując się jego strachem. Mogłem spokojnie rozejrzeć się po jego biurze, bo wątpiłem by odważył się, podnieść z miejsca. Właśnie wtedy ją zobaczyłem- brązowowłosą, młodą kobietę, która stała przy regale pełnym teczek i patrzyła na mnie wielkimi, przestraszonymi oczami. Był to najbardziej przełomowy moment tej całej prostej akcji... Musiałem poradzić sobie bez planu i zadziałać spontanicznie!

— Mama nie nauczyła, że takich rozmów nie toczy się przy kobietach — zapytałem, podchodząc do zielonookiej. — Niestety, bardzo mi przykro kochanie, ale nie mogę ci zapewnić tej jednej rzeczy. Jednak mam nadzieję, że wynagrodzę to, pozwalając pani odsapnąć na kanapie tego złamasa. — Mówiłem, prowadząc wystraszoną kobietę. Po drodze do wskazanego uprzednio mebla natknąłem się na barek, który pełen był drogich win. — Oh, prawie bym zapomniał, co to za odpoczynek bez lampki wina!

Powoli krok za krokiem z powrotem stawałem się panem całej tej sytuacji. Wykorzystałem cały swój spryt, by połączyć plan analityków z moim- wymyślonym w dwie minuty. Miałem nadzieję, że uda mi się całą sprawę doprowadzić dzisiaj do końca, bo inaczej ojciec byłby dość niezadowolony. A nie ukrywam, że i tak na moim biurku piętrzą się stosy kolejnych zleceń do wykonania...

Gdy miałem pewność, że kobieta nie da rady, wymknąć się z pomieszczenia mogłem nareszcie wrócić do głównej atrakcji tego wieczoru. Jednak tak jak się spodziewałem, White siedział tam, gdzie mu kazałem i prawie nie oddychał.

Dziecko gangu: NarodzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz