Haruka
Kiedy znowu siedziałem na lekcji japońskiego nic do mnie nie docierało. Nic, a nic. Żadne słowo. Kreśliłem znaki i kreski po kartkach zeszytu nawet nie myśląc co zapisuję. Bez cienia mojej własnej inicjatywy moja dłoń prowadziła długopis po papierze. Jednak nawet dzisiaj pani Kakashi nic nie powiedziała. Tylko patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę. Z letargu obudził mnie dzwonek kończący lekcję. Spojrzałem na zeszyt. Znowu. Znowu zamiast notatek mam jakieś bezsensowne rysunki. Kiedy ja je robię? Co się ze mną dzieje? Szybko spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem z klasy. Ostatnie dwie godziny to wychowanie fizyczne, potem mogę wracać bezpiecznie do domu. Tylko dwie godziny. Szybko przemknąłem przez korytarze. Usiadłem na parapecie obok szatni. Wszyscy byli na podwórku z racji pięknej pogody. Dlaczego szum wiatru i śpiew ptaków mnie nie cieszy? Westchnąłem i wyjąłem z torby zeszyt i ołówek. Zacząłem coś rysować. Luźne kreski zaczęły ukazywać, jakiegoś potwora wyłaniającego się z wody.
- Eh.. Ładny autoportret - mruknąłem sam do siebie. Schowałem zeszyt i wszedłem do szatni. Nie lubiłem przebierać się przy wszystkich, to zawsze było bardzo krępujące. Dlatego zawsze czekałem aż pozostali wyjdą, aby móc w spokoju się przebrać. Po zamienieniu mundurka na strój sportowy wolnym krokiem udałem się na salę gimnastyczną.
- Małe żałosne stworzenie
- Psorze, dlaczego on musi być w naszej drużynie?
Te głosy. Byłem jednak niemal pewny, że nie należały do żadnego z uczniów. Znowu tu były. Usiadłem na podłodze i zasłoniłem dłońmi uszy. Tak bardzo. Tak bardzo nie chciałem ich słyszeć. Co się działo? Dlaczego ja to słyszę? Przerażające myśli i głosy ustąpiły gdy na salę wbiegła reszta klasy. Westchnąłem. Kolejny dzień do odhaczenia. Zacząłem biec te jakże fascynujące kółeczka dookoła sali.***
Jeśli sądzicie, że kiedykolwiek oszaleliście to jesteście w błędzie. Chociaż może i nie. Może znacie to uczucie.
Nieśpiesznie wszedłem do domu. Cisza. Jak zwykle. Mama siedziała przy stole i wypełniła jakieś papiery. Udałem się na piętro. Kiedy otworzyłem drzwi do pokoju... Ktoś tam stał. Wysoki mężczyzna. Jego długie włosy mogłyby sprawić, że pomylony mógł być z jakimś średniowiecznym wojownikiem. Jego szata była poszarpana i zaplamiona krwią. Jego miecz lśnił w słabym świetle jakie wpadło przez zasłonięte okna.
- Nie powinieneś był się urodzić...
Jego głos... To głos mojego ojca... Przerażony rzuciłem się do ucieczki. Wycofując się uderzyłam udem w kant biurka. Upadłem na podłogę, prosto pod jego nogi. Mężczyzna patrzył martwo.
- K-kim jesteś? Czego chcesz? - wyszeptałem cicho. Nagle wszędzie zaczęły pojawiać się mary jak z najgorszych koszmarów. Otoczyły mnie. Rozległy się te głosy.
- Powinieneś umrzeć!
- Kim ty jesteś?
- Dokąd zmierzasz?
- Zgiń! To jedyne co zrobisz dobrze!
- Zabiłeś ojca!
- Dość! - krzyknąłem przez łzy. Zakryłem dłońmi uszy by ich nie słyszeć. Stały się tylko głośniejsze. Chwyciłem leżący na biurku scyzoryk. Pamiątka po licznych wypadach do lasu z ojcem zanim stał się inny. Bez cienia namysłu wbiłem ostrze w nadgarstek. Te głosy nie cichły. Chcę zniknąć! Może one też znikną. Straciłem jasność umysłu. Nic już nie miało sensu. Ostanie co pamiętam to głos matki wołający moje imię. Później..? Później te głosy pochłonęły całego mnie...
CZYTASZ
Czy naprawdę istniejesz? [HaruMako]
RandomWidzę coś czego inni nie widzą. Słyszę głosy, których inni nie słyszą. To wszystko po czasie znika. Więc skąd mam wiedzieć czy ty też nie znikniesz? ******* Jest to pierwsze... Coś jakie napisałam (a zaczęłam jako... Nie nazwę się nawet "niedoświadc...