Game Forty

252 29 0
                                    

Tae Pov

Ostatnio ciągle wpadam w niebezpieczne sytuacje. W jednym momencie wszystko jest w porządku, a w drugim już nie. Pomału dopada mnie paranoja, ciągle rozmyślam o grze, o przeciwnikach, o tym cholernym systemie. Wszystkie obawy, które przychodzą mi do głowy i te wszystkie czarne scenariusze które odtwarzam w swoim umyśle, doprowadzają mnie do obłędu, zwłaszcza wtedy gdy naprawdę znajduję się w sytuacji bez wyjścia, którą sobie przedtem często wyobrażałem.

Poinformowanie Jeona o tym, że potrzebuję czasu do namysłu, było chyba najgłupszą rzeczą jaką kiedykolwiek zrobiłem. Ponieważ w rzeczywistości on jest jedyną osobą, która chroni moje marne życie.

I to dosłownie.

Myślałem że mam przewagę nad moim przeciwnikiem, wiedziałem kim on jest i myślałem że rozgryzłem jego taktykę , myliłem się. Liczyłem na to że nie zacznie mnie szukać, co by oznaczało iż nie jest zainteresowany walką. Ale teraz już wiem, byłem w wielkim błędzie. Podejrzewam że obecność bruneta, który chodził za mną krok w krok, była jedynym powodem tego że przedtem się do mnie nie zbliżył. Mało kto o niskiej randze przeciwstawiłby się asowi, ale przeciw osobie o tym samym poziomie, która jest o wiele słabsza i istnieje duża możliwość na wygraną, już tak.

Jedyne co na razie ratuje moje życie, w czasie kiedy uciekałem z parkingu na plac zabaw, były moje nogi. Ale nawet one już się poddają. Gonił mnie po okolicy przez 3 kilometry. Pomimo tego że zawsze znajdywał się kilkadziesiąt metrów za mną, cały czas ze mną 'rozmawiał', w moim umyśle, dzięki jego zdolności. Jego głos wkradał się do moich myśli, budząc we mnie niepokój, wątpliwości i strach, aż moje ciało w końcu się poddało. Upadłem na piasek, ciężko dysząc, opieram swoje dłonie o podłoże. Chyba zaraz wypluję płuca.

''Już skończyłeś?'' Ponownie słyszę śpiewne brzmienie głosiku chłopaka. W tym momencie potrafię się skoncentrować tylko na jego broni, która błyszczy w świetle księżyca. Jestem idiotą, kompletnym idiotą. Dlaczego nie posłuchałem Kooka, gdy ten zasugerował że załatwi sprawę za mnie? Odpowiedz jest jasna, po prostu tego nie chciałem.

Po pierwsze oznaczało by to znów ucieczkę od odpowiedzialności. Głupio brzmi nazywanie zabijania ludzi odpowiedzialnością, ale to ja zacząłem grać i to ja rozpocząłem tą walkę, więc ja będę musiał również ją zakończyć. Nie mogę pozwolić na to, by ktoś za mnie odwalał czarną robotę, w tym samym czasie gdy ja będę sobie stał z boku i tylko na to patrzył. Nie chciałem by Jungkook z mojego powodu znów ubrudził swoje ręce krwią, jeszcze jedno życie które musiałby zakończyć, ponieważ ja nie mogę zrobić tego sam, nie po tym jak zobaczyłem tego chłopaka.

Może maiłam włączyć swój mózg i zamiast ufać oczom, powinienem zaufać swojemu przeczuciu, które mówiło mi że z tym dzieciakiem coś nie gra. Wydaje się być taki niewinny, miły i kochany przez wielu ludzi, ale nikt kto gra w tą grę nie jest niewinny, a żaden człowiek na całym świecie nie jest tylko dobry. Powinienem się domyślić, że to tylko maska. On był osobą która z nami pogrywała a nie my z nim, od początku wiedział że go śledzimy.

Skąd to wiem? W czasie mojej ucieczki powiedział mi o tym. Jego głos odbijał się w mojej głowie, wyśmiewał się z nas. Myśleliśmy że jesteśmy o krok przed nim, jak bardzo się myliliśmy. Przez cały czas wiedział o naszej obecności, po prostu zagrał w grę którą to my zaczęliśmy i niestety okazało się, że to on jest tym lepszym. W tym samym czasie gdy ja walczyłem z moim sumieniem, on odczuwał przyjemność z swojego nadchodzącego zwycięstwa.

''Czy naprawdę myślałeś że w tym starciu jesteś łowcą? Ty jesteś tym małym przestraszonym niedorajdą. Nigdy nie uda ci się wygrać!'' 

Myślę o tym co do mnie mówi, o wszystkich błędach które popełniłem. Zamykam oczy gdy podnosi broni i celuje nią we mnie. Jego palec wskazujący spoczął już na spuście, gotowy na to by go nacisnąć, on kocha tą grę. Kocha zabijać.

''Wiesz co? Dam ci czas na modlitwę. Policzę od trzech do tyłu. Może to starczy by poprosić diabła o cieplutkie miejsce w piekle.'' W przestrzeni rozlega się jego głośny i szyderczy śmiech.

Miejsce w piekle...

Jeśli Bóg naprawdę istnieje, to piekło jest chyba jedynym miejscem czekającym na kogoś tak grzesznego jak mnie, miejscem totalnej zagłady.

''Trzy.''

Ale nawet gdybym oczekiwał w tym momencie na przebaczenie, nie prosiłbym o to Boga. W moich myślach pojawia się zupełnie ktoś inny. Myślę o Jungkooku, o jego głosie, o jego twarzy, o jego dłoniach które przytulały moje ciało, do jego ciała. Myślę o wszystkim co dane było mi zobaczyć i poczuć a czego już nigdy więcej nie będę mógł ujrzeć, ale najbardziej minie smuci to, że przed śmiercią nie zdążę się z nim pożegnać. Nie miałem szansy, by mu powiedzieć jak bardzo jestem wdzięczny za to, co dla mnie zrobił i jak bardzo będę za nim tęsknić.

''Dwa.''

Śmierć jest rzeczą ostateczną, nikt nie może jej cofnąć, nikt nie może przed nią uciec, a myśl że już nigdy więcej nie zobaczę czarnowłosego, doprowadza mnie do kompletnej rozpaczy. Kookie powiedział mi że nie jest gotowy na śmierć ponieważ jeszcze porządnie nie skosztował życia, ale ja mam całkiem inny powód dla którego nie chcę umrzeć. Nie chcę iść do miejsca w którym go nie będzie. Nawet gdyby było to niebo, stało by się dla mnie miejscem tortur, ponieważ byłbym tam bez niego.

Nie jestem jeszcze gotowy na śmierć...

...nie teraz.

Momentalnie otwieram oczy i patrzę prosto na mojego oprawcę, kuląc się jeszcze bardziej.

''Jeden.''

Virtual Reality  ᴷᴼᴼᴷᵀᴬᴱOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz