chapter 16

215 17 3
                                    

Obudziła się tak samo nagle, jak zasnęła. Odłożyła książkę, którą czytała przed uśnięciem i przecisnęła się przez okienko w suficie na taras, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. Spojrzała w stronę placu, na którym jeszcze niedawno stała wieża Eiffela. Nic nad nim nie górowało.

***

- Co ci się stało? - zapytała, widząc jego opuchnięty i siny nadgarstek i poranione kostki.

- Pokłóciłem się z Marinette.

- Nie uderzyłeś jej, mam nadzieję? - chyba nikt by nie przeżył takiego ciosu.

- Nie.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Nie wiem - odparł, a po chwili dodał: - po prostu, od kiedy cię zobaczyłem, czułem złość.

- Na kogo?

- Na siebie, bo nie obudziłem się wcześniej.

- I postanowiłeś ją wyładować na Marinette, ponieważ..? - powiedziała pytająco i przeciągnęła ostatnią sylabę.

- Ponieważ co?

- Nie wiem, ty mi powiedz.

Znowu zapanowała cisza i Adrien mógł w niej wyczuć skrępowanie. Poruszał palcami, zgiął je i potem wyprostował. Nadgarstek się odezwał, wykrzywił się z bólu.

- Wypiszę ci receptę i przekażę twojemu ojcu.

Spojrzał na nią ze strachem.

- N-nie - powiedział jąkając się.

- Na nimesulid, pomoże na ból i stan zapalny w nadgarstku, ale ja poszłabym z nim do innego lekarza - wyciągnęła z torby plik karteczek i zapisała coś na jednej z nich. - Może zwiększyć twoje lęki i złe samopoczucie i powodować koszmary. Pamiętaj, jedna dziennie, najlepiej na wieczór.

- Dobra.

- Musisz też wiedzieć, że nie wszystko jestem w stanie ci załatwić, więc to tylko moja dobra wola, że wypisuję ci leki, których nie powinnam na coś, co sam sobie zrobiłeś. Powinieneś teraz cierpieć i czuć tego konsekwencje, bo być może to by cię nauczyło, że jak sam się kaleczysz, to widać to długoterminowo.

***

Zapisał w telefonie, żeby umówić Adriena z ortopedą. Zbeształa go lepiej, niż sam by to zrobił. Takiej matki Adrien potrzebuje, jej, albo Emilie.

- To całkiem normalne, że czujesz złość, ale następnym razem wolałabym, żebyś wykrzyczał się na mnie. - poprawiła okulary na nosie. Dzisiaj w nich przyszła. - Wiesz, że to było głupie?

- Tak.

- Brałeś dziś już jakieś leki?

- Tak, metamizol i nadal boli - odpowiedział i skrzywił się, znowu podnosząc rękę.

- Powiedziałam ci, że mamy jeszcze czas. Nie pracuję w weekendy, nie powinno mnie tu dzisiaj być.

- Więc dlaczego przyszłaś?

- Bo dostanę od twojego ojca sto euro więcej razem z wypłatą? - prychnęła pytająco. Kłamała, nic takiego nie ustalali. Kiedy do niej zadzwonił, powiedziała po prostu, że postara się przyjść, nie mówiła dlaczego, ale dlaczego może nie przyjść już tak. Miała do załatwienia jakąś ważną sprawę, związaną z przeprowadzką, poza tym nie potrzebowała pracować w weekendy. Wypłatę dostawała kwartalnie, więc, przynajmniej jego część, już wpłynęła na jej konto. Nie było szans, żeby za jakieś dwa do trzech miesięcy pamiętała o tym, że była u niego w sobotę. Ale najważniejszego jeszcze o Chimène nie wiedział.

- Jakoś nie przemawia do mnie ta odpowiedź.

- Nie musi - otworzyła notatnik i zapisała coś w środku czarnym długopisem. - Zaczęłam nową pracę niedawno, w szkole Marinette. Zapytała mnie o spanie, wiesz coś o tym?

- Mówiła coś o koszmarach i że często się budzi w nocy, a potem nie może zasnąć.

- Oddałeś jej recepturkę, prawda?

Zawahał się, nie wiedział, co odpowiedzieć, szukał drogi ucieczki od niewygodnego pytania. Gabriel widział to w oczach chłopaka.

- Dlaczego? Dlaczego tu teraz jesteśmy, Adrien? - spytała spokojnie, nadal pisząc, albo rysując.

- Bo jestem idiotą i mam problemy.

- A twoja dziewczyna? Gdzie jest? Z kim? Ty masz mnie, a ona kogo? Powinieneś ją przeprosić i powiedzieć jej to, co mi przed chwilą, bo nim właśnie jesteś, idiotą z problemami. Nie ty pierwszy, nie ostatni - zrobiła pauzę, znowu coś pisząc. - Wiem, że ją kochasz, inaczej nie powiedziałbyś mi tego, co zrobiłeś.

Gabriel zastanawiał się chwilę nad jej słowami. Myślał, że to tylko chwilowe zauroczenie, że chłopak się ogarnie i zapomni o dziewczynie, która pomyliła swoje obowiązki. Byli jak.. nawet nie miał porównania.

Adrien na ekranie skinął głową.

***

Marinette wróciła do domu ze spotkania z przyjaciółmi. Wcale nie chciała nigdzie wychodzić, żeby nie zatruwać im samopoczucia jej pesymistycznym nastawieniem. Odkąd pokłóciła się z Adrienem, czuła ogromne poczucie, że to ona powinna go przeprosić. Nie chciała do niego dzwonić, ale jednak brakowało jej odwagi, żeby pójść do niego i to powiedzieć.

Weszła na górę z paterą ciastek w dłoni, a potem na antresolę i sięgnęła z półki trzecią część trylogii, którą czytała. Nie czuła się zobowiązana, by dalej szukać Władcy Ciem, po tym, jak Adrien ją potraktował. To było okropne i naprawdę się go bała, mimo, że nigdy jej nie skrzywdził i przysięgał, że by tego nie zrobił.

Stanęła na łóżku i przeszła przez okienko w suficie. Usiadła w kurtce na zimnym leżaku. Włożyła słuchawki do uszu, włączyła muzykę i otworzyła książkę w miejscu w którym skończyła wcześniej czytać. Po pewnym czasie słowa zaczęły biegać jej po stronach, a w jej oczach pojawiły się łzy. Wreszcie mogła się wypłakać i to też zrobiła, krzycząc i przeklinając w noc samą siebie i cały świat.

Płakała póki nie poczuła piasku pod powiekami i wtedy weszła do środka, zdjęła kurtkę i nakryła się kołdrą. W końcu zasnęła i nie śniło jej się nic.

Tymczasem bukiet kwiatów z karteczką w środku na jej biurku stracił jeden płatek.

hello, hello, hello,
temperatura na zewnątrz zawiązała chyba pakt z katarem, żeby mnie zabić. już wolę mieć gorączkę, kaszel, zapalenie płuc, czy cokolwiek innego, ale katar? nienawidzę oddychać przez usta.
mam nadzieję, że rozdział się podoba/ł i jeśli tak, to zostaw gwiazdkę, może jakiś komentarz?

Życzę sobie, by... || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz