Haruka
Powoli podniosłem ciężkie powieki. Chciałem zrzucić z siebie koc, jak co rano ale przeszkodziły mi dwa fakty. Brak koca i czyjeś silne ramię na moich plecach. Czułem ból w kilku miejscach. Zamrugałem kilka razy i spojrzałem na wiszący na ścianie szklany zegar. Wskazywał szóstą rano. Moja świadomość powoli wracała do mnie. I dotarło do mnie co się stało. Z lekkim trudem zdjąłem z siebie ramię Makoto, na którego klatce piersiowej leżałem i spróbowałem wstać. Nie wyszło. Sturlałem się na, całe szczęście miękki dywan. Czułem ból w okolicach pośladów ale miałem wrażenie, że nie żałuję. Powoli z niewielkim wysiłkiem wdrapałem się po schodach. Wszedłem w pokoju i wyjąłem z szafy świeżą bieliznę, czarne dresy i wygodną niebieską bluzę z delfinem. Nawet nie chciałem patrzeć w lustro. Wyjąłem też coś dla Makoto i ponownie zszedłem na parter.
- O mój boże... - wymamrotałem patrząc na stan kanapy. Fakt leżącego nie niej nagiego licealisty wcale nie pomagała moim myślom. Wziąłem głęboki oddech i położyłem złożone w kostkę ubrania na fotel. Rzuciłem ostatnie spojrzenie na miodowowłosego i skierowałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę i zacząłem szukać czegoś do jedzenia. Wyjąłem kilka warzyw i cytrynę. Schyliłem się do zamrażarki i wyciągnąłem świeżą makrele. Nie wiem tylko czy Makoto nie ma nic przeciwko rybie na śniadanie.
- Trudno, mógł wstać wcześniej - mruknąłem do siebie i włączyłem kuchenkę. Czekając, aż patelnia się nagrzeje założyłem fartuch i zacząłem rozmyślać o dzisiejszym dniu. Obudziłem się nagi na klatce piersiowej Makoto, który również był pozbawiony ubrań. Czyli zaliczyłem już najdziwniejszą rzecz na Ziemi. Nalałem kilka kropel oleju na patelnię i wydałem z siebie ciche westchnięcie. Mama by mnie zabiła jakby dowiedziała się, że spotykam się z chłopakiem. Położyłem makrelę na patelnię i oddałem się rozkoszy jej zapachu. Niespełna dziesięć minut później położyłem na stole talerze z ciepłym posiłkiem.
- Ten dalej się nie obudził? - spytałem sam siebie i spojrzałem w stronę salonu. Moje oczy rozszerzyły się lekko, a policzki oblał rumieniec. Na przeciwko mnie stał zaspany Makoto tak jak Pan Bóg go stworzył. "Nie patrz tam! Nie patrz tam! Kurna, odwróć wzrok!" - szybko odkryłem, że powtarzanie tego w myślach nie działa.
- Dzień dobry... - wymamrotał ledwo słyszalnie i zaczął iść w moją stronę.
- Nie! I podwójne e, e! Czyli odmawiam wszelkich czułości dopóki się nie ogarniesz! - wymamrotałem pod nosem próbując brzmieć groźnie ale sądząc po chichocie Makoto wyszło jak zawsze. Czyli wcale. Chłopak jednym skokiem znalazł obok mnie i mocno objął. Pozwoliłem się przytulić i schowałem twarz w obojczyku wyższego.
- I to jest ta twoja odmowa? - zaśmiał się i puścił mnie abym miał dostęp do tlenu.
- A idź ty! Ja ci tu robię śniadanie, a ty nawet dzień dobry nie powiesz tylko będziesz mnie zawstydzał - wydąłem usta i udałem obrażonego.
- Wypraszam sobie przywitałem się. - skrzyżował ręce na piersi i rzucił pytające spojrzenie.
- N-nie prawda - zawahałem się, bo w sumie nie słuchałem go. Byłem zajęty patrzeniem...
- Ty mały... - uśmiechnął się i zaczął mnie łaskotać. Zgiąłem się i próbowałem powstrzymać śmiech.
- M-Makoto... Hahahaha. P-proszę p-przestań - udało mi się wyrzucić między salwami śmiechu. Chłopak nie miał zamiaru przestawać i dalej poddawał mnie łaskotkowym torturom. Nie wiem jak wylądowaliśmy na kanapie. Całe szczęście tej stojącej pod oknem. Mebel pamiętający ostatnią nic wolałbym wcześniej dokładnie wymyć. Wziąłem do ręki jedną z poduszek i uderzyłem Makoto.
- Tak się bawisz kotku? - sam wziął broń pod postacią kolejnej podusi i tym razem to ja oberwałem. Nasza zabawa trwała dobre kilkanaście minut, aż padliśmy zmęczeni. Makoto wziął mnie na swoje kolana i delikatnie pocałował, przygryzając przy tym moją dolną wargę.
- Nie, wystarczy ci już niewyżyty człowieku. - chciałem zejść z jego kolan ale oplecione wokół bioder umięśnione ramiona mi nie pozwoliły.
- Ja jestem niewyżyty? Mam przypomnieć kto wspaniałe się wczoraj bawił będąc na górze? - wyszeptał, a pora na chrypka sprawiła, że głos chłopaka był bardzo seksowny. Wziąłem głęboki oddech.
- Jedzenie czeka - Makoto puścił mnie i już miał iść do stołu kiedy chwyciłem go za ramię.
- Cio?
- Nie usiądziesz na moich czystych krzesłach bez ubrań. Zakładaj to. - wskazałem na przygotowany wcześniej stosik. Chłopak westchnął ale lekko się potem uśmiechnął.
- Jak już będziemy mieszkać razem...
- Kto mówił, że tak będzie? - wtrąciłem się ale chłopak przyłożył mi palec do ust, abym siedział cicho.
- To wtedy nie będziemy musieli przejmować się krzesłami twojej mamy. Może nawet nie będziemy musieli przejmować się ubraniami...? - zrobił rozmarzoną minę ale widząc moje wielkie oczy zaśmiał się. - No co? Planów na przyszłość mnie nie można?
- Twój jedyny plan na teraz to zakrycie tego... - miałem coś dodać ale ugryzłem się w język.
- No... Kontynuuj. Zakrycie czego? - Makoto uśmiechnął się i jak na złość napiął mięśnie, niby tylko się przeciągając.
- Zakrycie tego... cholernie seksownego ciała... - wyszło mi przez usta i zakryłem twarz dłońmi. Ja powiedziałem to na głos? Poczułem jak jego ramiona oplatają się wokół mojego torsu.
- Jesteś uroczy kotku. Czy może wolisz tygrysku? - droczył się jeszcze chwilę ale w końcu mi odpuścił i grzecznie wykonał moje polecenie. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść nieco chłodną już rybę.
- Wow... Kto u was gotuje? Muszę podziękować tej osobie! I wziąć przepis! - chłopak zachwycał się makrelą i wziął do ust kolejne kawałki.
- Dzień dobry. To ja tutaj gotuję. To znaczy kiedy jestem sam. - mruknąłem i pogrzebałem w rybie.
- Ty? Wiedziałem, że mój chłopak jest niesamowity ale, że aż tak? Haru porywam cię do domu! Będziesz mi gotować - uśmiechnął się szeroko i widząc, że przestałem jeść sięgnął widelcem do mojego talerza i nabił kawałek ryby. Uniósł dłoń przed moje usta.
- Otwórz buzię Haru, leci samolocik - uśmiechnął się widząc moją minkę.
- Ile ja mam lat? - burknąłem ale grzecznie zjadłem.
- Jesteś uroczy. Nie mogę się zdecydować czy wolę jak jesteś uroczym kotkiem czy drapieżnym tygryskiem - chłopak wykonał rękami znak serca nad głową. Fuknąłem cicho i zacząłem zbierać puste talerze. Makoto patrzył jak zanoszę je do zlewu. Już miałem włączyć kran kiedy ktoś, czyli nie kto inny jak mój chłopak, delikatnie odciągnął mnie od blatu.
- Ja umyję. Ty odpocznij kotku - stuknął mnie lekko w czubek nosa. Zamrugałem kilka razy. Zwykle to ja robię takie rzeczy jak zostaję sam. Mama twierdzi, że wtedy pomóc gosposi jest niekonieczna. Nie wiedząc co mam zrobić z łapkami zająłem się ogarnięciem kanapy. Zrzuciłem na podłogę koc i niewielkim odkurzaczem zacząłem usuwanie dowodów naszej wczorajszej... zabawy. Nie ważne jakimi środkami mama, a już tym bardziej ta wścibska sąsiadka, nie może się o tym dowiedzieć. Kończyłem właśnie układnie poduszek kiedy usłyszałem głos za plecami.
- Wow... Dobry z ciebie kucharz i sprzątaczka... Jesteś najlepszy - Makoto podszedł do mnie i położył dłoń na ramieniu.
- Idź ty... Jestem beznadziejny w wielu sprawach - odparłem, a w mojej głowie wyskoczyła lista rzeczy, w których nigdy sobie nie poradzę.
- Podaj przykład w czym jesteś beznadziejny? Nie wierzę w to - rzucił zuchwało.
- Matematyka - rzuciłem pierwszą lepszą rzecz. Nie mogłem pochwalić się dobrą oceną z tego przedmiotu.
- W takim razie zapraszam pana, panie Nanase na korepetycje z matematyki... - zrobił pauzę i zrobił zastanawiającą minę. - W poniedziałek po lekcjach. - to mówiąc dał mi całusa w policzek i wziął ułożony przeze mnie mundurek. Ruszył na piętro po schodach, najpewniej do łazienki aby się przebrać. Zostałem sam. Podszedłem do wielkiego okna. Miałem piękny widok na miasto. Nagle w odbiciu ujrzałem niewiele niższego niż ja chłopca. Stał kilka metrów za mną i patrzył tam gdzie ja. Jego brązowe oczy lśniły dziwnym blaskiem.
- Haruka.
Głos Makoto sprowadził mnie na Ziemię.
- Tak? - odwróciłem się. Chłopca nie było. Stał tam tylko Makoto z plecakiem na ramieniu.
- Muszę iść. Mama będzie się martwić. - podszedł do mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek na pożegnanie. - Zobaczymy się w szkole?
- Tak. Będę cię wypatrywać - obiecałem cicho. Odprowadziłem chłopaka do drzwi uprzednio dając mu karteczkę z kodem do mieszkania, aby nie musiał już oszukiwać niewinnych starszych pań. Wyszedłem z nim do rogu ulicy gdzie ostatecznie się pożegnaliśmy. odwróciłem się aby wrócić do domu przy szklanych drzwiach stał ten chłopiec. Patrzył prosto na mnie. Miał na sobie cyjanową bluzę typu college, czarne dziurawe na kolanach jeansy, a na nogach białe trampki.
- Nazywam się Tsukiyomi. A ty?
CZYTASZ
Czy naprawdę istniejesz? [HaruMako]
RandomWidzę coś czego inni nie widzą. Słyszę głosy, których inni nie słyszą. To wszystko po czasie znika. Więc skąd mam wiedzieć czy ty też nie znikniesz? ******* Jest to pierwsze... Coś jakie napisałam (a zaczęłam jako... Nie nazwę się nawet "niedoświadc...