Jungkook Pov
Na chwilę odwraca ode mnie wzrok, poprawia plecak na ramionach i z zamrażającą wszystko wokół siebie aurą, przechodzi obok mnie, przez szkolną bramę, przy której czekałem już na niego od ponad dwóch godzin. Na pewno nie liczył na tak szybkie spotkanie i szczerze tak naprawdę ja też nie. Ale jeśli faktycznie mam go zaprowadzić do mojego brata, musi iść za mną dobrowolnie. Przecież nie mogę go porwać, chociaż byłoby to najłatwiejszą opcją, nie dam rady tego zrobić.
Zabawne, dokładnie wiem jak zabić drugiego człowieka, ale nie umiem skłonić osoby do tego, by mi zaufała. Może Taehyung miał rację o tym co powiedział mi wtedy w mieszkaniu. Miałem 15 lat gdy zacząłem grać w WOF, pomimo tego że zbijanie nigdy nie napawało mnie radością. Po czasie stało się to dla mnie czymś normalnym, po prostu chciałem przeżyć. Nie, musiałem przeżyć, dla moich rodziców by nie martwili się o to, że stracą swoje drugie dziecko i dla Yugiego, bym mógł go uratować. Może faktycznie przez te trzy lata już zapomniałem jak bardzo cenne jest życie, swoje i drugiego człowieka.
Szybko go doganiam, nie zdążył odejść zbyt daleko, zanim chwyciłem go za nadgarstek, przyciągnąłem do siebie i obróciłem w moją stronę. Poirytowany patrzę w jego oczy i chwytam go za drugi nadgarstek, by nie miał możliwości wyrwania się z mojego uścisku i dalszego ignorowania mnie. ''Chcesz tak robić przez całe życie? Po prostu zwiać, gdy coś ci nie pasuje?''
Swoje zimne dłonie zaciska w pięść. Po kilkuminutowej szarpaninie pomysł uwolnienia się i ucieczki widocznie zszedł dla Taehynga na drugi plan. Ale nadal trzymam go mocno, gdy ten obdarza mnie gniewnym spojrzeniem.
''Nie lubię stawiać czoła problemom, ucieczka lub ignorowanie jest lepszym rozwiązaniem niż nękanie się szukaniem innego wyjścia.''
Nienawiść i pogarda którą daje mi poczuć ten chłopak sprawia że dostaję ataku szału, tak jakbym nie zasługiwał na nic innego. Bijąca od niego pewność siebie, tak jakbym rozmawiał z kompletnie inną osobą, a nie tym zazwyczaj bojaźliwym szatynem.
Nie oczekuję od niego, by upadł przede mną na kolana lub zaczął traktować mnie jak narodowego bohatera, ale czy ten koleś w ogóle nie odczuwa żadnej wdzięczności wobec mnie? Przecież uratowałem jego przeklęty, kształtny, jędrny... yhm, tyłek i to nie jeden raz.
Boże o czym ja do cholery myślę?!
''Co dokładnie jest twoim problemem?!'' Pytam zdenerwowany, tym samym wyrzucając mój wspaniały plan zachowania totalnego spokoju, za burtę. On doprowadza mnie na skraj wytrzymałości, nie wiem gdzie schował się jego instynkt pierwotny a tym samym chęć do przetrwania, ale w jego oczach nie widać go wcale. Powinien być wobec mnie potulny jak kotek i mnie słuchać a nie jeszcze pyskować, przecież mógłbym go zakatrupić w każdej chwili i nawet teraz mam na to bardzo wielką ochotę.
''Ty jesteś moim problemem.'' Syczy i tym samym znów próbuje się ode mnie uwolnić, lecz mu się nie udaje, ponieważ byłem na taki manewr z jego strony przygotowany. Znów się poddaje i nadal patrzy mi w oczy, tym swoim wzrokiem okazującym niechęć wobec mnie.
''To ty go zabiłeś.''
''Tak, by uratować twoje życie!'' Dodaję wściekle.
''Nigdy nie rozumiałem tego dlaczego my ludzie zabijamy się wzajemnie. Jedyne co odróżnia nas od zwierząt to rozum. Gdy go zignorujemy i będziemy nadal zabijać nie będziemy mogli określić siebie mianem człowieka tylko bestii.'' Mówiąc to wbił wzrok w ziemię tak jakby nadal nad czymś intensywnie rozmyślał. ''Nie chodzi tylko o to że ja go znałem. Zabił by mnie bez zawahania się, wiem o tym, ale to nie rzecz która mi najbardziej w tym wszystkim przeszkadza.''
''Więc co?'' Pytam nagle z niecierpliwością w głosie. Teraz znów popatrzył na mnie, a jego spojrzenie sprawiło, że na chwilę zaniemówiłem. Umiem obchodzić się z nienawiścią i pogardą w jego wzroku, to nic nowego, ale zobaczyć w jego oczach współczucie, to coś kompletnie nieoczekiwanego.
''Gdy się wtedy pojawiłeś, bez większego zastanowienia się, strzeliłeś. Nawet przez sekundę nie rozmyślałeś nad tym czy to co robisz jest dobre. Po prostu strzeliłeś, jak maszyna, która dostała rozkazi właśnie to mnie w tobie denerwuje, Kook. Już dawno przestałeś być człowiekiem.''
Mój ucisk wokół jego nadgarstków rozluźnia się, nawet wtedy gdy całkowicie go puszczam, a jego ręce wyślizgują się z moich palców, nie ucieka ode mnie, tak jak na początku planował. Nadal stoi w tym samym miejscu i odwzajemnia mój oszołomiony wzrok. Wszystko to o czym myślałem i to co przez cały czas tłumiłem w sobie... on wypowiedział na głos.
Bezlitośnie i szczerze powiedział mi to co myśli na mój temat, właśnie tego tak naprawdę się bałem. Cały czas wierzyłem że to Yugyeom jest potworem, którego trzeba uratować, nawrócić, ale przy tym wszystkim nie zauważyłem, że sam stałem się osobą tego samego pokroju.
Kim ma rację?
Czy nie ma racji?
Czy potwór poświęcił by wszystko dla swojego brata, dla swojej rodziny? Ja nie jestem kreaturą tego typy i nie dam z siebie zrobić jakiegoś sadysty do chuja, lubującego się w zadawaniu bólu!
''Ach tak? A co z tobą? Jak myślisz jak funkcjonuje ten świat? Świat w którym się teraz znajdujesz? Ludzie tacy jak ty są wybijani, nikt nie rozwiązał swoich problemów słowami. Wiesz w co ja wierzę? Na pewno nie w to że twoją własną śmiercią uratowałbyś Sungjae, po prostu chciałeś uciec od swojego żałosnego życia. Ty jesteś słaby Taehyung, a słabi ludzie są tylko pożywką dla tych silniejszych. Jeśli ja nie jestem człowiekiem to kim? Kim jesteś ty?!''
Moje słowa najwyraźniej nie wywarły na nim większego wrażenia, w przeciwieństwie do jego słów skierowanych przedtem w moim kierunku.
Od razu cofam się o krok w tył, gdy orientuję się że uczucia wzięły górę nad moim rozsądkiem. Straciłem część swojej samokontroli, a tym samym cel który wybrałem. Chciałem wygrać jego zaufanie, zamiast tego pokazałem mu swój słaby punkt.
''Nasz wygląd i to kim jesteśmy w hierarchii, całkowicie nie określa jakimi ludźmi się stajemy. Mamy własne sumienie swoją wolę której nikt i nic nie może nam zabrać, obojętnie w jakiej sytuacji się znajdziemy. Definiują nas nasze czyny i zachowanie to jak postępujemy, a ty jesteś mordercą Jeon.''
To co robimy określa to kim jesteśmy?
Co za durna głupota już od dawna nie słyszałem czegoś aż tak idiotycznego. Zerkam na niego ostatni raz, ręce chowam do kieszeni kurtki, próbując zachować stabilną postawę i surowy wyraz twarzy. Wzruszam tylko ramionami.
''Wszyscy jesteśmy mordercami, Taeś.''
![](https://img.wattpad.com/cover/202166672-288-k988892.jpg)
CZYTASZ
Virtual Reality ᴷᴼᴼᴷᵀᴬᴱ
Fanfiction''Uruchomiłeś grę, której nigdy nie uda ci się wygrać.'' ''I jak mam ją zakończyć?'' ''Nie możesz tego zrobić. Sekunda, w której spróbujesz ją przerwać, będzie twoją ostatnią sekundą. Przyniesie ci to tylko twój własny koniec.'' Taehyung nigdy...