#47

45 4 7
                                    

Haruka

Niezbyt zadowolony z obrotu sytuacji usiadłem pod ścianą na korytarzu, jakiś metr od sali Makoto. Wiedziałem, że w czasie takiej rozmowy pacjent musi być sam na sam z lekarzem ale mimo wszystko wolałbym zostać ze swoim chłopakiem. Oparłem tył głowy o zimną ścianę. Spojrzałem na swoje ręce i poczułem jak mnie mdli. Naraziłem Makoto na podobne skazy. Przejechałem palcem po tej najgłębszej. Śmieszny fakt, że nawet tego nie pamiętam. Dlaczego śmieszny? W sumie sam nie wiem dlaczego, może z tego powodu, że jednak mój szał musiał być ciekawy i nie miałbym nic przeciwko aby go pamiętać. Delikatnie przejechałem paznokciem po czystej skórze.
- Co tutaj robisz? Oddział psychiatryczny jest korytarz obok. Chodź ze mną. - jakaś kobieta wyciągnęła do mnie dłoń. Nie była to pielęgniarka. Chciałem coś powiedzieć ale głos utkwił mi w gardle. No tak, mój ukochany lęk społeczny. Powróciłeś najdroższy. Bez słowa wstałem, skłoniłem się i udałem w drugą stronę. Kobieta coś jeszcze chyba do mnie mówiła, ale ja już nie słuchałem. Skręcałem kilka razy, wchodziłem po schodach, schodziłem, aż zorientowałem się, że jestem w przysłowiowej czarnej dupie. Spojrzałem na wiszący na białej ścianie zegar. Czarne wskazówki pokazywały, że chodzę już tak dobre półgodziny.
- Ciekawe, że zmusiła mnie do tego jedna kobieta, która widocznie tylko się o mnie martwiła. - mruknąłem do siebie i podszedłem do dużego okna. Miałem z niego prawie tak dobry widok jak z okna w domu. Tylko to moje jest większe i mogę z niego patrzeć na miasto, a nie na ogród szpitalny. Przyjrzałem się bliżej jednej parze. Chłopak i dziewczyna szli trzymając się za ręce. W pewnej chwili chłopak uśmiechnął się i wziął dziewczynę na plecy. Nagle poczułem, że ja też bym tak chciał.
- Ogarnij się Haruka. To, że masz żeńskie imię nie znaczy, że od razu masz mieć nawet potrzeby jak kobieta - skarciłem sam siebie po cichu. - Z drugiej strony on też ma żeńskie imię... - mruknąłem i ruszyłem w stronę schodów. Postawiłem zejść do recepcji, bo stamtąd umiałem dojść do sali Makoto. Jak uznałem tak zrobiłem. Po drodze miałem okazję obejrzeć masę emocji. Ktoś płakał ze szczęścia, ktoś inny po stracie bliskiej osoby. Komuś właśnie odegrał się dramat rodzinny o spadek. Nagle na kogoś wpadłem.
- Przeprasz.. - skłoniłem się ale urwałem. Osoba, na którą wpadłem wyglądała jakby zaraz miała się rozsypać na kawałki. Blada jak ściana czarnowłosa dziewczyna stała trzymając stojak z kroplówką. Jednak najbardziej przerażające w jej osobie był fakt jaka była chuda. Jej obojczyki były nawet za bardzo widoczne, a nogi miała jak  dwa chude patyczki.
- Nic się nie stało - odparła i wyminęła mnie. Stałem chwilę w tym samym miejscu bez ruchu. Pomyślałem o Makoto. On też jest chudy. Za chudy? Znowu zaczynam się martwić i coś sobie wymyślam. Udałem się do łazienki i stanąłem przed lustrem. Poza tym, że wyglądałem jakbym przeszedł przez Tatar i dziewięć kręgów Piekła to chyba byłem zwyczajny. Nie ma we mnie nic co mogłoby intrygować Makoto. Jestem aż tak nudny? Spojrzałem jeszcze raz na swoje odbicie. Moje oczy miały barwę oceanu. Makoto chciał znowu tam pływać. Znudzony swoim odbiciem udałem się znowu na korytarz. Zacząłem iść w stronę schodów. Teraz musiałem jakoś znaleźć drogę do Makoto. Zacząłem schodzić powoli schodek za schodkiem. W końcu idąc wzdłuż ściany zobaczyłem Mamoru wychodzącego z jakiejś sali. Czyli tam był Makoto. Odczekałem kilka sekund i wszedłem do środka. Chłopak siedział z telefonem w dłoniach i coś klikał. Nagle odezwał się mój smartfon. Na jego dźwięk oboje się wzdrygnęliśmy.
- Oh, wróciłeś? - spytał i natychmiast się uśmiechnął. - Kiedy wyszedłem do toalety nie było cię na korytarzu... Bałem się, że sobie poszedłeś - wydął usta i udawał smutnego. Albo naprawdę posmutniał. Położyłem telefon na stoliku bok jego łóżka, a sam usiadłem obok blondyna po jego prawej stronie.
- Przecież wiesz, że bym cię nie zostawił - mruknąłem pod nosem. Moja dłoń, już chyba automatycznie, powędrowała w kierunku tej blondyna, by kilka sekund potem spleść nasze palce w silnym uścisku. Znaczy mój był delikatny, jego silniejszy. Dziwiła mnie jego siła, mimo sytuacji w jakiej się znajdował.
- Haru-chan... - szepnął czym zwrócił moją uwagę. Spojrzałem na niego. W jego oczach w końcu widziałem spokój i iskierki. Ten widok niemal natychmiast wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- Hmm? - mruknąłem pytająco. - Cio?
- Nic
- Na pewno?
- Tak 
Zmartwiłem się nieco i zbliżyłem się do niego tak aby pozostawić mu sporo miejsca. W końcu to on tutaj cierpiał bardziej.
- Na sto procent? - dopytywałem się cicho. Starszy uśmiechnął się i prawą dłonią dotknął mojego podbródka. Moje oczy rozszerzyły się nieco, a kilka sekund potem mogłem smakować usta mojego chłopaka. Poczułem jego lewą dłoń plecioną w moje włosy. Chwila była idealna. Mogła trwać wiecznie. Makoto pogłębił pocałunek, a ja aż jęknąłem z rozkoszy.
- Tachibana Makoto!
Przestraszeni oderwaliśmy się od siebie. Za moimi plecami, przy drzwiach stała matka mojego chłopaka. Czułem, że oboje mamy kłopoty.
- Makoto. Co to ma znaczyć?! - awanturowała się kobieta. Chciałem uciec ale starszy przytrzymał moją dłoń.
- Mamo, poznaj mojego chłopaka - powiedział tylko i uniósł nasze splecione dłonie.
- Makoto... Synku... Dlaczego? Przecież...
- Ja chyba powinienem już sobie pójś.. - zacząłem ale zostałem przytrzymany w miejscu. Matka miodowowłosego podeszła bliżej nas. Nagle w drzwiach stanęła osoba, której bałem się jeszcze bardziej. Jego ojciec.
- Wybaczcie, trochę się pogubiłe.. - urwał widząc nas razem. - O kolega cię odwiedził - uśmiechnął się ale ten uśmiech zbladł kiedy zobaczył nasze dłonie.
- Co to ma znaczyć?!
- Dzień dobry tato, poznaj mojego chłopaka... - powiedział Makoto czym chyba przypieczętował swój los.
- Twojego kogo?! To żart, prawda?
- Nie tato. Kocham go. Mam Ci udowodnić? - nie czekając na reakcje ojca skradł mi kolejny pocałunek. Oczy jego rodziców były wielkie jak monety. Widziałem w nich szok, niedowierzanie i... zawód?
- Mój syn nie będzie pedałem! To tylko twoje widzimisię minie ci z czasem... - przekonywał, chyba samego siebie, mężczyzna.
- Ale to mi nie minie. To tak jakby tobie miała minąć miłość do mamy
- Ale nasza miłość jest normalna. Wasza jest chora. Może psycholog ci pomoże..?
- Mamoru o tym wie. Tato ja nie jestem inny. Ja po prostu wolę chłopców - tłumaczył powoli mój chłopak.
- W takim razie możesz nie wracać do domu! Nie będę trzymał pedała pod swoim dachem! - mężczyzna uniósł się, a ja byłem pewny, że gdyby nie fakt, że Makoto leży w szpitalu pobiłby syna.
- Kochanie... - zaczęła matka Makoto.
- Nie Yume. Nie pozwolę na to. Idziemy - pociągnął żonę za rękę i wyszli z sali. Dopiero teraz zobaczyłem łzy w oczach Makoto. Objąłem go mocno. Poczułem jak chłopak chowa nos w zagłębieniu mojej szyi.
- Dziękuję, że tutaj jesteś. Tylko co ja zrobię... Przecież nie pokaże się na oczy ojcu.. - wyszeptał cicho.
- Hej - zacząłem aby zwrócić na siebie jego uwagę. - Przecież mam spory apartament, a mamy zazwyczaj nie ma
- Oferujesz mi mieszkanie?
- Yhym.. W końcu.. Kiedyś chyba i tak zamieszkamy razem i..
- Coś sugerujesz? - Makoto odsunął się lekko i uśmiechnął, a ja tym samym osiągnąłem cel i wyższy poziom zakłopotana.
- No... - zacząłem ale nie wiedziałem jak mam skończyć. Poczułem gorąco na policzkach. Makoto zaśmiał się i poczochrał mi włosy.
- Pewnie, że zamieszkamy kiedyś razem - dał mi buziaka w policzek. - Jezu jak ciebie łatwo zawstydzić - powiedział i splótł nasze palce. - Jak myślisz na jaki kolor powinienem przemalować twoją sypialnię?
Teraz oboje zaczęliśmy się śmiać. Chociaż... Moja wizja budzenia się codziennie u boku tego chłopaka była bardzo, bardzo kusząca.

Czy naprawdę istniejesz? [HaruMako]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz