- Nie powinnam ci tego mówić - zreflektowała się. - To moja prywatna sprawa i nie ma nic do twojej terapii. Jeśli będziesz potrzebować, wypiszę ci leki.
- Chyba tobie się one bardziej przydadzą - spojrzała wymownie na jej ręce.
- Wypiję kawę i mi przejdzie. O czym chcesz rozmawiać?
- O tobie. Ile czasu z nim byłaś?
- Trzy lata. Po dwóch się do niego wprowadziłam i zaczęły się problemy.
- Jakie problemy? - spytała zaciekawiona.
- Problemy typu: gdzie idziesz, znowu cię nie będzie. Kupił mi psa, żebym częściej bywała w domu. Na koniec powiedział, że nigdy się od niego nie wyprowadzę.
- Gdzie się poznaliście i jak?
***
Adrien zdążył tylko zasłonić twarz rękawem, kiedy ogień wybuchł. Całe przednie siedzenia zajęły się w sekundę. Patrzył na pożogę i nie mógł oderwać od niej oczu. Chyba znowu dostał ataku paniki, bo czuł jakby pasek od spodni na jego brzuchu przesunął się nagle w górę i zatrzymał na klatce piersiowej.
- Adrien, wyłaź! - złapała go za kurtkę na barkach i wyciągnęła z auta przez drzwi, przewalając się na plecy i odpychając nogami od opony pojazdu. Podpaliły mu się spodnie, kiedy dotknął kolanem przedniego siedzenia, Bret do nich doskoczył i ugasił je, klepiąc szybko dłońmi w rękawiczkach po jego łydkach, odcinając dostęp do tlenu. Nie przepaliły się na wylot. - Merde! - zaklęła. - Chimene mnie zabije! Nic ci nie jest? - zapytała, patrząc mu w twarz i naciskając przycisk stałego łącza. - Potrzebujemy ratownika, na już. Gdzie cię boli? - znowu zwróciła się do niego.
- Duval, wysyłamy w waszą stronę załogę karetki.
- Zwińcie się jak najszybciej stamtąd, robi się gorąco, jeśli cysterna wybuchnie..! - dodał Bret, gasząc auto. Od razu, gdy ogień wybuchł, zlał Adriena lodowatą wodą i tylko dzięki niemu się nie spalił.
- Tak, wiem. Adrien, skup się i pokaż, gdzie cię boli - zdjęła mu kask i dotknęła głowy, spojrzała na dłonie, po czym ręka za ręką przesuwała się w dół, kiedy on podniósł dłoń i wskazał klatkę piersiową. Łapczywie łykał powietrze. Starał się skupić na liczeniu ułamków tak, jak radziła Chimene, ale nie mógł, słysząc krzyk kobiety uwięzionej w samochodzie.
Szybkim ruchem rozpięła mu kurtkę i sięgnęła do kieszeni po nożyczki do cięcia ubrań. Rozcięła od góry kawałek jego koszulki, resztę rozerwała.
- Brak oparzeń i innych urazów, zabieram go stąd - założyła mu z powrotem hełm i zapięła kurtkę, położyła sobie jego ramię na barkach za głową. - Wstawaj, chłopaku!
Wstali i ruszyli w stronę wozu. Adrien ledwo przebierał nogami i głównie to ona go niosła. Posadziła go pod drzewem niedaleko, kiedy spotkali na ich drodze ratowników.
- Zbadajcie go, może miewać ataki paniki - pobiegła do pojazdu po dodatkowy wąż, kiedy dwie kobiety, które widział wcześniej idące korytarzem w remizie*, podpinały do niego urządzenia. - Przyniosę mu zaraz butlę z tlenem!
- Od czego te blizny? - spytała go jedna z nich.
Spojrzał na swoje dłonie w rękawicach strażackich, którymi przed chwilą zapinał kołnierz kobiecie na szyi. Trochę spalonego plastiku zostało.
***
Odebrał SMS-a od fotografa i czytając go jego oczy rosły z każdym przeczytanym słowem. Postanowił się zastosować do jego zaleceń i wysłał zdjęcia do czterech innych osób, poza nim.
Po chwili jego telefon zawibrował i pokazał lokalizację Adriena - chłopak miał nadajnik, który Gabriel sam mu dał, i za każdym razem, gdy opuszczał Paryż, telefon dawał mu sygnał, gdzie chłopak jest - oraz najnowsze wiadomości prowadzone przez Nadję Chamack. Okazało się, że są w tym samym miejscu, a Nadja relacjonuje przebieg akcji ratunkowej.
***
Przesiedział resztę wezwania pod drzewem, odrywając plastik kawałek po kawałku. Dostał butelkę wody od jakiegoś ratownika i zdjął kask, jego włosy i kominiarka były całe mokre od potu i wody, która wystrzeliła z węża prosto w niego i uratowała mu życie. Gdyby nie Mélanie, pewnie by się za chwilę spalił. Lemonnier upuścił rozpierak i pobiegł po gaśnice i wąż, a Bret lał na niego wodę. Nie uratowali kobiety za kierownicą, spaliła się, a on nadal słyszał jej krzyk w głowie.
Podeszła do niego Duval, kiedy ściągał rękawiczki i już dawno zdjął maskę i zakręcił butlę. Bret ją od niego zabrał, spytawszy, czy jeszcze jej potrzebuje
- Chodź, jedziemy - podała mu rękę.
Wstał z jej pomocą.
***
Marinette upiła łyk herbaty, słuchając Chimène i moszcząc się wygodnie w fotelu. Kobieta patrzyła na pustą ścianę, kiedy opowiadała jej całe swoje życie od początku. Pokazała nawet blizny na barku.
Dziewczyna stwierdziła, że ktoś, kto wszędzie widzi pozytywy nie może być władcą ciem. Chyba, że to jej taktyka na odsunięcie podejrzeń od siebie.
- Wiesz, gdyby nie ta kontuzja, prawdopodobnie nigdy nie poznałabym ciebie ani Adriena. Gdzieś musi nas coś pchać, a może to wszystko miało tak być?
- Możliwe.
Wróciła do swojej opowieści o studiach, praktykach w szpitalu, pracy tam, jak ją straciła i kiedy postanowiła rozmawiać z ludźmi, zamiast przepisywać im leki.
- Musisz kogoś poznać, żeby stwierdzić, czy jest chory, czy wymaga hospitalizacji, czy leków.
Nagle telefon jej zawibrował w torebce.
Zerknęła na wyświetlacz.
- Wybacz, muszę odebrać. Co jest, Lemonnier? - dodała po przesunięciu palcem po ekranie.
- Mówiłaś młodemu, jak się pozbyć ataku paniki? Ty masz swoje sposoby.
- Tak, a co? - wstała z fotela i przeszła do szafki z segregatorami. Ręce znowu zaczęły jej drżeć.
Ktoś mu wyrwał telefon z ręki, słyszała szarpaninę.
- Cześć, Chimie! Wszystko w porządku, tylko chłopak o mało nam się nie spalił w aucie. Chcesz go do telefonu? - powiedziała entuzjastycznie jej siostra.
- Tak - odparła ponownie ze złością w głosie, słyszała jej kroki na podłodze. Włączyła tryb głośnomówiący, żeby Marinette też mogła go usłyszeć i usiadła na swoim fotelu.
- Młody, Chimène do ciebie - usłyszały zduszony przez koszulkę głos i capnięcie, jakby ktoś złapał telefon.
- Halo?
- Nic ci nie jest?
- Poza tym, że śmierdzę dymem, to nie.
- Umyj się.
- Mhm, Melanie mówiła, że dopiero, kiedy skończę łazienki.
- Naprawdę je myjesz?
- A mam inne wyjście?
- Słyszałam o twoim chrzcie ognia przed chwilą.
***
- Dlaczego ją zostawiliście? A mnie nie? - zapytał potem tego samego dnia w remizowej kuchni, kiedy Melanie wyciągała dwie szklane butelki z napojami. Nie otrzymał od nikogo odpowiedzi.
Odkręciła kapsle i przesunęła jedną z nich po blacie w jego kierunku. Złapał ją i nim się napił, stuknęła swoją o jego.
____________________
*nie wiem, czy to prawda, ale podobno w każdej remizie w Paryżu jest jedna karetka.w Sylwestra nic nie wrzucę, więc już teraz chciałabym Wam życzyć, szczęśliwego nowego roku, zrozumienia i akceptacji od ludzi, których kochacie i życia bez konfliktów
w 2020.
![](https://img.wattpad.com/cover/175324701-288-k152183.jpg)
CZYTASZ
Życzę sobie, by... || Miraculous
FanficWładca Ciem zwycięża i odbiera Miracula Biedronki i Czarnego Kota ich dotychczasowym właścicielom. Adrien ciężko choruje i ma wielkie rozterki. Gabriel instaluje kamery i podsłuchy w pokoju syna, żeby wybrać najodpowiedniejsze życzenie. Marinette ni...