Rozdział XXII

478 27 8
                                    

Podobno kiedy człowiek staje w obliczu śmierci, przypominają mu się wszystkie szczęśliwe chwile. Życie pokazuje, że było ono naprawdę dobre.

Nie wiem, czy byłam w obliczu śmierci. Nie wiem czy ktoś mnie uratuje. Ale wiem, że nikomu nie uda sie na czas uratować mojego dziecka. Dobrze znałam specyfik, ktory wszczepił mi Arturo. Dobrze znałam jego konsekwencje bez szybkiego działania i bardzo dobrze wiedziałam jak to się skończy.

Krzyczałam. Głośno, naprawdę głośno.

Może tylko w mojej głowie.

Tłum się rozbiegł albo odsunął,nie wiem, a ja zostałam sama na betonowej podłodze z umierającym dzieckiem. Chciałam mu powiedzieć, że damy radę, że jesteśmy jednym ciałem i będę walczyć.

Kiedy jego serce przestawało bić, moje biło jak szalone. Jak czuje się matka, która traci dziecko?
Ból, którego nigdy nie będę w stanie opisać.

Zobaczyłam nad sobą twarz Arturo, a może Berlina, a może mojego nienarodzonego dziecka. Nie wiem, może to był tylko sen. Tylko koszmar. Widziałam jakąś twarz, a później wszystko sie zcaliło.

-Berlin!-krzyknął jakiś głos za nim.

Czy możecie wszyscy się grzecznie odpierdolić

-Berlin! Stój!-głos zbliżał się i nie dawał za wygraną.

-Czego?!-krzyknął i odwrócił sie napięcie do jak spostrzegł, starszego mężczyzny, który wyglądał na nieźle zestresowanego. Zaciekawiło go to czemu do cholery nikt go nie pilnuje.

-Rita..Ona..-próbował złapać oddech.

Młodszy mężczyzna przeraził się trochę na tą wiadomość. O co może chodzić, skoro jest aż tak przerażony.

-Co jest? Gadaj! Ale już!-podszedł blisko.

-Piwnica, On.. On chce zabić jej dziecko.

Berlin odsunął się trzy kroki i stanął. Nie był w stanie się ruszyć, chociaż w tym momencie było to najbardziej potrzebne. Trwało to może trzy sekundy, zanim wrócił do życia.
Zaczął biec w strone piwnicy. Jedno piętro, drugie piętro. Cholera po co był aż tak wysoko.

Ktoś chce zabić jego dziecko. Milion osób mogłoby to zrobić, ale wiedział on, kto  jest do tego naprawdę zdolny.
Wiedział, jak bardzo skrzywdzi to Ritę.
Wiedział, że jeśli ona straci swoje dziecko, a później jego, nie będzie miała nic. Straci tych, których kocha najbardziej.

I może się bronić, odejść, a nawet zakończyć to, Berlin wie, że jest jedyną osobą, która liczy się dla Rity.

Trwało to może wieczność, może więcej, ale w końcu stanął w wąskim korytarzu, nad kobietą swojego życia, która właśnie zamknęła oczy z przemęczenia.

Mennica nigdy nie była świadkiem tak grobowej ciszy, jak w tamtym właśnie momencie. Arturo zniknął gdzieś w tłumie, a nikt nie miał odwagi choćby pisnąć. Większość wpatrywała sie w jakby martwą kobietę, a reszta zainteresowała się swoimi butami.

Berlin zaś, mimo że był przepełniony furią, jakiej nigdy nie doznał, musiał skupić się na tym, co było w tym momencie najważniejsze.

Zza jego pleców na korytarz wbiegli Helsinki, Denver i Nairobi. Wszyscy zatrzymali się z przerażenia w jednym momencie.

Dziewczyna, która jeszcze leżała na samym środku pomieszczenia, wyglądała na umierającą. Była blada, a jej usta zaczynały sinieć.

Nie wiedział co zostało jej podane. Nie wiedział nic, oprócz tego, że zabije, tego, który to zrobił.

DOM Z PAPIERU | 𝔩𝔞 𝔠𝔞𝔰𝔞 𝔡𝔢 𝔭𝔞𝔭𝔢𝔩[ W trakcie poprawy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz