#45

51 3 1
                                    

Haruka

- Co wy tu robicie dzieciaki? - spytał jeden z nich, chyba ten, który mijał nas zanim zniknął w sali. Nie... Ten jest bardziej przystojny niż tamten.
- Co się z nim dzieje? - przełamałem lęk społeczny i zadałem ciche pytanie.
- Możesz powtórzyć? - spytał mężczyzna. Jak zwykle nikt mnie nie słuchał. Lub przez zmęczenie płaczem byłem tak słabo słyszalny?
- On się pyta co z Makoto. - wtrąciła niebieskowłosa.
- Nie mogę udzielać takich informacji kimś kto nie jest z rodziny. - lekarz walnął klasyczną procedurę.
- Dobra, on jest tego chłopakiem - Rin chwycił rękaw mojej kurtki i przeciągnął przed doktora. - Taka bliska relacja panu wystarczy? - bordowowłosy był już zdecydowanie zdenerwowany.
- Dobra. Wasz kolega miał pewne problemy ale udało się opanować sytuację. - bez większego wyjaśnienia nas wyminął mrucząc coś pod nosem i szczeniakach.
- Dokładniej się nie dało? - burknęła niebieskowłosa. - Idziemy?
- Gdzie? - spytałem cicho. Dziewczyna uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Do Makoto debilu. Serio wasza inteligencja jest siebie warta. - złapała Rina za dłoń i pociągnęła do drzwi, a ja jak piesek podreptałem za nimi. Białe drzwi zostały pchnięte, a mi ukazał się rozdzierający serce widok. Mój ukochany leżał na białym łóżku podłączony do kroplówki i jakiś urządzeń, które stale monitorowały jego funkcje życiowe. Spojrzałem na starannie zabandażowane ręce. Dotknąłem moich blizn. Były głębokie i szpeciły moje ramiona. Jak ja mogłem dopuścić aby Makoto też sobie coś takiego zrobił? Zacząłem płakać i usiadłem na małym plastikowym krzesełku. Zakryłem dłonią usta chcąc jakoś powstrzymać łzy i ukryć drżenie głosu.
- Przepraszam. Makoto tak bardzo cię przepraszam. Byłem głupi. Bardzo głupi. To nie powinno się tutaj skończyć. Nie powinno. Proszę obudź się. Będę lepszym chłopakiem, obiecuję. Jak stąd wyjdziesz to zabiorę cię nad wodę. Pójdziemy pływać. Pamiętasz takie mieliśmy plany... Przepraszam Makoto. Proszę wybacz mi. Kocham cię - dławiłem się łzami i słuchałem drżenia własnego głosu. Delikatnie dotknąłem jego dłoni tak jakby był ze szkła, a ja w każdej chwili mogłem go stłuc. Co ja mówię, już to zrobiłem.
- Haruka, my spadamy. Idziesz z nami? - moją ciszę przerwał Rin. Spojrzałem na nich, a potem mój wzrok wrócił na Makoto.
- Nie. Zostanę jeszcze - odparłem cicho. Byłem bardzo na siebie zły, że chłopak leży tutaj z mojego powodu. Rin z dziewczyną wyszli, a ja zostałem sam. Usiadłem wygodnie na krzesełku i patrzyłem na śpiącego Makoto. Dziwnie było na niego tak patrzeć. Nie mogłem uwierzyć, że to ten sam chłopak, który jeszcze kilka dni temu pilnował mnie abym nic sobie nie zrobił. Teraz ja patrzyłem jak on cierpi. Znowu zacząłem płakać. Nawet nie wiedziałem, że dysponuje takim zapasem łez. Chciałem wypłakać je wszystkie. Delikatnie chwyciłem dłoń Makoto, ostrożnie aby nie uszkodzić kroplówki. Kciukiem zacząłem gładzić wierzch jego dłoni. Były ciepłe i przyjemne w dotyku. Tak jak je zapamiętałem.
- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam. Nie wiem dlaczego wtedy się nie odwróciłem z powrotem do ciebie. Dlaczego nie pozwoliłem ci mówić. Dlaczego... byłem taki okropny. Proszę, jeśli się obudzisz zrobię wszystko abyś mi wybaczył. Nawet jeśli będzie to oznaczało, że będę musiał odejść. Będę chciał twojego szczęścia. Więc będę gotowy na wszystko. Nawet jeśli będę musiał odejść... - powtórzyłem ostatnie słowa bardzo cicho. Bałem się, że chłopak będzie chciał abym odszedł. Pochyliłem się i delikatnie pocałowałem go w czoło. Usiadłem prosto i spojrzałem za okno. Było już ciemno. Widać było nieliczne gwiazdy.
- W-więc proszę, nie odchodź...
Usłyszałem cichy szept. Z początku myślałem, że śnię ale kiedy poczułem jak niedoszły samobójca ściska moją dłoń z oczu poleciały mi łzy szczęścia.
- M-Makoto... Ty żyjesz. Boże przepraszam tak bardzo. Ja..
- Nie gadaj tyle tylko mnie pocałuj - wyszeptał i uśmiechnął się do mnie. Szybko wykonałem jego polecenie delikatnie zagryzając jego dolną wargę.
- Kocham cię. - wyszeptałem cicho i usiadłem na skraju łóżka w dalszym ciągu trzymając jego dłoń. - Bardzo cię kocham

Makoto

Lubiłem słuchać jak Haru tak mówi. "Kocham cię". Te dwa małe słowa były dla mnie wszystkim. Szczególnie z jego ust. Poczułem ostry ból głowy i skrzywiłem się lekko.
- Makoto? Wszystko dobrze? - spytał zaaferowany chłopak.
- Tak. Tylko boli mnie głowa. - wyznałem cicho.
- Chcesz wodę?
- A przyniesiesz?
- Dla ciebie wszystko - puścił moją dłoń i wyszedł z sali. Spojrzałem na ręce. Bandaże w tak charakterystycznych miejscach nie dały mi myśleć, że trafiłem tutaj bo zemdlałem. Chociaż pewnie to też udało mi się zrobić. Pamiętałem wszystko. To jak wbiegłem do domu. Zamknąłem się w pokoju. Zaślepiony bólem ciąłem ręce. Krzyki po drugiej stronie drzwi. Moment, w którym zmęczony opadłem na podłogę. Rin krzyczący coś. Zimne dłonie na mojej skroni i tyle. Obudziłem się tutaj. Słyszałem wszystko. Każde słowo. Spojrzałem jeszcze raz na ręce. Ostatnio lekarze mówili, że trzy sekundy więcej i zginąłbym. Ciekawe jak było teraz?
- Makoto-chan - do sali wrócił Haruka. Chciałem wziąć wodę ale on mi jej nie podał. Podszedł bliżej.
- Pomogę ci - usiadł obok i trzymał plastikowy kubeczek przy moich ustach.
- Dam sobie radę - uśmiechnąłem się lekko.
- Nie. Chcę ci pomóc. Chcę jakoś to odpracować - szepnął. Wiedziałem, że po słowem "to" ukrył coś czego nie chciał mówić na głos. Pozwoliłem mu, bo widziałem jak bardzo jest mu przykro.
- Więc... To był inny numer? - spytałem kiedy Haru zaczął tłumaczyć mi dlaczego tak zareagował.
- Tak... Był w moim telefonie zapisany jako ty. Nie wiem dlaczego nie zauważyłem różnicy tej cyfry. Wybacz. Naprawdę nie wiem skąd ubzdurałem sobie, że ty i Rin chcieliście się mną zabawić. - skończył swoją opowieść.
- Pokażesz ten numer? - poprosiłem, a chłopak pokazał mi telefon. Przeczytałem kilka wiadomości. Gdybym ja takie dostał też pewnie czułbym się źle. Może też miałbym podobne podejrzenia do Haru. Jednak największym szokiem był numer. Ja znałem ten numer. I wiem gdzie muszę w najbliższym czasie zadzwonić.
- Coś się stało? - spytał Haru, kiedy zagapiłem się w numer.
- Nic. Tylko ten numer coś mi przypomina. - nie kłamałem. - Tylko nie wiem co - teraz kłamałem. Ale to dla dobra sytuacji. - Która godzina? - spytałem Haru, a ten szybko sprawdził godzinę na telefonie.
- Za dwadzieścia minut będzie północ.
- Masz gdzie spać? Czy wracasz do domu?
- Nie zostawię cię. Mogę spać na tym krześle - uśmiechnął się lekko.
- O nie, nie, nie kochanie - przysunąłem się bliżej chłopaka robiąc miejsce po lewej stronie łóżka. Poklepałem miejsce obok siebie.
- Zapraszam tutaj. Hop, hop
- Ale będę ci przeszkadzał. Musisz odpocząć
- Cichaj kotek. Połóż się obok, bo będzie mi smutno - wydąłem usta i zrobiłem smutną minkę. Czarnowłosy zdjął kurtkę i położył na krześle, na którym chwilę temu siedział. Zauważyłem, że miał na sobie zieloną bluzę. Położył się obok mnie na prawym boku i przytulił się. Lewą dłoń położył na mojej klatce piersiowej. Poczułem jego oddech na swojej szyi. Chłopak odpłynął niemal natychmiast jak się położył. Odwróciłem głowę i pocałowałem go w czoło.
- Dobranoc kotku - szepnąłem i splotłem nasze palce z jego dłonią, która spoczywała na moim mostku.
- Dobranoc... Kocham cię.. - wymruczał sennie Haru. Zamknąłem oczy z uśmiechem na twarzy. Dobrze, że nie umarłem. Nigdy więcej tego nie zrobię. Nie chcę stracić takich pięknych chwil. Najważniejsze chwile są z tych, których kochamy. Samobójstwo nie byłoby moim wyjściem. Nawet nie pocieszeniem. Może wtedy kiedy emocje przejęły kontrolę wydawało mi się to ale takie nie jest. Dlatego nie można dać ponieść się emocjom. Bo jeden niewłaściwy krok lub za mocne cięcie, a znajdziemy się tam gdzie nie powinno nas jeszcze być.

Czy naprawdę istniejesz? [HaruMako]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz