Epilog

37.9K 1.8K 458
                                    

Dwa miesiące później


Jared zmrużył oczy, przypatrując się partnerce jego brata.

Coś tu było zdecydowanie nie tak. Zapach Sereny delikatnie się zmienił. Ona cała była jakaś inna. Łagodniejsza i promieniała, rozsyłając na prawo i lewo radosne uśmiechy.

I te spojrzenia, które co chwilę wymieniała z Jace'em – jakby mieli jakiś sekret, o którym nieustannie sobie przypominali. Jego brat również zachowywał się dziwnie. Chodził dumnym krokiem i miał ten swój Jestem-Zajebisty-W-Chuj uśmieszek, przyklejony do szczęśliwej facjaty. Już nie mówiąc o tym, że co chwilę dotykał Sereny.

To, że ta dwójka nie mogła oderwać od siebie rąk już od samego początku ich znajomości, nie było niczym nowym. Jared przywykł do tego widoku. Ale teraz to było coś innego. Palce Jace'a nieustannie muskały bok Sereny. Bok? Nie! Jego bliźniak starał się dyskretnie dotykać jej brzucha!

Jace i dyskrecja – prychnął w myślach. Czy to możliwe, że...?

Wstrzymał oddech i nastawił uszu, wyciszając w głowie wszystkie dźwięki, poza jednym. I usłyszał to, co podejrzewał: ciche, szybkie i rytmiczne puk-puk-puk, w cieniu głośnego bicia serca partnerki jego brata. Ciężarnej partnerki.

Momentalnie zesztywniał na całym ciele.

Jace spojrzał na niego, uśmiechnął się zarozumiale i zapytał kpiąco:

– Coś nie tak, braciszku?

Jared zignorował kretyna, a trybiki w jego głowie zaczęły intensywnie pracować.

Serena była w ciąży i była to zajebiście dobra wiadomość dla Rasy, ale już nie tak fajna dla niego osobiście. Nie, żeby nie miał cieszyć się szczęściem brata. Nie o to chodziło. Po prostu wiedział, co to dla niego oznaczało: za parę miesięcy Jace ponownie przerzuci na niego wszystkie swoje obowiązki, aby stale być przy Serenie, gdyby czegoś potrzebowała. A później urodzi się dziecko i będzie jeszcze gorzej. Prawdopodobnie przez pierwsze tygodnie nie wyściubi nosa poza ich kwaterę. Doskonale pamiętał, jak Maacah oszalał, kiedy Reena zaszła w ciążę, więc wiedział czego się spodziewać.

Miał przejebane.

Ale dopiero za parę miesięcy.

Zerwał się od stołu w jadalni, zwracając na siebie uwagę innych.

– Opuszczam Siedlisko. Będę przez jakiś czas w chacie.

Jace wybuchnął śmiechem.

– Spodziewałem się tego. Wróć za parę miesięcy, będę cię potrzebował.

– Nie wątpię, że będziesz – niemal wypluł, a ten kretyn, Jace, puścił mu oczko.

– Dzięki, braciszku.

Pierdol się – pomyślał i przekazał mu to wzrokiem. – I gratuluję.

– O co chodzi? – zapytała szeptem Serena.

Jace, zaśmiewając się, pochylił się nad jej uchem i również wyszeptał:

– Jared nam gratuluje.

Usta Sereny złożyły się w zdziwione „o", zanim przeniosła wzrok ze swojego partnera na niego i uśmiechnęła się niepewnie, zagryzając wargę. Nie był dupkiem i nie chciał, żeby źle odebrała jego zachowanie, więc zanim wyszedł posłał jej łagodne spojrzenie i skinął głową w pozdrowieniu.

Zostało mu parę miesięcy i zamierzał je dogłębnie wykorzystać. W błogiej samotności.


KONIEC

WojowniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz