Jace odprowadził Serenę rozbawionym wzrokiem. To było niesamowite, jak łatwo można było ją zawstydzić i nie mógł się powstrzymać, by tego nie robić. Zbyt bardzo podobał mu się widok rumieńców na blado kremowej skórze Sereny.
– Może jutro na chwilę tutaj zajrzę, ale na twoim miejscu raczej nie liczyłbym na to – zwrócił się do brata i zaczął tyłem wycofywać się, odprowadzany gniewnym spojrzeniem Jareda.
– Jasne, weź sobie ile chcesz wolnego i, proszę, daj mi więcej zadań! Tak bardzo się nudzę, a przecież wiesz, jak uwielbiam być obciążony sprawami Rasy i zadaniami, które należą do ciebie – ironizował Jared.
Jace zamrugał i uniósł brwi w niewinnym wyrazie miłego zaskoczenia.
– Naprawdę? To bardzo miłe z twojej strony, braciszku, chętnie skorzystam.
Pierdol się – powiedziały mu zmrużone, wkurzone oczy Jareda. Czasem był bardzo dobry w odczytywaniu myśli jego brata.
Śmiał się na głos, kiedy zamykał za sobą drzwi i dołączał do zagniewanej Sereny.
– Nie widzę nic śmiesznego w tej sytuacji.
– A ja owszem. – Jace zaśmiał się głośniej i chwycił ją za rękę. – Może zmieniłaś zdanie i chcesz wrócić do sypialni? – wymruczał, kciukiem pieszcząc wewnętrzną stronę jej dłoni.
– Kusisz. Ale bardzo chciałabym zobaczyć dzieci. Czy istnieje taka możliwość? Jeszcze nigdy ich nie widziałam. To znaczy na żywo.
– Wobec tego powinniśmy pójść do żłobka jutro, kiedy tam będą. Zobaczysz od razu całą gromadę naraz. Dziś już jest za późno i nikogo tam nie ma.
Zatrzymała się gwałtownie i westchnęła, trochę zrezygnowana.
– A więc, jutro.
Zanim jednak wrócili do sypialni, Jace zaprowadził Serenę do wspólnej jadalni, gdzie zjedli kolację.
Co prawda chciał im zamówić jedzenie do kwatery, uznając, że Serena miała już dość na dzisiaj natarczywych spojrzeń jego ludzi, ale zaskoczyła go, gdy stanowczo odmówiła. Powiedziała, że nie będzie się chowała, i że im częściej będą ją widywać, tym prędzej się do niej przyzwyczają i przestaną się w nią wgapiać, jak w jakieś zwierzę w zoo. Czymkolwiek to zoo było.
Był z niej bardzo dumny.
***
Zajęli miejsca przy jednym ze stołów, a Jace poszedł do bufetu napełnić im talerze. Serena w tym czasie obserwowała dużą jadalnię, do której powoli zaczęli schodzić się ludzie Rasy. Każdy od razu po wejściu mierzył ją ostrożnym spojrzeniem, jakby była dla nich jakimś zagrożeniem, czy coś. Śmieszne.
Czuła się jak dziwoląg, ale zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie minie trochę czasu, zanim przestaną na nią zwracać uwagę. A przynajmniej miała taką nadzieję.
Podczas jedzenia przysiadło się do nich parę osób, w tym Jared i Cade, także Serena cieszyła się, że miała okazję porozmawiać nie tylko z Jace'em. Co prawda jego brat nie mówił zbyt wiele, ale gdy zobaczyła, że nie tylko z nią nie rozmawia, zrozumiała, że nie wynikało to z jego niechęci do niej. Był po prostu milczącym typem, skupiał się bardziej na słuchaniu i obserwacji innych.
Za to Cade'owi usta się nie zamykały. Niestety.
– Gdzie pracowałaś, zanim Jace cię porwał?
– Byłam kelnerką – odpowiedziała wymijająco.
– W restauracji?
Skrzywiła się.
CZYTASZ
Wojowniczka
ParanormalSerena urodziła się i wychowała w zakładzie karnym dla najbardziej niebezpiecznych i agresywnych kobiet na Nowej Ziemi. Jej życie nie należy do niej, a teraz, po śmierci matki, łajdacki naczelnik więzienia zamierza wystawić dziewczynę na sprzedaż. S...