Rozdział I

4.1K 125 7
                                    

Minęło już prawie cztery miesiące od wyjazdu Andres. Nie posłuchał mnie i wyjechał, jednak nie byliśmy skłóceni. Odległość trochę ułożyła mi w głowie, że przecież jakoś damy sobie radę. Obiecał mi, że to właśnie dziś do mnie przyjedzie.
No właśnie, obiecał.

Dochodzi 22, a go nadal nie ma. Nie mam z nim żadnego kontaktu, odkąd wyjechał, może dlatego to było takie trudne. Już nawet  pomyślałam, żeby zrezygnować z mojego idealnego planu.
Siedziałam i gapiłam się bez celu w telewizję, tak jak codziennie, z nadzieją, a dziś wyjątkową, że nikt ich nie zdradził, a policja nadal o niczym nie wie, kiedy nagle ktoś zadzwonił do drzwi.

Zerwałam się z kanapy i szybko podeszłam do lustra, kiedy nagle po mieszkaniu rozszedł się hałas dzwonka. Spojrzałam na moje nędzne odbicie, szczerze przestraszyłam się  i szybko zaczęłam nieco się ogarniać.

Chwilę później stałam już przed drzwiami, a moim oczom ukazała sie wysoka, dobrze zbudowana i znana mi doskonale  sylwetka. Jak zwykle ubrany elegancko, nie zależnie od okazji.

- Co się stało? Płakałaś?- zapytał wchodząc do mieszkania ze zmieszanym wyrazem twarzy, bo wyglądałam niecodzienne.

I tyle z mojego ogarniania.

—Nie odzywałeś się. Myślałam, że będziemy mieć cały dzień dla siebie.

—To nie jest takie proste wiesz o tym. Wrócimy do normalności już niedługo. Pozatym słońce, chyba lepiej mieć całą noc tylko dla nas. Stęskniłem się.—przytulił mnie, a ja nie odwzajemniłam uścisku. Może byłam w jakimś dziwnym szoku.—To będzie naprawdę cudowna noc.—zaśmiał się i spojrzał mi w oczy.

-No, zależy dla kogo.—wyrwałam się z jego objęcia i przewróciłam oczami.—Traktujesz mnie teraz jak lalkę do swoich zabaw. Przychodzisz kiedy chcesz, nie dbasz o to czego ja chcę. Najchętniej chciałbyś się pieprzyć, a później od razu zniknąć. Nie widzieliśmy się cztery miesiące, a ty myślisz tylko o jednym, znowu.

—Przecież wiesz, że będzie jeszcze na to czas..-wyszeptał mi do ucha, a następnie przywarł ze mną do ściany i zaczął składać pocałunki na mojej szyi.

Tęskniłam,cholernie tęskniłam. Za tym dotykiem. Za tym, że nie był delikatny, bo w tym momencie tego potrzebowałam.
Znowu mu uległam.

Spojrzałam w bok na ubierającego się nade mna mężczyznę. Byłam pieprzoną szczęściarą mając go.

Wiedziałam, że Andres to ta osoba, która mimo tego, jaki ma charakter, nigdy by mnie nie zdradziła. Działo się wiele w naszych życiach, ale to zawsze był jeden i ten sam schemat. Ja byłam jego, on był mój.

Westchnęłam głośno i pretensjonalnie, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.

—Co jestm-zapytał dotykając swoja gorącą ręką mojego ramienia.

—Zaraz sobie stąd znikniesz, a my nawet normalnie nie porozmawiamy. O tym, jak wyglądają te przygotowania, co to za ludzie, czy możesz im na pewno ufać, nie zdradzą was, ciebie? Co jak umrzesz? Nie wiem, dla mnie cztery miesiące  bez ciebie to szmat czasu. Nawet w tak gównianej sytuacji nie  możesz  być dojrzały i najpierw porozmawiać.

Andres podszedł bliżej mnie. Spojrzał na mnie surowo.
—Przepraszam. Tak, powinienem  z tobą porozmawiać. Tęskniłem za tobą,dlatego tak wyszło.

Nie umiałam być długo zła na niego. Może w innych okolicznościach, ale nie wiedziałam, czy to nie jest ostatnia noc, kiedy stoi tutaj, przed naszym łóżkiem.
Wyrzuciłam z siebie powietrze i szybko ułożyłam wszytko w głowie.

—Więc? Poznałeś kogoś lepszego ode mnie?—podniosłam wzrok na jego twarz, która powoli zaczynała łapać spokojne rysy.

—Oh, pewnie że tak. Tokio nie chciała mnie tutaj wypuścić.

Wychyliłam się po puchowy przedmiot po mojej lewej stronie i z całej siły uderzyłam go poduszką.

—Jesteś niemożliwy–zaśmiałam się.

Andres uśmiechnął sie lekko i trochę spoważniał.

—Tokio. Okej, czyli nazwy miast. A kim jesteś ty?– wysiliłam się do podparcia łokciami i teraz wyraźnie widziałam jego twarz.

—Berlin.

—Berlin. –potrząsnęłam głową i się zaśmiałam– To idiotyczne, nie lubisz tego miasta.

–Może i nie lubię, ale ma dość ważne znaczenie.

—O którym, jak myślę pewnie się nie dowiem.

–Dokładnie— mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że nie będę wypytywać, bo nigdy tego nie robię.—Może nie nigdy, ale nie teraz.

Andres był trochę dziwny, odkąd wrócił. Kiedy wspomniałam o Tokio dziwnie zeszytywniał. Wiem, że nie lubi rozmów na temat tego, co robi. Czasem miałam wrażenie, że mi po prostu nie ufa, ale kiedy mu to mówiłam dostawałam po głowie. Zawsze mi powtarzał, że to, co robi go zmienia i nie chcę łączyć tego ze mną, bo nie spodobałaby mi się jego wersja w pracy. Jednak wiem , że trochę to wyolbrzymia, musi być surowy, ale bez przesady, znam go dobre kilka lat żeby wiedzieć, że nikt tutaj, w tym w świecie nie ma  wpływów na Andres de Fonollosa.

To oczywiste, że bałam się, zamykając za nim drzwi. Bałam się, że już nigdy ich mu  nie otworzę. Ale nie chciałam pokazać mu jak wielki jest ten strach. Paraliżowała mnie myśl, że będę siedzieć w domu przed telewizją, bez wiedzy co dzieje się w środku. W sensie, media będą chuczeć, ale nigdy nie wiadomo czy przypadkiem nami nie będą manipulować.

Był tylko jeden sposób na to, żeby dbać o to, żeby nic mu sie nie stało. I równocześnie nie być oszukiwanym przed telewizorem.






DOM Z PAPIERU | 𝔩𝔞 𝔠𝔞𝔰𝔞 𝔡𝔢 𝔭𝔞𝔭𝔢𝔩[ W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz