41. Coś za coś

1.1K 55 4
                                    


Na dworze była istna ulewa. Zachmurzone niebo i deszcz nie będą sprzyjać w dzisiejszym meczu. Gryfoni grają przeciwko Puchonom.

- Wybierasz się na mecz?- spytał Oli dosiadając się do stołu. Trwał obiad, a ja grzebałam widelcem w talerzu.

- Nie wiem. Przez tą pogodę jestem padnięta.- złapałam się za głowę.

- Cześć Rav!- obok mnie przeszła cała drużyna. Odpowiedziałam im uśmiechem.

- Ej. Jak się nazywa ten z blond włosami?- spytał Oliver śledząc ich wzrokiem.

- Nie znasz imion osób z drużyny?- zaśmiałam się.- Chodzi ci o Maxa?

- Nie... Ten to za tobą lata. Mi chodzi o tego ciemnego blondyna. Ma piwne oczy i wygląda na nieśmiałego. Zawsze jest najcichszy...

- A... Jason Samuels. Nie wygląda na nieśmiałego tylko taki jest, a czemu pytasz?- spytałam marszcząc brwi. Na moich ustach pojawił się mały uśmiech.

- Bez powodu.- lekko się zarumienił.

- Yhm...- położyłam łokcie na stole, a głowę podparłam o ręce.- A co powiesz o... Ari?

- A co mam powiedzieć? Jest spoko...- wzruszył ramionami.

- A kto według ciebie zmienił się najbardziej przez wakacje?

- Weasley' e się zmienili... ten Jason też wyprzystojniał i...- rozglądał się po Wielkiej Sali. Skoczyłam i uściskałam go. Nie wiedział jak zareagować. Obeszłam stół i usiadłam obok niego.

- Oli?

- Tak?- miał strach w oczach.

- Czemu nie mówiłeś, że jesteś gejem?- spytałam ruszając brwiami.

- Ja nie... No dobra. Podoba mi się pałkarz drużyny Krukonów.- zapiszczałam i objęłam go.

- Wreszcie mam kogoś z kim mogę porozmawiać o chłopakach, bo dziewczyny to już od razu, że się zakochałam.- machnęłam ręką.- Idziemy na mecz?

- Gdybym wiedział, że tak cię uszczęśliwi ta informacja to bym już wcześniej wspomniał.- zaśmiał się.- To chodź. Idziemy się przemoczyć.- wstał i podał mi rękę. Ujęłam ją i wyciągnęłam go z Wielkiej Sali.

Gdy wpadliśmy do dormitorium zgarnęliśmy płaszcze i poszliśmy na mecz. Ja miałam rękę na ramieniu Olivera, a on swoją na moim.

- Powodzenia Harry!- krzyknęliśmy do Pottera, kiedy mijaliśmy szatnię. Chłopak uśmiechnął się do nas, a my weszliśmy na trybuny.

- Hej Luna.- powiedziałam do dziewczyny, która miała na sobie czerwony płaszcz.

- Już myślałam, że nie przyjdziecie.- uśmiechnęła się delikatnie. Dosiedliśmy się do niej i podziwialiśmy mecz.

Pogoda nie sprzyjała nikomu. Gracze mieli specjalne gogle żeby coś widzieć. Harry i Cedrik ścigali znicz. Nagle piłka wyleciała nad chmury. Praktycznie wszyscy wstali ze swoich miejsc. Obserwowałam miejsce gdzie zniknęli chłopcy.

Po chwili zleciał Driggory. Trzon miotły miał pokryty lodem. Wylądował, bo dalsza gra mogłaby być niebezpieczna.

Czarny punkt zaczął lecieć w dół. Przyjrzałam się i rozpoznałam, że to Potter. Przez tłum przebiegły piski strachu. Dumbledore uratował Harry' ego przed upadkiem. Zeszłam na dół.

Potter trafił do Skrzydła Szpitalnego. Miał zadrapania na twarzy i był nie przytomny. Usiadłam na skraju jego łóżka. Wokół zebrała się drużyna Gryfonów i przyjaciele.

Czy mogę nazwać cię ojcem ?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz