chapter 18

233 14 7
                                    

- Powinnam była wysłać cię do szpitala.

- Dlaczego? - postawił obutą stopę na kolejnej płycie chodnikowej i zatrzymał się, żeby go dogoniła.

Zrobiła kilka kroków na swoich krótkich nóżkach, a przynajmniej o wiele krótszych od jego. Nie była karlicą, po prostu jej sto sześćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu i ołówkowa spódnica do kolan jakoś nie nadążały za chłopakiem o wzroście na oko metr osiemdziesiąt pięć w jeansach.

- Bo zrobiłeś sobie krzywdę, powinnam była to wyczuć i cię tam wysłać, zanim to się stało. Byłbyś dobrym aktorem.

- Dzięki, ale nie tą drogą kariery chcę podążać.

Zatrzymała się. Kilka samochodów przejechało za nimi po ulicy.

Stali przed dobrze jej znaną kamienicą z czerwoną tabliczką z ostrzeżeniami. Na rogu budynku wisiała biała wystająca nad chodnik prawdopodobnie odblaskowa, albo świecąca się w nocy, w tym momencie się nie świeciła, mimo że lampy zawieszone na budynkach już tak. Kraty w oknach na parterze nie napawały optymizmem, nie zadał na ten temat pytania, więc uznała to za dobrą kartę. Nad otwartą bramą znajdowała się flaga Francji, a za nią niewielki plac z wozem straży pożarnej na środku. Przeszli pod sklepieniem i dostali się w inne miejsce.

Dwie osoby szorowały pojazd z zewnątrz będąc ukrytymi za nim.

- Hej, pomóc wam?! - krzyknęła Chimène i schyliła się, ciągnąc go za ramię, by też to zrobił. Gąbka przeleciała nad ich głowami i wyleciała za bramę na ulicę.

- Super, Lemonnier, teraz po nią idź! - z pretensją w głosie odezwała się młoda kobieta z czarnymi kręconymi długimi włosami, związanymi w kucyk i ciemniejszą odrobinę od niej karnacją. W jeansach i kurtce z czerwonym paskiem przez klatkę piersiową i ramiona wyglądała dobrze. Miała szczupłą proporcjonalną figurę. Były prawie jak dwie krople wody, ale Chimene była odrobinę wyższa.

Zdążyli obejść już wóz i oparła się nonszalancko biodrem o drzwi, zakładając ręce na piersi.

- Ani mi się śni, Duval - powiedział wysoki i opalony mężczyzna, starszy od niej o minimum trzy lata, podobnie ubrany do kobiety z tym, że on miał na sobie pomarańczowe spodnie. Nie zauważył ich.

- Już ja ci się przyśnię - przytuliła ich oboje, kiedy ją spostrzegli. - Mam dla was nowego stażystę na dziś. Przeczołgajcie go - dodała, odwracając głowę w stronę Adriena i puszczając mu oczko.

Mężczyzna o nazwisku Lemonnier jako pierwszy oderwał się od niej.

- Dobra, chodź, młody, przymierzysz strój - powiedział i zarzucił mu rękę na ramiona, dając wcirki.

Chimene widziała autentyczny strach w jego oczach. Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i skinęła głową, kiedy odwrócił ją, idąc w kierunku schowka na strażackie stroje.

- Musimy to skończyć - siostra podała jej gąbkę, a sama zaczęła myć błotnik. - Po co go tu przyprowadziłaś?

- Myślę, że to mu się przyda - odparła, mocząc ją w wiadrze z mydlinami pachnącymi męskim żelem pod prysznic.

- A ty? Nie chcesz wrócić? Wiesz, możemy ci załatwić robotę w papierach.

- Nie, dobrze mi tak, jak jest.

Przez chwilę czyściły go w milczeniu.

- Dlaczego ta woda tak pachnie? - spytała w końcu Chimène.

- Nie mów nikomu, ale wlałam tam cały żel Laurent'a i czekam, aż się zorientuje -wyjrzała z za pojazdu, z przerażeniem w oczach patrząc na drzwi schowka.

Życzę sobie, by... || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz