Rozdział X

2.2K 100 14
                                    

Jeszcze kilka godzin musiałam leżeć, żeby przyzwyczaić się do nowej rany w moim ciele. Musiałam  nauczyć się chodzić, ale sądzę, że kiedy każdy już  pewnie przez nasze krzyki wie, że jestem w ciąży, będzie mi kazał robić jak najmniej. A że złożyło się tak, że to dziecko Berlina, to czuję że z tego potężnego wkurwienia, da im tam na dole nieźle popalić.

Przysnęło mi się na jakąś godzinę. Totalnie straciłam poczucie czasu. Sen dobrze mi zrobił, tego właśnie potrzebowałam.
Obudziłam się trochę zaskoczona, bo nie leżałam w pokoju z telefonami, a w jakimś gabinecie. Doskonale wiedziałam czyim. Ale byłam tu sama.
Przynajmniej tak mi sie wydawało.

Leżąc w ciszy, wsłuchiwałam się tylko w moje myśli, od których szybko chciałam się uwolnić.
Coś mi jednak w tym pomogło. Leżąc wygodnie i ponownie przysypiając, usłyszałam kobiece, ciche jęki.
Już w tamtym momencie byłam pewna, że za drzwiami musi znajdować się Berlin. Nie sam, a z kimś.

Przez ułamek sekundy zastanawiałam się czy tam wejść, odgłosy wychodziły  zza drzwi za biurkiem. Zastanawiałam się też, czy mnie tu na specjalnie  przyniósł, żebym to wszystko słyszała.

Postanowiłam szybko, że tam wejdę.
Wstałam, choć nieudolnie jakoś udało mi się. Byłam tak zła, że nawet nie czułam bólu. Pewnym ruchem, bez zastanowienia, otworzyłam  drewniane drzwi.

-Berlin?- niespodziewałam się, że widok tak mnie zaskoczy.

Nie bylo tam ani Andrès ani jego Ariadny, jak pomyślałam w pierwszej chwili.
Był natomiast ktoś inny- kobieta w czarnych włosach, widać, że nie siedzi tutaj krótko.

Miała związanie ręce, nogi, a usta były zakryte. Nie wiem, czy kiedykolwiek bardziej się nim brzydziłam.

-Co ty tu robisz, dziewczyno?!-zapytałam zszokowana, odkrywając jej usta.

-Zostawił, mnie tu. Nie wiem po co, bałam sie. Tylko mnie związał, nie skrzywdził mnie.

Nie wiem, czy mówiła prawdę, ale zmusiłam się by jej uwierzyć.
Andrès taki nie jest. Tak myślę.

Zaczęłam rozwiązywać ręce kobiety, byłam na niego mega wściekła. Naprawdę nie miałam siły na kolejne awantury. Postanowiłam uwolnić  dziewczynę i zaprowadzić ją do wszystkich zakładników.
Rozmawiałam z nią jeszcze trochę, była starsznie roztrzęsiona.

Z gabinetu wyszłam szybko. No na tyle  szybko, na ile pozwolił mi mój stan.

Starałam się wyjść niezauważona i tak samo wrócić. Wydaje mi się, że ostatnio  nasi porywacze stracili kondycję i są jacyś rozkojarzeni.
Ale co się dziwić, spią jakieś marne  godziny.

Wracając do tej całej sprawy z czarnowłosą dziewczyną, myślałam, że bedę na niego zła. Ale poczułam, że ta dziewczyna mówi prawdę. Zresztą Andrès taki nie jest. Ma chore fanaberie i upodobania, ale no, bez przesady. Jednak  nie wiedziałam jaki mógłby mieć inny cel w zamykaniu tej dziewczyny. Zrobiła coś nie tak?

Odprowadziłam ją do pokoju, w ktorym było trochę jej znajomych, powiedziała, że przyjechała tu na wycieczkę. Wyglądała już lepiej. Na twarzy miała ulgę, ale zmęczenie  jej nie opuściło.

Zadbałam, żeby dziewczynie nic się już  nie stało. Porozmawiałam z nią i ruszyłam w swoją długą podróż.
Znaczy to tylko jedno piętro, zaledwie trzy minuty chodzenia, ale mi zajmie to jakieś dziesięć minut.

Na korytarzach panowała wyjatkowa cisza. Berlin już wszystkich pozabijał? Nie no trochę dziwne to było,  że żadnego z porywaczy nie mogłam znaleźć wzrokiem.

Szłam dość wolno, żeby szwy nie poszły i przy drewnianych, matowych drzwiach nagle usłyszałam głos.

Czyli jednak ktoś żyje.

Już chciałam wejść do środka i zapytać gdzie wszyscy, bo byłam pewna, że to zakładnicy.

Moment przed tym, jak wolnym krokiem chciałam wejść do pomieszczenia, zobaczyłam uchylone drzwi. Nie przeszłam od razu przez próg, a zobaczyłam kto jest w środku.

Berlin z Nairobi.

W tle leciały wiadomości, teraz między nimi panowała absolutna cisza.

