chapter 13

242 17 10
                                    

- Rozepniesz mi? - spytała, stając tyłem do niego.

Zbliżył się do niej i odpiął jeden guziczek, odgarniając jej włosy z pleców i całując ją delikatnie w szyję, tuż pod uchem. Uśmiechnął się do siebie z ustami przy jej ciele, kiedy przechyliła głowę w drugą stronę. Przytrzymała sukienkę na piersiach, gdy zrobiła się odrobinę luźniejsza, a on w tym czasie odpinał guziki jedną ręką, drugą natomiast trzymając na jej barku, pilnując włosów, żeby nie opadły z powrotem.

- Gotowe.

Pobiegła do łazienki, przebrać się w pidżamę i zrzucić z siebie tą wygodną, choć całkowicie nie w jej stylu, suknię. Kiedy przyszła, nie zdawała sobie sprawy, że będzie się przebierać, dopóki Adrien nie powiedział: to dla ciebie, od mojego ojca. Lepiej to ubierz i nie wskazał na dwie torby stojące, oparte o nogę od fortepianu.

Wyszła z łazienki w krótkich spodenkach i koszulce pachnąca jego antyperspirantem. Adrien w tym czasie zdążył się rozebrać i ułożyć ubrania na kanapie, stał przed nią w samych bokserkach i poprawiał koszulę, żeby się nie zsunęła. Zauważyła dość długi opatrunek z lewej strony, przyklejony do jego żeber, skóra dokoła była czerwona. Kilka małych blizn przecinało jego plecy, klatkę piersiową i brzuch. Tamte skaleczenia nie były niebezpieczne, ale to pod opatrunkiem widziała już wcześniej, jakieś trzy miesiące temu. Zasłoniła oczy dłonią, nim spostrzegła więcej.

- Trzeba było mówić, że potrzebujesz jeszcze czasu - zaczęła się niezdarnie cofać do tyłu i zamknęła znowu drzwi.

Roześmiał się.

- Chodź tu!

- Ubrałeś się już?!

- Tak - sięgnął po białą koszulkę leżącą na łóżku i naciągnął ją na głowę.

Uchyliła lekko drzwi, kiedy on poprawiał jej dół. Zauważył kilka jasnych plamek, na jej udzie na tle różowej skóry, będących bliznami. Miał podobne, na ramieniu i kolanie.

***

To był najgorszy i zarazem najlepszy rok w moim życiu, pomyśleli.

Leżeli na jego łóżku. On kręcił kółka kciukiem na jej barku, z kolei ona prawie już spała z głową na jego ramieniu. Było ciemno. Nikt nie mógł widzieć, co robili, prócz kamer na podczerwień i Gabriela.

Nagle zadzwonił czyjś telefon i wszyscy troje podskoczyli jak oparzeni.

Jeszcze był Sylwester i dwadzieścia minut do końca i wybuchu fajerwerków na placu, "który stracił wieżę". Co chwila w oddali było je słychać, odpalone przez rodziców nie cierpliwych, bądź chcących iść już spać dzieci.

- Mam go - wymamrotał Adrien, wyczołgując się z pod kołdry. Wystawił głowę i oddał telefon dziewczynie. - Nieznany.

- Od nieznanych nie odbieram - powiedziała i zablokowała ekran przyciskiem.

***

Gabriel obserwował pusty już pokój chłopaka, na chwilę stracił go z oczu, bo poszedł po wino i kieliszek i kiedy wrócił, już go nie było. Wyciągnął korkociąg z szuflady w biurku, otworzył butelkę i nalał trochę, szkarłatnego napoju, do szklanego naczynia. Spróbował odrobinę. Było cierpkie w smaku, wytrawne, takie, jakie lubił.

Po kilkunastu minutach otworzył pudełeczko z Miraculum Czarnego Kota w środku i oślepiło go latające dokoła światło.

Plagg pojawił się przed nim i spojrzał na niego podejrzliwie.

- Nic od ciebie nie chcę - powiedział mężczyzna. - Po prostu spójrz - wskazał monitor.

Kwami popatrzyło na ekran.

- Nie ma go - powiedziało.

- Nathalie! - zawołał swoją asystentkę.

- Tak? - otworzyła drzwi tak szybko, aż przeszła mu przez głowę myśl, że pewnie podsłuchuje.

- Masz chwilę? Jeśli tak, to proszę, pójdź do Adriena i zobacz, co z nim.

Po paru minutach zobaczył, jak otworzyła drzwi i weszła do pokoju. Było cicho, odkąd zniknął. Nie było słychać nawet szumu wody, lecącej z kranu, bądź deszczownicy.

- Nie ma go - powtórzyła to samo, co maleńki kocurek latający przed jego twarzą. Zapukała do łazienki. Nic jej nie odpowiedziało, więc ponowiła czynność. Nadal nic. Rozejrzała się trochę po pokoju, pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, była otwarta Biblia, leżąca kartkami do dołu na poduszce.

- Okno jest otwarte - powiedziała i podbiegła do niego. Spojrzała w dół.

Zaczął padać deszcz tak, jakby anioły też potrafiły płakać.

***

- Dzień dobry, dzieciaki - rzekł monsieur Duval, wchodząc do pomieszczenia, jak co tydzień. Prawie nikt w jej klasie nie był już dzieckiem, prawie nikt nie nazywał go po imieniu i prawie nikt tak naprawdę go nie pamiętał. Uczył w-fu.

Byli w sali gimnastycznej, Marinette, Alya i kilkadziesiąt innych osób z różnych klas.

- Za chwilę przyjdzie tu moja siostra, by opowiedzieć wam o różnych... - Marinette przestała go słuchać, bo zauważyła ją.

Kobieta miała znacznie krótsze włosy i znacznie bardziej kręcone, niż zapamiętała, i rude, nie brązowe, tylko rude. Były, aż tak rude, że przywodziły na myśl marchewkę. Strzelała sobie gumką recepturką o nadgarstek. Dziewczyna zauważyła jeszcze na jej twarzy piegi, których wcześniej nie dostrzegła - głównie na nosie i policzkach - kiedy zbliżała się do nich. Czy dziewczyna była o nią zazdrosna? Jasny gwint, jak cholera. Może włosy kobiety nie były, aż do tego stopnia rude, ale w tym świetle wydawały się być.

Nagle gumka pękła, a jej blondwłosy brat podszedł do niej, wyszeptał jej coś do ucha i wyszedł z sali. Nikt by nie uznał ich za rodzeństwo.

Wszyscy usiedli na czym mogli, w wypadku Marinette była to jej rozłożona na podłodze bluza.

- Bądźmy ze sobą szczerzy. O czym chcecie porozmawiać?

- Jesteś psychiatrą? - odezwał się głos z tyłu sali.

- Tak, mam specjalizacje z lęku społecznego i borderline, ale o wiele bardziej wolę pracę z ludźmi. Z wykształcenia jestem psychiatrą, ale praktyka pokazała mi, że muszę być też psychologiem. Następne pytanie.

Nagle ręka Marinette wyskoczyła w górę. Wskazała na nią.

- Co jeśli ktoś czuje się bezpiecznie, tylko w jednym miejscu i do tego stopnia, że tylko w nim zasypia?

Przeczesała palcami kręcone, jak u barana, włosy. Krępowała się. Sięgnęła palcem do nadgarstka, ale o nic się nie zahaczył, więc się uszczypnęła. Dziewczyna pomyślała, że pewnie będą ją nazywać pasująco do jej nazwiska*, les brebis, czyli owca.

- Najpierw staramy się ustalić, co jest powodem braku odczuwania bezpieczeństwa w innych miejscach, najczęściej jest to strach przed - rozłożyła ręce na boki, a kąciki jej ust się opuściły na chwilę - na przykład koszmarami, ludźmi, albo następnym dniem. W takim wypadku najlepiej pomagają ćwiczenia oddechowe, albo liczenie baranów.

- Czy ktoś ci umarł? - znów usłyszeli ten sam głupawy głos w tyle. Kilka osób się zaśmiało.

- Co to ma znaczyć?

- No, czy ktoś, kogo leczyłaś, się zabił?

Spoważniała nagle.

- Tak, nie raz, nie dwa, dziś akurat młody, przystojny blondyn.

- I jakie to uczucie?

- Uczucie jest takie, że myślisz, że zrobiłaś wszystko, by temu zapobiec, a jednak depresja, borderline, czy inne gówno jest silniejsze od ciebie.

______________________
*Duval znaczy "z doliny".

musiałam.

Życzę sobie, by... || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz