Rozdział 17.

521 15 94
                                    

Po tygodniu zniknęła większa część obrażeń odniesionych w wypadku. Jedynie ręka, która na szczęście okazała się nie być złamana, dawał mi się we znaki. Musiałam na nią uważać, bo naciągnęłam coś w okolicach nadgarstka. Jednak dniami i nocami błagałam, żeby coś okazało się być nie tak! Nie mogłam zatrzymać czasu, a tym bardziej nie miałam władzy nad procesami zachodzącymi w moim ciele. Jednak gdzieś w środku miałam nadzieję, że ktoś bardziej odważny potraktuje mnie nożem, pozwalając zostać w „szpitalu" na dłużej. Nie potrafiłam przyzwyczaić się do myśli, że po wyjściu stąd zmieni się całe moje dotychczasowe życie...

Zabierze mnie stąd... Nathaniel, który odwiedza mnie naprawdę często, opowiada mi o planach naszego ojca. Podobno całymi dniami szuka nowej siedziby dla swojej firmy i mieszkania dla naszej trójki. Nie pomaga mu jednak fakt, że musi to być miejsce naprawdę oddalone od Nowego Jorku, abym nie mogła kontaktować się z Kevinem. Zapewne boli go też fakt, że jego ukochany synalek nie popiera jego pomysłu z przeprowadzką...

Nathaniel pierwszy raz od wieków stanął po mojej stronie, broniąc mojego szczęścia. Walczy jak lew i próbuje zmusić ojca do zrezygnowania z tego poronionego planu. Jest to ciekawe doświadczenie patrzeć jak brat niweczy wszystkie dopięte na ostatni guzik sprawy naszego ojca. Gdy ten znajduje mieszkanie idealnie daleko od Marcusa, Nathaniel dzwoni do właściciela i ten dziwnym trafem nagle nie chce podpisywać umowy z naszym ojcem.

— Mellody, wszystko okej? — zapytał Cameron.

— Przepraszam zamyśliłam się — odparłam, z powrotem skupiając na nim swoją uwagę.

Ostatnio naprawdę łatwo odlatuję myślami, gdzieś do innego świata. Wiem, że potrafi to bardzo denerwować moich przyjaciół, ale czuje, że nie mają mi tego za złe. Przez czas mojego pobytu w tym zwariowany miejscu, nie ma dnia, żebym nie odwiedziła mnie tu cała nasza paczka. Chociaż nie, źle to ujęłam, bo w dalszym ciągu brakuje nam jednej osoby żeby z powrotem być tą samą ekipą.

— Wiem, że stresujesz się wyjściem ze szpitala i tą całą przeprowadzką — szepnął całując mnie w czoło. — Ale pamiętaj, że już na zawsze zostaniesz jedną z nas! To ty sprawiłaś, że się zaprzyjaźniliśmy chociaż od paru lat mijaliśmy się na korytarzach bez żadnego słowa. Uwierz, że znajdziemy cię nawet na końcu świata!

— A co jeżeli nie? Może tym razem mojemu ojcu w końcu uda się rozdzielić mnie z Marcusem i wami. Do osiemnastego roku życia to on podejmuje za mnie wszystkie decyzje. — Mówiłam, a moje słowa były pełne smutku, ale nie uroniłam już żadnej łzy. — Do czasu mojej pełnoletniości wszystko może się zmienić — powiedziałam wzruszając ramionami.—Nie chce wyjechać z dnia na dzień, bo nie dowiem się nawet co będzie z Kiki. Chce być przy niej, gdy otworzy oczy i zacznie się na nas wydzierać, albo gdy będzie odchodziła z tego świata już na zawsze.

Mój ojciec nie jest w stanie pojąć, że ludzie których tak strasznie się brzydzi są dla mnie aż tak ważni. Rozmawiałam z nim dwa dni po tym jak dowiedział się całej prawdy i nie dopuścił mnie do słowa. Stał na środku tej cholernej sali i darł na mnie mordę. Nie wiedział nic o tych ludziach, o łączących nas relacjach i o tej prawdziwej mnie. Jednak nie powstrzymało go to przed wydaniem tak fałszywego osądu... Próbowałam wywalczyć sobie prawo do głosu, ale z tym człowiekiem nie da się rozmawiać w normalny, cywilizowany sposób.

Wtedy chciałam go błagać o to by pozwolił mi tu zostać, aby dał mi szansę sprawdzić co stanie się z moją przyjaciółką. Jednak po tamtej godzinie pełnej krzyków, uświadomiłam sobie jak bardzo gdzieś ten człowiek miał moje uczucia. Nie obchodziło go, że mogłam zginąć, a uratowała mnie wskazówka od dziewczyny, której tak nienawidził. Nazywał gangu wuja miejscem, dla potworów bez duszy podczas gdy to on nim był...

Dziecko gangu: NarodzinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz