– Otwórzcie główny wjazd – powiedział Jace do swojej bransolety.
Oczywiście czarno-srebrna bransoleta na jego lewej dłoni musiała być jakimś rodzajem komunikatora, bo już po chwili Serena patrzyła oniemiała, jak to, co przed chwilą było zbitą górą skalną, rozsuwa się, tworząc dla nich szeroki wjazd.
Wjechali powoli do środka, a skalne wrota zasunęły się za nimi, odcinając im widok na las. Serena była pod wrażeniem. Na zewnątrz nic nie wskazywało na to, że pomieszczenie będzie aż tak ogromne.
Jace zaparkował pomiędzy innymi pojazdami i wyłączył silnik.
– Dalej się przejdziemy – oznajmił.
Serena zawahała się.
– Raczej nie mieszkasz tu sam, co?
Wargi Jace'a wygięły się w uśmiechu.
– Nie. Trochę za duża przestrzeń, jak dla jednej osoby.
Zdezorientowana rozejrzała się wokół.
– Wszystko ci wytłumaczę i pokażę po drodze, chodźmy. – Wysiadł z autoshotu i okrążył go, by otworzyć jej drzwi. – Jest już bardzo późno. A może wcześnie? W każdym razie, na pewno jesteś bardzo zmęczona po całej nocy na nogach.
Serenę bardzo ujęła troska Jace'a. Siedziała chwilę zamyślona, po czym schyliła się, ściągnęła kozaki i wysiadła z pojazdu boso. W ręku trzymała swoje znienawidzone buty.
Jace popatrzył na nią zdezorientowany.
– Co robisz?
– To twój samochód? – Zagryzła wargę.
– Autoshot. Model Tx-pięć, mówiąc dokładniej.
– A więc twój, czy nie?
– Zazwyczaj tak. – Wzruszył ramionami.
– Co to znaczy „zazwyczaj"?
– To znaczy, że często korzysta z niego mój brat, czasem inni moi ludzie.
– Czy ma on jakiś schowek?
– Oczywiście. – Podszedł od tyłu do pojazdu i nacisnął jakiś guzik, w wyniku czego klapa zakrywająca coś na wzór bagażnika, uniosła się, ukazując porozrzucane po wnętrzu bliżej nieznane jej przedmioty. Uniosła skrawek jakiegoś materiału i przykryła nim swoje buty.
– Jak będziesz używał go ponownie, to pozbądź się ich, proszę.
– Nie ma sprawy – odpowiedział ostrożnie. – Ale chyba nie zamierzasz iść boso po ziemi?
– Zamierzam. Muszę. Nie chcę się pokazać w tych butach komukolwiek tutaj. Od razu będzie widać, skąd mnie przywiozłeś – oznajmiła, szczelnie otulając się jego kurtką, po czym zadarła głowę, by spojrzeć na niego. Rany, prawie zapomniała, jaki był wielki. Teraz, bez wysokich obcasów, sięgała mu ledwie do ramienia.
– Nie chcę być niesłusznie oceniona. Potrzebuję odciąć się zupełnie od dawnego życia. Rozumiesz to, prawda? – Dobrze, ze jego wielgachna kurtka dokładnie ją okrywała, to przynajmniej nie widać było ubrania pod spodem.
– Rozumiem – przytaknął. – Chodź, poniosę cię. – Wyciągnął do niej ramiona.
– Nie, dzięki. – Cofnęła się poza zasięg jego rąk. – Mogę iść sama.
– Nie chcę, żebyś się zraniła.
Uśmiechnęła się. Jego opiekuńczość była ujmująca.
CZYTASZ
Wojowniczka
ParanormalSerena urodziła się i wychowała w zakładzie karnym dla najbardziej niebezpiecznych i agresywnych kobiet na Nowej Ziemi. Jej życie nie należy do niej, a teraz, po śmierci matki, łajdacki naczelnik więzienia zamierza wystawić dziewczynę na sprzedaż. S...