Rozdział XIII

1.5K 64 11
                                    

Rita Pov

Berlin zamknął za sobą drzwi, a ja patrzyłam na telefony, wzrokiem szukając swojego. Nie żebym chciała uciec bo jestem tu z własnej woli. Chcę żeby im sie udało.
Po prostu ilustrowałam tablicę. W zasadzie miałam ich teraz w garści. Gdybym naprawdę była suką, mogłabym ich teraz zniszczyć, ujawnić ich wizerunek. Nie sądzę na przykład, żeby Berlin zostawił mnie tu przez przypadek. W sensie, ufa mi i chyba dlatego zostawił mnie tu samą sobie.

Kiedy przygladałam się wszystkim telefonom na tablicy, usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi.
Nie zareagowałam od razu, wiedziałam, że to Berlin.

—Hej! Co tutaj robisz?!–nim zdołałam się odwrócić wkurzony chłopak złapał mnie od tyłu, jakbym była jakims przestępcą, kiedy zobaczył, że się nie wyrywam, zluzowal uścisk.—Rita, tak?!

—No tak Rita.—chłopak przycisnął mnie– Puść mnie to boli—Ugryzłam chłopaka w rękę, a ten odskoczył ode mnie.

—Kurwa mać.-chłopak znowu gwałtownie ruszył w moją stronę.

—Nie! Stój!-wyciagnęłam ręce przed siebie w akcie obrony.—Ja nic tu nie zrobiłam, słyszysz?!—chlopak stanął nieruchomo kilka centymetrów ode mnie. A gdy poczułam się wreszcie bezpieczna opuściłam ręce i kontynuowałam—Berlin mnie tu zostawił. Możesz mnie przeszukać, nic nie zabrałam. W zasadzie to miałam wychodzić.

—Wychodzić?—parchnął—Widziałem jak węszysz między regałami.

—Dobra,ale ja naprawdę nic nie mam. Sam zobacz.

Chłopak, jak mniemam to Denver, jeden z nich. Zaczął mnie bardzo dokładnie przeszukiwać, aż za bardzo, ale nic nie protestowałam. Kończąc uznał, że mówię prawdę.

—Masz szczęście Astrey, ale jak zobaczę cię jeszcze raz tutaj to rozpieprze ci tę ładną buźkę, słyszysz?!-Podniosłam wzrok na Denvera i skinęłam głową.—Słuchaj, nie wiem co tu robisz, ale  wiem, że nie jesteś tu jakimś przypadkiem. Wiem, mogłem się domyślić, że znasz Berlina, ale do cholery, jeśli wasze kłótnie mają odbijać sie na skoku, przysięgam nie będę dla ciebie miły. Jeśli zrobisz coś, co nam zaszkodzi to...

—Dobra wiem, okej? Nie jestem głupia, wiem bardzo dobrze i ty pewnie już też, jestem z Berlinem od naprawdę bardzo dawna. Nie chcę wam zaszkodzić, rozumiesz? Chcę żeby wam się udało, a przyszłam tutaj tylko dlatego, że się o niego martwie i tą całą jego choro...

—Jego co?–chłopak spojrzał na mnie marszcząc brwi.

—Znaczy...co?- zestresowana zaczęłam gryźć swoją wargę.

—Powiedziałaś chorobę? Berlin jest chory?

Nie wiem co jest gorsze, to że wypsnęło mi się przez przypadek o chorobie Berlina, czy to że kiedy Denver mówił o tym  głośno i wyraźnie, Andres wszedł do pokoju.

Cała nasza trójka stanęła nieruchomo, wiedziałam, że to ja miałam coś powiedzieć, wytłumaczyć się,ale naprawdę nie wiedziałam co. Żadne tłumaczenia tu nie pomogą. Zjebałam. Po całej linii zjebałam.

No powiedz coś.

Cokolwiek.

Powiedz coś, wytłumacz się

—Berlin ja...—zaczęłam. Momentalnie stanęło mi coś w gardle.

Byłam teraz gotowa na ostrą jazdę.

—Denver wyjdź stąd, zostaw nas samych.–zaskoczony chłopak przeszedł cały pokój do wyjścia, kiedy znalazł sie obok Berlina, ten przycisnął go mocno do ściany.- I nie powtarzaj NIKOMU nigdy o tym pieprzeniu, które uslyszałeś.

Denver wyszedł dość wystraszony z pokoju i zostaliśmy sami po dwóch stronach w szczelnie zamkniętym pomieszczeniu.

—Andres, ja... Ja nie chciałam, ja naprawdę.. To wszystko... przez przypadek...—zaczęłam sie do niego zbliżać–Ja.. nikt nie wie oprócz niego... Nigdy nikomu... Po prostu zaskoczył mnie tu i powiedziałam to wszystko w emocjach... ja naprawde...Andres–kiedy dzieliło nas juz kilka centymetrów zaczęłam mówić, a łzy zebrały mi sie w oczach—No powiedz coś! Skrzycz!Nawet uderz. Nie wiem cokolwiek, tylko coś powiedz bo zaraz nie wytrzymam.–oparłam swoją głowę na jego klatce, zaczynając płakać. On nawet się nie ruszył. Minęło kilka chwil, kiedy w końcu się odezwał.

—Rita...Rita, spójrz na mnie.-podniósł moją głowę z jego torsu.—Naprawdę nie wiesz, jak bardzo się na tobie zawiodłem. Mógłbym teraz krzyczeć, a nawet cię uderzyć, ale to nic nie pomoże, wiesz?

—Andres, przepraszam.

—Chyba po prostu nadal potrzebuję przerwy. Od ciebie. Kurwa myślałem, że możemy wrócić w końcu do siebie i nie bawić się. Jednak ty chyba nie skończyłaś zabawy.

Odsunęłam się od mężczyzny.
—Ale.. nie możesz tak po prostu mnie teraz zostawić. To, co robię tu. To wszystko robię dla ciebie. Bałam sie o ciebie, dlatego tu jestem.

—To wszytko? To wszytko to ja robie dla ciebie. Chcę żebyś miała dobre życie, jesteś młoda, warta tego wszystkiego. Po raz pierwszy na kimś mi zależało tak bardzo. Nadużyłas mojego zaufania.

—Andres, przestań jesteś zły dlatego tak mówisz, przpraszam. Słyszysz?! Przepraszam! Cholera Andres!–meżczyzna odwrócił się ode mnie.—Nawet nie wiesz jak bardzo mi zależy na tobie.

—A myślisz, że mi nie zależy?! Że ja jestem zwykłym egoistą, kocham cię, ale to za mało. Za mało. I wiem, że dziecko pokochał bym tak samo jak ciebie. Tak, chciałem tego dziecka, ale jeśli miałoby mi przypominać o jego matce, to brzydził bym się na nie patrzeć.

—Andres...

—Nie Rita, to koniec rozumiesz? Od teraz jesteś zwykłą zakładniczką, a ja mogę cię zabić, jak każdego tutaj.

To koniec.-pomyslałam.
















DOM Z PAPIERU | 𝔩𝔞 𝔠𝔞𝔰𝔞 𝔡𝔢 𝔭𝔞𝔭𝔢𝔩[ W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz