Haruka
Stałem wbity w deski. Nagle czułem jakbym widział to wszystko z widoku osoby trzeciej. Czterech nastolatków stojących na niepewnej metalowej konstrukcji. Dwóch z nich odstawiło scenę jak z jakiejś durnej komedii romantyczniej. Pozostała dwójka gapi się na nich z otwartymi ustami. Moje oczy z każdą sekundą coraz bardziej się rozszerzały. Po tej wypowiedzi Makoto sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Chciałem stąd zniknąć. Mogłem powoli cofać się do tyłu i skoczyć ale powstrzymałby mnie Yuta. Gdybym wyminął Makoto to stający za nim Rin pchnąłby mnie z powrotem do Tachibany jednym palcem. Byłem osaczony. Moje roztrzaskane na milion kawałków serce zaczęło bić mocniej.
- Daj mi spokój. Najpierw mnie ranisz, bawisz się mną, a potem mówisz, że mnie kochasz? - odezwałem się z żalem w głosie, czując jak rośnie mi gula w gardle. - Gdzie to ma sens?!
- Haruka, o co ci chodzi? Nie zraniłem cię, a przynajmniej nie odniosłem takiego wrażenia. Kocham cię. Dlaczego się tak zachowujesz? - jego głos dalej był drżący. Gdzieś z tyłu głowy było mi przykro, że z mojej winy jest mu smutno.
- Bo mnie wykorzystałeś?! - krzyknąłem ze łzami w oczach. Na co ja głupi liczę? On przecież się nie przyzna. Chciałem wyminąć miodowowłosego i iść do domu ale kiedy mijałem go ten mocno złapał moją rękę.
- Puszczaj!
- Puszczę ale powiedz dlaczego sądzisz, że cię wykorzystałem? Kiedy to zrobiłem?
- Kiedy... - w głowie miałem jedną rzecz ale nie chciała mi przejść przez gardło. W sumie sam nie wiedziałem kiedy ale po przeczytaniu tamtych wiadomości czułem jakby robił to cały czas.
- Kiedy? - powtórzył z naciskiem wprawiając mnie w jeszcze większe zakłopotanie.
- Cały ten czas... - wyrwałem dłoń z jego uścisku. - Nie pokazuj mi się więcej na oczy - z bólem serca wypowiedziałem te słowa i minąłem go. Rin stał i tylko tępo na mnie patrzył. A ja? Powstrzymując łzy zacząłem schodzić z konstytucji. Czyli wstanie obudziłem się z mojego snu? Zbyt pięknego by trwał wiecznie. Krok po kroku, schodek po schodku oddalałem się od kogoś kogo siłą rzeczy dalej kocham. Przywiązałem się do niego. Jego uśmiechu, jego pięknych zielonych oczu, które teraz tak błyszczały odbijając światło Słońca.
- Nie. - szepnąłem i uderzyłem się w policzek. - Nie, Haruka. On już jest przeszłością. - zacząłem iść w stronę miasta. Musiałem wrócić do domu. Mama będzie się martwić. Albo w ogóle mnie nie zauważy. Ostatni raz spojrzałem na Słońce. Minęło kilka sekund i zniknęło za linią horyzontu. Parkowe latarnie zaświeciły jaśniej. Jednak mi stojąc pod jedną z nich było najciemniej.Makoto
Nie poruszyłem się. Nie mogłem. Stałem jak lodowy posąg. Jednak w końcu coś we mnie pękło. Dławiąc się łzami upadłem na kolana.
- Makoto!
- Stary!
Dwa mieszające się głosy. Jeden delikatny jak u dziecka. Drugi szorstki, znany mi bardzo dobrze. Złapałem się za serce. Zacząłem targać koszulę jakbym chciał sobie wyrwać serce. Ale ja już go nie miałem.
- Makoto, wszystko jest w porządku? - spytał cicho Rin, a ja poczułem jak kładzie mi dłoń na ramieniu.
Jak miało być w porządku?! On sobie chyba żartuje!
- Nie! Popieprzyło cię do reszty?! Jak ma być w porządku?! On-on... On odszedł! Zraniłem go nawet nie wiem kiedy! - odepchnąłem kucających obok mnie chłopców. Wstałem i niesiony emocjami chciałem rzucić się do wody i umrzeć. Nie było mi to dane. Przede mną stanął Yuta. Nic nie mówiąc zamknął mnie w uścisku. Wyrywałem się ale on dalej trzymał. Kiedy straciłem siły zacząłem płakać. Smutek zastąpił cały mój gniew.
- Cii... Będzie dobrze. - Yuta uspokajająco szeptał i głaskał mnie po plecach. - Chodźmy stąd. Możecie nocować u mnie - uśmiechnął się lekko do mnie i Rina. Z pomocą chłopców zacząłem schodzić z konstytucji. Kiedy już staliśmy na piasku zobaczyłem jak Rin dotyka metalowej belki.
- Czuwaj nad nami przyjacielu - szepnął ledwo słyszalnie. W trójkę podążyliśmy krętą ścieżką parkową na przystanek. Yuta poszedł sprawdzić rozkład jazdy, a Rin stanął obok mnie.
- Żyjesz? - mruknął kładąc dłoń na moich włosach.
- Jeszcze. Chcę być sam - odparłem cicho i spojrzałem za siebie. Mimo mroku mogłem zobaczyć ocean. Miałem być z Haru i zobaczyć jak znowu będziemy razem pływać. Poczułem łzę na policzku.
- Jeszcze pięć minut - Yuta podszedł do nas. - Makoto, nie smuć się. Będzie lepiej, tak? - lekko uniósł kąciki ust jakby chciał bym ją też to zrobił. Zrobiłem to. To już był ten poziom bólu kiedy nie miałem na niego siły i zaczynałem się uśmiechać. Potem zacząłem płakać. Płakać z uśmiechem na twarzy, czując rozrywający bólu ból w sercu.
- Makoto? - zaczął Rin.
- Jest okej. Ja już pójdę. - wziąłem z ławeczki swoją torbę. - Do zobaczenia, chłopaki. - chciałem iść ale zostałem zatrzymany.
- Nie. Znam cię i wiem co będziesz chciał zrobić - Rin spojrzał na mnie zmartwiony. Zmierzyłem go wzrokiem i pokręciłem głową.
- Będzie dobrze.
- Obiecujesz? Wiesz, że jeśli cokolwiek zrobisz to cię zabije, prawda? - spytał Rin jakby mi groził, co w sumie nie mijało się z jego celem.
- Tak wiem. Ale zobacz jeszcze żyje - mruknąłem.
- Co?! Żeś już to zrobił?! - przerażenie w jego oczach zabawnie się oglądało. Do czasu aż rzucił się na mnie i zaczął sprawdzać mi ręce.
- Żartowałem. Puść mnie Rin-chan. - uśmiechnąłem się pod nosem kiedy puścił mnie jak oparzony. Nie lubił kiedy się go tak nazywało. Prawo do tego miał tylko Nagisa. Westchnąłem na myśl o nim. Dlaczego Yuta mnie złapał? Mogłem umrzeć. Mam złamane serce. Nic już nie ma sensu. Aż się uśmiechnąłem.
- Idę. Pa - pomachałem i ruszyłem w swoją stronę. Za plecami usłyszałam jeszcze jak Yuta pyta się Rina gdzie idę, a ten swoim szorstkim głosem z nutą zmartwienia mu odpowiada. Jednak już mnie to nie obchodziło. Nie obchodziło mnie już praktycznie nic. W mojej głowie ja na zapętlonej płycie odtwarzały się słowa Haru i jego postać krzycząca na mnie i każąca mi odejść. Spojrzałem w niebo. Puste. Ani jednej gwiazdy. Nawet Księżyca nie było widać. Rozkleiłem się. Łzy spływały obficie po moich policzkach, a szloch utrudniał oddech. Zacząłem biec aby szybciej dostać się do domu. Jednak na piechotę samo to zajęło mi jakieś pół godziny. Otworzyłem drzwi i zrzuciłem buty. Plecak z hukiem wylądował na podłodze.
- Makoto? - pojawiła się moja mama. Wyglądała na szczęśliwą. Ja też taki byłem. Jeszcze rano taki byłem. Minąłem ją bez słowa idąc do pokoju.
- Makoto? Tachibana Makoto, zejdź do mnie i powiedz co się stało
Zignorowałem ją i zamknąłem się w pokoju na klucz. Oparłem się o drzwi. W mojej głowie huczała jedna myśl. Ledwo widząc przez zalane łzami oczy sięgnąłem do małego pudełka ukrytego pod łóżkiem.
- Wiedziałem, że kiedyś się jeszcze przydacie - wziąłem jeden ze swoich skarbów. Przyłożyłem go do nadgarstka. Po chwili z mojego lewego nadgarstka na podłogę sączyła się piękna szkarłatna krew. Zaczynałem czuć się gorzej. Było mi słabo. Ostatnie sił wziąłem telefon i wystukałem krótką wiadomość. Chciałem napisać do Haru, ale wtedy przypomniałem sobie, że on już nie jest ze mną. Pierwszy w kolejności był numer Rina.Tachibana Makoto
Miałeś rację
Pomóż miOstatnie co pamiętałem to dźwięk wiadomości zwrotnej, głuche odgłosy pukania do drzwi i moment, w którym osunąłem się w ciemność.
CZYTASZ
Czy naprawdę istniejesz? [HaruMako]
RandomWidzę coś czego inni nie widzą. Słyszę głosy, których inni nie słyszą. To wszystko po czasie znika. Więc skąd mam wiedzieć czy ty też nie znikniesz? ******* Jest to pierwsze... Coś jakie napisałam (a zaczęłam jako... Nie nazwę się nawet "niedoświadc...