...de Fonollosa oskarżany jest również o  przestępstwa seksualne..

- Andres de Fonollosa. Rzekomo gardzi gwałtami, czy nawet handlem. A tu takie rzeczy wychodzą na zewnątrz. No, no nieładnie. Takiego hipokryty jeszcze nie widziałam.

Berlin pozostawał niezwruszony.

Oskarżony o kradzieże, handel z  wykorzystywaniem nieletnich i napad z uzbrojeniem.

-Oj Andres, nie sądziłam, ze tak naprawdę kręcą cię dziwki.

Berlin rzucił sie na Nairobi, a ja niewiele myśląc weszłam do  pokoju, żeby jakoś to zatrzymać.

-Rita...-spojrzał w moją stronę, nadal trzymając szyję Nairobi.

Nie uwierzyłam mu, o nie, nie kolejny raz.

Odwróciłam się i swoim nieudolnym krokiem wyszłam. Nie czułam bólu w miednicy, bo większy czułam  w środku.

Zobaczyłam, że chyba naruszyłam szwy, że zaczynam krwawić. Ale nie to teraz jest najważniejsze.
Uciec, zapomnieć. O tym co zobaczyłam. To jest ważne.

Wpadłam jak huragan do biura Berlina. Nie wiedziałam co zrobić. Czułam upokorznie. Myślałam, że znam tego mężczyznę naprawďę bardzo dobrze i myślałam, że jest dojrzałym facetem. Myślałam, że jego praca nie polega na tym. Wiedziałam, że w przeszłości był trudny. Ale nigdy bym go o coś takiego nie podejrzewała.

Łzy zalały całą moją twarz.
Krzyczałam, chciałam najchętniej zniszczyć cały ten pokój, spalić i najlepiej, żeby w środku był on.

Berlin wpadł do pomieszczenia.

-Rita... Nie rozum..-zaczął.
-Nie rozumiem?! NIE ROZUMIEM?! Myliłam się, myślałam, że uratujemy to, przeciez ty nigdy w głębi nie byłeś  złym  człowiekiem. Jestem wściekła nie na Ciebie, ale na siebie. Idealizowałam Cię i byłeś  autorytetem w moich oczach. Tak, autorytetem! Zawsze chciałam, żeby nasze dziecko też to widziało.
A teraz? Ma to jakiekolwiek  znaczenie!? Ma?!
Dziecka nie będzie i tym samym nas też nie.
Tamtej nocy, kiedy się spotkaliśmy. Po tym stałeś się dla mnie wszystkim. WSZYSTKIM! Nie miałam nikogo. A teraz?! Teraz  znowu  jestem sama. Sama. Bo mój bohater, który mnie uratował, zniszczył życie innych ludzi. Nie potrafię ci już ufać. A ta kobieta w Twoim gabinecie?! Tego też nie chciałam do siebie dopuścić, że możesz być takim dziwkarzem!- skończyłam  wybuchając.

Andres nie powiedział nic. Wiedział, że cokolwiek powie, nic go nie uratuje.

Złapał mnie za rękę, a ja spojrzałam w jego oczy. Widzialam w nich, nawet sama nie wiem co. Nigdy nie widziałam u niego takich oczu.

—To wszystko nie wygląda tak, jak myślisz. To wszystko to zwykła manipulacja policji i wiem, że nie umiesz mi  uwierzyć. Ale musisz to zrobić, mimo wszystko. Tylko tak będziemy mogli to pchać. Ludzie nas uwielbiają, a policja chce zrobić z nas skurwieli na najgorsza skalę. Znają moją tożsamość, więc to wykorzystują.

—Ja już nawet nie wiem co mam ci powiedzieć. Chyba powiedziałam wszystko, czym mnie zraniłeś.

—Wiem, że to nie jest łatwe naprawić to i być może to dobra decyzja o naszej przerwie. Może najlepsza w tych okolicznościach. Nie ufasz mi, a bez tego nie może być jak wcześniej.

—Jak mam ci ufać, co? Jak zaufać człowiekowi ze skłonnościami psychopaty? I najważniejsze, jak przestać do cholery kochać taką osobę?

Nie wiem, na prawdę nie wiem co dalej sie stało. Istnieją osoby, które nie pamiętają swojego dzieciństwa przez traumę. Nie mogę tego porównać do traumy, dlatego właśnie nie wiem co się stało i jak to sie stało. Jak to się stało, w którym momencie pozwoliłam i mu i sobie na to, żeby dotknął swoimi zimnymi palcami mojego ciała.

Czasami mam wrażenie, że miłość odbiera ludzią głowę, a ja chyba należę do tej grupy.

Byłam zwyczajnie, po ludzku zmęczona. I jak inaczej tego sie pozbyć jak nie w ramionach ukochanej osoby. Udawajmy, że jest tak, jak widzieliśmy sie osttani raz przed skokiem.
Udawajmy, bo chyba tylko to zostało.






DOM Z PAPIERU | 𝔩𝔞 𝔠𝔞𝔰𝔞 𝔡𝔢 𝔭𝔞𝔭𝔢𝔩[ W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz