Game Four

412 46 6
                                    

Tae Pov

Biegnę na oślep. Pomimo ubranych butów czuję chłód ziemi pod stopami. To tak jakby to okropne zimno, od dołu, rozprowadzało się po całym moim ciele. Głęboki oddech robię dopiero wtedy, gdy zatrzaskuję za sobą drzwi kabiny toalety, opierając się o nie.

Po raz pierwszy w życiu żałuję że nie posłuchałem mojej matki, gdy trajkotała mi że sport jest bardzo ważny. Nigdy nie brałem jej gadaniny na poważnie, zawsze odpowiadałem że bez treningu też sobie dam radę. Przecież moje BMI jest cały czas w normie, nigdy nie miałem nadwagi ani niedowagi. Teraz zaczaiłem że to nie tylko o to tu chodzi, a moje ciało mi teraz za to niemiłosiernie odpłaca.

Stację i budynek w którym się aktualnie znajduję dzieli może tylko kilkadziesiąt metrów, a biegnąc tutaj, zasapałem się jak nienormalny. Po chwili drzwi do toalety zostają dynamicznie otwarte, a w następnej sekundzie uderzają mocno o ścianę. Po pomieszczeniu rozlega się głośny huk. W tym momencie pożałowałem mojej decyzji, że to właśnie tutaj się schowałem.

Mądrzejszym rozwiązaniem byłaby ucieczka w miejsce gdzie jest więcej ludzi. Pomimo tego że Seul jest stolicą, to ta dzielnica miasta jest praktycznie wyludniona. Sam nie wiem dlaczego pomyślałem że w kibelku będę bezpieczny. Może liczyłem na to że pobiegnie dalej i będzie mnie szukać gdzieś indziej, ale z jakiegoś, nie znanego mi bliżej powodu, dokładnie wiedział że schowałem się akurat tutaj.

''Wiem że tam jesteś mały... wyłaź!'' Słyszę jak, szukając mnie, otwiera wszystkie kabiny po kolei. Jestem świadom tego że ryzykuję życiem wyciągając telefon z mojej kieszeni, ponieważ mógłby mnie w tym momencie usłyszeć i od razu tutaj przyleźć, zwłaszcza że ręce drżą mi jak popierdolone, ale domyślam się pewnej, wręcz oczywistej, rzeczy.

Niektóre gry, w które dotychczas grałem praktycznie codziennie, po prawej stronie zawsze miały mapę, na której można było zobaczyć innych graczy. Na żółto pokazani byli zwolennicy, na czerwono potwory z którymi można było walczyć a na fioletowo inni gracze którzy należeli do innych gildii. Z nimi również można było się pojedynkować. A co jeśli tutaj też jest taka opcja?

Otwieram aplikację, klikam na profil mojego przeciwnika, prawie przeklinając na głos, gdy moje przypuszczenie się potwierdza. Jest.... tuż pod informacjami o graczu.

Pokaż lokalizację.

Ten cholerny namiar, to przecież chore! Jeśli naprawdę chodzi tutaj o grę której celem jest wzajemne zabijanie się, to mam na ten temat kilka pytań. Na przykład, dlaczego nie wie o tym policja? Albo dlaczego ludzie w ogóle zaczynają w to grać?

Czy wymyśliły to osoby które odczuwają przyjemność zadając innym cierpienie? Czy stoi za tym jeszcze coś innego, coś bardziej mrocznego, tajemniczego i nienormalnego?

Na przykład nie umiem wyobrazić sobie tego że Sungjae jest osobą która lubi zabijać. Oczywiście można się pomylić w ocenianiu innych, zwłaszcza jeśli się nie zna dokładnie charakteru danego człowieka, ale po prostu nie chce mi się w to wierzyć.

''Znalazłem cię~'' Głos który znajduje się dokładnie przed moją kabiną, wyrywa mnie z zamyślenia. Wiem że moje postępowanie jest bezmyślne i działam pod presją strachu, ale walić to, na pewno nie będę grać przestrzegając tych przeklętych zasad. Nie mam zamiaru nikogo zabijać ani sam pożegnać się z życiem, po prostu chcę stąd uciec i to jak najdalej.

Otwieram zamek i z całej siły kopię nogą w drzwi kabiny tak że otwierają się na zewnątrz. Facet który stał za nimi dostaje po mordzie traci równowagę i ląduje na ścianie. Twarz zakrywa dłońmi, zaczyna przeklinać i strasznie wrzeszczeć, chyba z bólu. Wykorzystuję ten moment i uciekam z kibla.

Biegnę prosto do przodu nawet nie oglądając się za siebie. Nie mam wyrzutów sumienia że może przez przypadek złamałem mu nos, nie jestem aż tak dobrym samarytaninem żeby martwić się o kogoś kto planuje mnie zabić. Zdziwiłbym się gdyby taka osoba się znalazła.

Po przebiegnięciu kilkuset metrów znów czuję że brakuje mi tchu. Kilka sekund później wbiegam na ulicę i szukam wzrokiem reflektorów samochodu albo chociażby jakiegokolwiek człowieka. Jeśli ten koleś z nożem o dosłownie ' zabójczym' uśmiechu mnie dziś nie wykończy to zrobią to jutro moje nogi, ale teraz to moje najmniejsze zmartwienie.

Zamykam oczy, schylam się, opieram dłonie na kolanach i próbuję unormować swój oddech. Jeśli zostanę tutaj na ulicy, to znajdzie mnie w mgnieniu oka. Musze go jakoś zmylić i nie biec cały czas prosto.

Szczerze mówiąc to za bardzo nie znam tej dzielnicy. Byłem tu tylko z tego powodu że matka kazała mi zanieś, jej przyjaciółce z pracy, jakieś ważne firmowe papiery, ponieważ ta jest chora. Musiałem jej posłuchać ponieważ groziła mi odłączeniem internetu. Więc co miałem zrobić?

Ja nie chcę jeszcze umierać dlatego bez względu na to, jak mało wiem o tym terenie, przynajmniej muszę spróbować mu zwiać.

Biegnąc dalej prawie wpadłem na latarnię, skręcam w prawo i wbiegam w jakąś uliczkę. Dobiegając do końca zatrzymuję się i podziwiam kamienną ścianę która dosłownie wyrosła przede mną. Ślepa uliczka, to nie może być prawda, nie teraz, proszę... Odwracam się, gotów ruszyć ponownie do przodu, by znaleźć jakąś inną drogę która pomoże mi się stąd wydostać, ale niestety na ziemi widzę już cień osoby która zbliża się do wlotu zaułku.

Sekundę później, moja śmierć, stoi przede mną w całej swej dostojności.

Virtual Reality  ᴷᴼᴼᴷᵀᴬᴱOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz