#7#

3 0 0
                                    

Zbieg okoliczności?

____________________________

Ponownie spojrzałem na godzinę na wyświetlaczu telefonu i nie mogłem usiedzieć w miejscu. Wtedy wyszedłem z domu coś koło 11 a w parku byłem już pół godziny później. Teraz jest dopiero 10.13, a ja już mam ochotę wybiec z domu i mieć nadzieję, że tamten koleś też wpadnie na pomysł, żeby przyjść do parku i oddać mi moją bransoletkę. Chociaż może jak wyjdę wcześniej, to zajdę jeszcze do sklepu po jakieś picie, bo w taki upał nie można pozwolić sobie się odwodnić. Z domu wyszedłem w mniej niż 5 minut i już byłem w drodze do parku. Tak jak pomyślałem wcześniej, zaszedłem do sklepu po picie i już miałem skręcać do działu z napojami, kiedy na kogoś wpadłem.

- Coś chyba za często na siebie wpadamy, nie uważasz Gabriel?

- Czy ty to robisz celowo?

- Nope. Czysty przypadek, albo zwyczajnie myślimy tak samo.

- Mhm.

Moim zdaniem to albo on mnie dokładnie śledzi, albo najwyraźniej to musi być jakiś wręcz niesamowity zbieg okoliczności. Wyminąłem go i zacząłem się rozglądać za Tymbarkiem o smaku jabłko mięta. Dziwne, ale nie ma go wśród innych smaków, a wiem, że zawsze jest w tym samym miejscu.

- Jeśli szukasz Tymbark jabłko mięta, to wiedz, że ja wziąłem ostatnią butelkę, bo jakiś facet zabrał prawie wszystkie. Ale jak chcesz, to mogę się podzielić.

- Nie dzięki.

Wziąłem butelkę Tymbarku o smaku malina mięta i poszedłem do kasy. On cały czas podążał za mną jak bezpański pies. Zapłaciłem za swoje picie i zaczekałem na zewnątrz aż i on wyjdzie ze sklepu. Był nieco zaskoczony na mój widok.

- O jesteś, myślałem, że znowu gdzieś uciekniesz.

- Okej, spytam prosto z mostu. Masz moją bransoletkę?

- Mówisz o tej z rzemyków?

- Tak mówię o niej.

- To mam złe wieści, ale kiedy tak pociągnąłeś ręką, to ona tak jakby... porwała się.

- Co?!

Nie wytrzymałem i podniosłem głos. Zakrył mi usta dłonią i rozejrzał się nerwowo.

- Nie tak głośno aniołku, bo ludzie się dziwnie na nas gapią.

Zabrałem jego rękę z mojej twarzy i spojrzałem na niego zły.

- A w dupie ich mam. Masz moją bransoletkę, czy nie?

- Mam ją, ale musiałem coś zrobić, ponieważ jeden ze sznurków rozerwał miejsce, gdzie był zawiązany na rzemyku.

- Co zrobiłeś z moją bransoletką?!

- Może nie tutaj, chodź do parku i tam porozmawiamy spokojnie.

- A może ja nie chcę iść do parku?

Podszedł do mnie i spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem z oczach, od którego przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

- Posłuchaj, albo pójdziesz ze mną do parku i tam porozmawiamy spokojnie i oddam ci twoją bransoletkę, albo przerzucę cię przez ramię jak worek kartofli i sam zaniosę. To jak, co wybierasz?

Zasrany szantażysta, na pewno nie zamierzam być poniżonym przez niego, niosącego mnie przez pół miasta. Łypnąłem na niego z ukosa i poszedłem w kierunku parku.

- Grzeczny aniołek.

- Jeszcze raz tak do mnie powiesz, a przysięgam, że zedrę ci z twarzy ten zasrany uśmieszek.

- Mój ty mały brutalu.

- Wal się.

Live... For meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz