Haruka
- Nazywam się Tsukiyomi. A ty?
Te słowa wypowiedziane przez chłopca odbijały się w mojej głowie jak echo. To pewnie po wczorajszej nocy. Nie wyspałem się, więc dźwięki jakoś się rozchodzą. Chyba?
- Jestem Haruka.
- Ładne imię. Może zmniejszymy dystans między nami? - to mówiąc zrobił krok w moją stronę. Popatrzyłem na niego chwilę i też zrobiłem krok bliżej. I tak przez jakieś dwie minuty, aż między nami było zaledwie kilka centymetrów.
- Skąd jesteś? Nie widziałem cię tutaj wcześnie. - zacząłem cicho rozmowę z nowo poznanym.
- Poczułem, że muszę tutaj być. Miałem takie przeczucie... - odpowiedział tajemniczo. Niespełna pięć minut potem siedzieliśmy na dachu mojego apartamentowca. Tsukiyomi chodził po krawędzi dachu. Patrzyłem na niego niepewnie. Kiedy ja sam tak robiłem nie wydawało się to takie straszne jednak patrząc na skaczącego z nogi na nogę brązowookiego czułem niemały niepokój o jego dalszy los na tym dachu.
- Uważaj! Możesz spaść - podszedłem nieco bliżej do chłopca. Stanął na jednej nodze w pozycji "jaskółki" niebezpieczne chwiejąc się kiedy próbował złapać równowagę.
- Nie bój się. Strach jest niczym! Śmierć jest niczym! Baw się i korzystaj z życia! - odwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy. - Carpe diem Haruka. Chwytaj dzień! - klasnął w dłonie i wyciągnął rękę abym do niego dołączył. Zawahałem się ale wtedy przypomniałem sobie o Makoto. Jakbym spadł przez przypadek byłoby mu smutno.
- Tsukiyomi, proszę zejdź już. Bo coś się stanie
- Oh! Jaki z ciebie nudziarz Haru. Trzeba nauczyć cię jak się bawić - przeciągnął ostatnie słowo ale odsunął się od krawędzi. Popatrzył na mnie i natychmiast jak za dotknięciem różdżki uśmiechnął się. Musiałem przyznać, że uroczy z niego dzieciak. Ile on właściwie ma lat? Zachowuje się na nie więcej niż jedenaście może dwanaście.
- Tsukiyomi, ile ty masz lat? - spytałem kiedy powoli schodziliśmy po schodach pożarowych. Brązowooki zawahał się chwilę po czym lekko uśmiechnął.
- A czy to ważne? Czy jakbym był młodszy niż ty to nie chciałbyś być moim przyjacielem? Dlatego się o to pytasz? - spojrzał na mnie smutno, a w jego oczach mignął smutny blask.
- N-nie, nie, nie... - zacząłem energicznie machać rękami aby zaprzeczyć. - Ja tak tylko z ciekawości pytałem. - zmierzyłem go wzrokiem. Kurtka lekko mu się zsunęła z ramienia. Poprawiłem ją przy czym spotkałem się z miłym uśmiechem Tsukiyomiego.
- Dziękuję, Haru-chan - na jego policzkach mogłem dostrzec urocze dołeczki.
- Haru-chan... - Szepnąłem pod nosem. Nagisa mnie tak nazywał. No... te kilka razy kiedy miał okazję.
- Huh? Coś się stało? - spytał wyraźnie zmartwiony Tsukiyomi. Pokręciłem głową. Nie chcę martwić nowego kolegi.
- Nic. Gdzie mieszkasz? - spytałem chcąc jakoś podtrzymać rozmowę. Zobaczyłem wtedy jak jakiś starszy pan dziwnie się na mnie patrzy.
- Nie przejmuj się.
- Ale czym? - odwróciłem głowę w stronę Tsukiyomiego.
- Widziałem jak tamten pan na ciebie patrzył.
- Według niego jestem szaleńcem. - parsknąłem smutnym śmiechem. - Wiesz, Tsukiyomi... - zacząłem ale chłopak pociągnął rękaw mojej kurtki czym samym zwrócił moją uwagę.
- Wystarczy Tsuki. Wiem, że mam dłuuugie imię - zaśmiał się uroczo i skinął na mnie abym kontynuował myśl.
- Jak już zaczynałem... Niewielu ludzi mnie lubi. Chociaż źle, pewnie znajdą się tacy, którzy mnie lubią. - przez moją głowę mignął obraz mojego kochanego Makoto. - Nawet byłoby bardzo miło jakby tak się stało. Trud jest chyba nie w lubieniu lecz w zrozumieniu.
- To tak jak z fizyką! - wykrzyknął nagle Tsuki. - Bo możesz lubić fizykę, ale jeśli potem zaczynasz mniej rozumieć aż w końcu proste zadanie brzmi jak zaklęcie z księgi najgorszego czarnoksiężnika to przestajesz lubić fizykę. Z ludźmi też tak jest. Możesz mnie lubić ale jak przestaniesz mnie rozumieć to będziesz chciał sobie iść. A ja nie lubię być samotny... - wydął malutkie pełne usta. Musiałem przyznać, Tsukiyomi jest inteligentny. Chociaż wygląda na dużo młodszego niż ja.
- Haru-chan?
- Hmm? - zatrzymałem się na chwilę przed szklanymi drzwiami i spojrzałem na Tsukiego.
- Zostaniesz moim przyjacielem?
- J-ja?
- Nie, tamten krzak róż. Tak, ty Haru-chan
- Umm... no dobrze. - uśmiechnąłem się do małego chłopca, a ten zadowolony klasnął w dłonie. Podszedł do mnie i mocno przytulił, mimo, że jego dotyk praktycznie był bardzo delikatny. Jakaś kobieta rzuciła mi dziwne spojrzenie i kazała idącemu z nią dziecku spojrzeć w przeciwną stronę. Mogłem wręcz usłyszeć jak wypowiada słowa krytyki, że powinienem być w wariatkowie, mimo, że kobieta nawet mnie nie zna.
- Do zobaczenia, Haru-chan. - wyszeptał. Poczułem okropny ból głowy, który przez kilka sekund rozsadzał mi czaszkę. Zamknąłem oczy i pochyliłem się lekko do przodu. Kiedy się podniosłem Tsukiego już nie było. Podrapałem się po karku. Wstukałem kod i powoli wyszedłem po schodach. Wdrapałem się na piętro i wszedłem do mieszkania. Jego surowość wykończenia aż kuła w oczy. Zrzuciłem trampki i powiesiłem kurtkę do szafy. W apartamencie panowała nienaturalna aura. Coś było nie tak. Powoli wszedłem do salonu. Położyłem się na kanapie i spojrzałem na leżący na stoliku telefon. Dioda świeciła się zachęcając do sprawdzenia wiadomości. Sięgnąłem po urządzenie i odblokowałem je.Tachibana Makoto
Widzę, że nie posłuchałeś.
Uważaj Haru. Za nieposłuszeństwo są kary...Przełknąłem ślinę i poczułem ucisk w gardle. Dlaczego Makoto albo jakiś nie wiem haker wysyła mi takie rzeczy? Przecież nikt w całej szkole nie wie, że przyjaźnię się z Makoto, a co dopiero o naszym związku. Chociaż Rin... On zna się na technologii. Włamanie do telefonu nie powinno być dla niego trudne. Tylko pytanie dlaczego on, jeśli to on, mnie straszy? Odłożyłem telefon i obróciłem się tak aby móc patrzeć za okno. Z pozycji leżącej nie miałem zbyt ciekawych widoków mimo, że jasne niebo należy do pięknych rzeczy.
- Chciałbym popływać. - wyrwały mi się słowa wypowiedziane do nikogo. Zapomniałem. Makoto dawno wyszedł, a Tsukiyomi nagle jakby rozpłynął się w powietrzu. Westchnąłem. I co ja teraz będę robił sam cały weekend?
CZYTASZ
Czy naprawdę istniejesz? [HaruMako]
SonstigesWidzę coś czego inni nie widzą. Słyszę głosy, których inni nie słyszą. To wszystko po czasie znika. Więc skąd mam wiedzieć czy ty też nie znikniesz? ******* Jest to pierwsze... Coś jakie napisałam (a zaczęłam jako... Nie nazwę się nawet "niedoświadc...