20

26.4K 1.1K 31
                                    

Serena siedziała na kanapie, po śniadaniu, usiłując rozczesać splątane włosy. Krzywiła się i pojękiwała, męcząc się ze szczotką.

– To wszystko przez ciebie. Miałam nałożyć odżywkę, ale mnie rozproszyłeś – poskarżyła się i jęknęła, wyrywając sobie kolejne kosmyki.

– Ja tylko dołączyłem do ciebie pod prysznicem, żeby umyć ci plecy.

– Wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko na plecach się skończyło.

Co prawda nie kochali się, ale jego wszędobylskie łapska skutecznie odwróciły jej uwagę od powodu, przez który zdecydowała się na prysznic.

– Narzekasz?

– Narzekam, bo teraz mnie boli – marudziła, patrząc na Jace'a z wyrzutem.

– Daj. – Jace zabrał jej szczotkę i usiadł przy Serenie, odwracając ją do sobie plecami. – Pomogę ci, skoro jestem głównym winowajcą.

– Jesteś – potwierdziła butnie, a zaraz po tym jęknęła, gdy Jace zaczął delikatnie pracować nad jej włosami. – Mmm... to bardzo przyjemne.

– Byłbym wdzięczny, gdybyś nie wydawała takich odgłosów – jęknął zbolałym głosem Jace.

– To trudne, jest mi za dobrze – mruknęła z zamkniętymi oczami.

– Bo przestanę – zagroził.

Westchnęła ciężko, a następnie zachichotała.

– Postaram się.

Ona chichotała. Naprawdę chichotała. Kto by pomyślał, że kiedyś będzie miała ku temu powód.

Jace poświęcił mnóstwo czasu i cierpliwości na rozczesanie plątaniny na jej głowie. Po skończonej pracy, z dumnym uśmiechem, oddał jej grzebień.

– Skończyłem.

– Dzięki .– Nachyliła się i pocałowała go w policzek, zanim wstała i skierowała się do łazienki. Mężczyzna, jak cień, podążył za nią i stanął w progu, opierając się jednym ramieniem o futrynę i obserwując jej poczynania. Zaczynała podejrzewać, że Jace nie zna terminu „przestrzeń osobista".

Nie zamierzała jednak narzekać, skoro taki seksowny mężczyzna wpatrywał się w nią z ogniem w oczach.

Oprzytomniała i zmieszała się nieco, gdy wyciągnęła tubkę z lekarstwem i zaczęła smarować bliznę.

– Nie masz nic przeciwko, że zamówiłem ci ten krem? – Jace przerwał ciszę.

– Nie, skądże. – Posłała mu w lustrze uspokajający uśmiech.

Mówiła prawdę. Naprawdę nie miała. Gorące spojrzenia Jace'a już na samym początku utwierdziły ją w przekonaniu, że wszystko mu się w niej podobało. Co prawda, w pierwszej chwili, widok kremu w jej kosmetyczce zaskoczył ją, ale po szybkim zastanowieniu doszła do oczywistego wniosku, że nie mogła przypisać temu epizodowi niczego niewłaściwego. Jace od początku ich znajomości nie robił nic innego, jak tylko dbał o jej dobre samopoczucie i bezpieczeństwo. Lekarstwo, więc, nie mogło być niezbyt subtelną aluzją, co do tego, że powinna była coś zrobić ze szpecącą ją blizną.

– Zrobiłem to tylko dlatego, że rana nie wygląda na do końca zagojoną.

– Bo nie jest – potwierdziła, zaciskając usta.

Spojrzenie Jace'a zmiękło.

– Kiedy się zraniłaś?

Serena wstrzymała oddech, niepewna czy powinna powiedzieć mu prawdę, ale dotąd opowiedziała mu o sobie już tak wiele, że nie było sensu, by ukrywać kolejny niemiły szczegół z jej życia.

WojowniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz