#38

52 4 4
                                    

Makoto

Kamień z mojego serca spadł z głuchy odgłosem kiedy Haru cicho się przywitał. Najdelikatniej jak umiałem pomogłem mu wstać. Trząsł się lekko ale poza zadrapaniem na policzku chyba nic mu nie było. Objąłem chłopaka i pogłaskałem po włosach.
- Musisz uważać na siebie, kotku - lekko uśmiechnąłem się do niebieskookiego.
- Dobrze, Makoto. - skinął głową i nagle się ożywił. - Właśnie miałem ci coś pokazać! - odsunął się lekko ode mnie i zaczął podwijać rękawy. Tym co miał mi zaprezentować okazały się jego zabandażowane ręce.
- Coś się stało? Zraniłeś się po tym jak wyszedłem? - stopień mojego niepokoju ponownie gwałtownie wzrósł. Ostrożnie dotknąłem białego materiału, tak jakby był zrobiony ze szkła i w każdej chwili mogłem go zepsuć.
- Głupiutki Makoto. Schowałem swoje rany. - uśmiechnął się jak dziecko. Jego zachwianie było dziwne. Zbyt dziwne nawet jak na Haru. Wolałem nie wnikać. Może były to skutki jego choroby.
- Ale dlaczego? Bolały cię? - spytałem ze zmartwieniem. - Zraniłeś się bardziej?
- Nie głuptasie. Chciałem abyś nie musiał na nie patrzeć. Przecież chcesz mieć pięknego chłopaka, a nie takiego porysowanego. - zaczął się tłumaczyć i z powrotem naciągnął rękawy. - Idziemy pograć? Chciałem znowu zobaczyć jak pięknie grasz. - pociągnął mnie w stronę boiska. Lekko utykał ale utrzymywał, że nic mu nie jest. Taką też miałem nadzieję. Chwilę później patrzyłem jak czarnowłosy próbuje trafić do kosza. Zabawnie było patrzeć na jego nieudacznictwo w moim ulubionym sporcie. Nie rozumiałem dlaczego zakrył swoje blizny. Może zrobił to aby nie musieć na nie patrzeć. Każdy ma w końcu coś co chce ukryć. Tyko dlaczego chciał ukryć je przede mną? Nie przeszkadzały mi jego blizny. Jednak we własnej opinii Haru przypominał sobie samemu porysowane lustro. A w porysowanym lustrze nie widzisz czystego obrazu. Jednak ja widziałem czystego Haru. Źle czułem się z tym, że się przede mną chowa.
- Makoto patrz! - krzyknął, a ja przeniosłem na niego wzrok. Chłopak wykonał niezbyt dokładny dwutakt i rzucił piłkę. Ta uderzyła o tablicę i wpadła prosto do kosza. Uśmiechnąłem się i zaklaskałem w dłonie.
- Brawo! Jeszcze chwila a będziesz tak dobry jak ja - rozłożyłem ramiona i pozwoliłem młodszemu się do mnie przytulić. Chłopak schował twarz w mojej bluzie i nagle cichutko kichnął. W tej chwili naprawdę przypominał kotka. Zmarszczył nosek i kichnął jeszcze raz.
- Makoto - wydął ust i przeciągnął moje imię. - Dlaczego twoja bluza tak śmierdzi?
- Śmierdzi? - powtórzyłem i powąchałem materiał. Jedyne co mogłem poczuć to moja woda kolońska. - Sugerujesz, że moja ulubiona woda kolońska śmierdzi? - spojrzałem na chłopaka i próbowałem udawać wściekłego.
- Kąpałeś się w niej, czy co? - Haru zakrył twarz dłońmi i zaczął biec, a ja rzuciłem się nim w pogoń. Goniliśmy się kilka minut wokół po boisku aż dopadłem mojego chłopaka pod koszem. Chwyciłem go i mocno przyciągnąłem do siebie.
- Jak tak bardzo nie lubisz moich perfum to się przyzwyczajaj kochanie. Jakoś ostatniej nocy ci nie przeszkadzały - droczyłem się z nim i pochyliłem się aby pocałować jego szyję. Chłopak skulił się ze śmiechem.
- Makoto chcesz mnie w tym udusić? Mało ci? Już przecież każdy wie, że należę do ciebie - zaczął się jeszcze bardziej śmiać, a do mnie wróciły wspomnienia kiedy miałem jego piękne ciało tylko dla siebie. Pochyliłem się przy policzku Haru.
- Nie zakrywaj swoich blizn - szepnąłem mu na ucho. - Ja też nie zakrywam swoich. Widziałeś je ostatnio.
- Ale twoje są piękne. Sam w sobie jesteś piękny. A ja? Ja nawet nie wyglądam jak człowiek. Wiedziałeś moje rysunki w pokoju? To były idealne autoportrety. - chłopak trochę się zasmucił. Szybko zareagowałem. Pociągnąłem chłopaka w stronę ławki niedaleko wejścia. Sam usiadłem na zimnym metalu, a Harukę posadziłem na kolanach. Delikatnie dotknąłem jego podbródka i lekko uniosłem tak abym mógł widzieć jego piękne oczy.
- Nanase Haruka - zacząłem, na co spotkałem się z jego cichym mruknięciem. - Każdy jest piękny. Nie zakrywaj blizn. To nie są szramy na twoim ciele. To twoja historia. Nie wstydź się jej. One... - spuściłem wzrok na jego ręce i pogłaskałem kciukiem zabandażowany nadgarstek. - One pokazują, że miałeś zły czas ale jesteś silny i nadal żyjesz. Kocham cię Haru, kocham cię i każdą twoją bliznę i wadę z osobna. Ale ty nie masz wad. Dla mnie jesteś idealny. - ponownie spojrzałem głęboko w jego oczy i delikatnie pocałowałem w usta. Jego wargi miały słodki smak. Chłopak oddał pocałunek i pogłębił pieszczotę. Jego język prosił o dostęp do moich ust, który oczywiście otrzymał. Powolutku wycofałem się z jego ust. Chłopak rumienił się lekko i na jego twarz wpłynął lekki uśmiech.
- Dziękuję Makoto - szepnął i mocno mnie objął. Mogłem poczuć jego piąstki zaciśnięte na materiale mojej bluzy. Pogłaskałem go po plecach. Po chwili chłopak trochę się odsunął.
- Makoto? Pokażesz mi swoje blizny?
- Przecież widziałeś je ostatnio kochanie. Nie chcę abyś musiał na nie patrzeć. - próbowałem odwieźć go od pomysłu.
- Makoto - słodko przeciągnął moje imię. - Proszę, przecież sam mówiłeś, że już je widziałem. - spojrzał na mnie wielkimi oczami niczym kot ze Shreka.
- Ugh... Zgoda, ale jeszcze raz będziesz tak na mnie patrzeć to nie wiem co ci zrobię - lekko uniosłem kąciki ust. Pozwoliłem młodszemu podwinąć mój lewy rękaw. Ukazał się nam obraz wykonany w najgorszym okresie mojego życia. Blizny były głębokie, a spora ich ilość była prawie niewidoczna dzięki jakiemuś kremowi od mamy. Haru wodził palcami wzdłuż ran, uważnie się im przyglądając.
- One coś tworzą. - odezwał się nagle. - A raczej tworzyły. To był delfin? - odezwał się cicho.
- Tak. Delfin. - potwierdziłem jego domysły nieco ściszonym głosem.
- On jest symbolem? - dopytywał siedzący na moich kolanach chłopak.
- Tak, był symbolem klubu pływackiego, którego byłem zawodnikiem. I oczywiście odnosił się do oceanu.
- Makoto? - szepnął, a ja przeniosłem spojrzenie na czarnowłosego. - Pójdziemy kiedyś razem popływać? Obiecuję, postaram się nie utopić ani nic z tych rzeczy. - zaśmiał się cicho, a ja cofnąłem się pamięcią do naszego ostatniego wypadu na pływalnię. Do tej pory moje serce drżało na wspomnienia o wyławianiu Haruki. Przez moment mignął mi mój wypadek. Mój krzyk. Silne ramiona wyciągające mnie z wody. I ostatnie spotkanie ze starym rybakiem.
- Ej, jesteś smutny? - Haru spojrzał na mnie i delikatnie mnie pocałował.
- Teraz już nie. - przywołałem na twarz uśmiech. Haru zeskoczył mi z kolan i podniósł piłkę.
- Chodź, chcę zobaczyć jak najlepszy koszykarz w szkole przegrywa ze mną - zaśmiał się i zaczął kozłować. Jego nieumiejętność była tak rozkoszna, że nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Szybko wstałem i wybiłem mu piłkę.
- No ej! A moje fory? Ja nie gram profesjonalnie! - czarnowłosy pobiegł za mną, próbując odebrać mi piłkę.

Haruka

Gra z Makoto pochłonęła moje myśli. Jednak rzecz, której nie byłem w stanie wyprzeć to delfin. I wzmianka o klubie pływackim. Zdjęcie które znalazłem w pokoju nagle stało się bardzo intrygujące, a ukryty puchar będzie musiał zostać odkurzony. Może moja pamięć po wypadku z oceanem trochę szwankowała ale w detektywa mogłem się pobawić.
- Hej, bo jest już dziewięć do zera dla mnie? - Makoto zaśmiał się. - Dalej chcesz to ciągnąć czy się poddajesz?
- Nigdy! Jeszcze cię pokonam! - pobiegłem do miodowowłosego. W tamtej chwili obiecałem też, że uważnie przeanalizuję zawartość mojego pokoju. Z trudem wybiłem piłkę z rąk mojego chłopaka i zacząłem biec do kosza. Kozłowanie, lewa, prawa i rzut. Piłka uderzyła o tarczę i czysto wpadła do kosza. Uderzyła o podłoże boiska i odbiła się kilka razy. Spojrzałem z triumfem na Makoto.
- I tak dalej prowadzę ośmioma punktami - przejął piłkę i zaczął biec. Rzuciłem się za nim aby bronić swojego kosza. Lubiłem takie momenty. Kiedy bawiliśmy się razem. Chciałem aby takie chwile trwały wiecznie, a mój dobry nastrój nigdy nie mijał. Czyli aby moja pozytywność miała się utrzymać Makoto musiałby być obok mnie. Bo szczęśliwi jesteśmy z osobami, które kochamy. A ja bardzo kochałem Makoto.

Czy naprawdę istniejesz? [HaruMako]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz