chapter 11

266 15 2
                                    

Adrien miał około pięć lat, kiedy to się stało. Został sam w pokoju dosłownie na parę chwil, opiekunka poszła zaparzyć sobie herbatę. Postanowił wspiąć się po półkach z książkami, aż do szkatułki, gdzie jego mama trzymała biżuterię. Nagle wszystko runęło, a on musiał odskoczyć do tyłu, żeby nic go nie uderzyło. Szkatułka otworzyła się i wszystko rozsypało się po podłodze w salonie. Narobił huku, a zaraz po tym zaczął krzyczeć i płakać. Jego matka, opiekunka i ojciec wpadli do salonu dokładnie w tej kolejności z ogromnym strachem, wypisanym na twarzach.

- Jesteś zwolniona - powiedziała pierwsza osoba, która wbiegła do pokoju, do drugiej, biorąc go na ręce.

Młoda dziewczyna spojrzała na niego ze strachem i łzami w oczach.

Tak samo jak ona, jako druga, spojrzała na niego jego matka.

***

Był całkowicie sam, w dłoni ściskał róg poduszki. Miał płonną nadzieję, że nikt nie wejdzie do jego pokoju. Zamknął oczy, żeby się trochę uspokoić, zacisnął powieki, nie pozwalając łzom wypłynąć.

Drzwi otwarły się i stanęła w nich Chimène. Tego dnia bez makijażu, z kilkoma bliznami potrądzikowymi na brodzie, zajadem w kąciku ust i dwoma dużymi pryszczami nad brwią. Była piegowata, szczególnie na nosie. Włosy miała na wpół zaplecione w warkocz, który miał opadać na jej lewe ramię, i na wpół związane w kucyk. W kombinezonie do spania wyglądała, jak bezdomny.

- Co się stało? - zapytał, kiedy otworzył oczy.

- Chłopak mnie wywalił z domu - dopiero kiedy to powiedziała, zauważył walizkę koło jej prawej nogi. - Spałam na dworcu.

- Za co?

- Bo był toksyczny i powiedziałam mu to.

- Podobnie jak mój ojciec?

Skrzywiła się, usiadła na oparciu kanapy.

- Powiedział, że nigdy nie uda mi się od niego wyprowadzić - odparła. - Cóż, sądzę, że ponad dwie godziny temu pokazałam mu środkowy palec. Mogę sobie tu poprawić włosy i się umalować?

Wskazał jej palcem drzwi do łazienki, a ona wyciągnęła z dużej torby na ramię malutkie lusterko, kilka kosmetyków i grzebień i ruszyła w ich stronę.

- Jak dałaś radę? - spytał zaciekawiony, gdy doplotła warkocz i rozpoczęła malowanie.

- Kiedy spał - po raz ostatni poprawiła usta.

***

Marinette otworzyła klapę w suficie i weszła do pokoju po schodkach. W zasadzie nic się nie zmieniło, odkąd opuściła pokój tego dnia rano, prócz kilku rzeczy, które zrobiła jej mama: zebrała materiały z obrotowego fotela przy biurku i wsadziła do skrzyni stojącej w rogu pokoju, na nie przeznaczonej oraz pościeliła jej łóżko. Dziewczyna poczuła się, jakby była w zupełnie obcym miejscu, a objawiało się to obecnością mężczyzny w czerwonych spodniach, kamizelce w czarno-czerwoną kratę i czarnej koszuli, siedzącego tyłem do niej na kozetce.

- Co pan tu robi?

- Po prostu przyszedłem ci podziękować - obrócił się przodem do niej, a ona wbiła wzrok w podłogę. Stała tak jakiś czas, póki nie wstał i nie podał jej dłoni, dopiero wtedy odważyła się na niego spojrzeć.

Miał lekki uśmiech na twarzy i siwe oczy, wpadające w błękit. Władca Ciem ma podobne, pomyślała, ale jest łysy, prawda? I patrzy na mnie z nienawiścią, a nie z uśmiechem na ustach.

- Nie mam pojęcia, za co - odparła, patrząc na jego dłoń.

Zabrał ją i schował do kieszeni.

- Ja już pójdę - wyminął dziewczynę i zszedł schodkami na dół do drzwi. Kiedy się zatrzasnęły, Marinette wreszcie mogła wypuścić nadmiar powietrza z płuc.

Dopisała jego imię do listy osób najprawdopodobniej będących Władcą Ciem - kilka ich już tam było - i zbiegła do piekarni.

***

- Jak było wczoraj?

- Nie było w ogóle. Cały dzień przespałem - Gabriel już o tym wiedział, jednak ciekawiła go dalsza część tej rozmowy, dlatego nie wyłączył komputera.

- Wybacz, że nie mogłam przyjść - powiedziała.

- Dlaczego?

- Byłam na komisariacie.

Potrzebował chwili, by przetrawić jej słowa. Zacisnął usta, ale po chwili wzruszył ramionami.

***

- Jutro zaczyna się weekend z Biedronką w piekarni - jej rodzice to wymyślili. Powiedzieli, że byłoby miło, gdyby wyszła do ludzi i porozmawiała z każdym chwilę, co trzy miesiące, przez dwa dni. - Przyniosłam ci coś - dodała dziewczyna i puściła jego dłoń w powietrzu, wyswobadzając swoją. Jego ręka upadła na jej udo i zacisnęła się na nim przez moment, wstała i sięgnęła do wnętrza plecaka.

Złapał ją za nadgarstek, nim zdążyła włożyć tam całą dłoń. Spojrzała na jego rękę i przejechała po niej wzrokiem, aż do zielonych oczu chłopaka.

- Zostań - powiedział błagalnie, nadal ściskając jej kończynę. Doskonale zdawał sobie sprawę, że czekają ich dwa dni rozłąki.

- Adrien, to boli - nawet nie czuł, że zaczął wciskać paznokcie razem z palcami w jej ramię. Poluźnił uchwyt i przyciągnął ją do siebie.

- Przepraszam - szepnął.

Kładąc się na nim, wiedziała, że będzie lepiej, jeśli zostanie. Zaczęła nucić jakąś kołysankę, podczas gdy na dworze robiło się coraz ciemniej. Postanowiła, że wyjdzie, kiedy on zaśnie.

***

Wstała dopiero, kiedy zasnął. Było zbyt ciemno, żeby wracać do domu na piechotę, a autobusy z pewnością przestały już jeździć, więc usiadła na kanapie i przyciszyła i tak już wystarczająco ściszony telewizor. Był on jedynym źródłem światła w tym pokoju.

Zabrała koc i wróciła na łóżko. Pocałowała go lekko w policzek, położyła się obok i nakryła dość grubym kocem, wdychając jego zapach.

***

Gabriel zastanawiał się, czego jeszcze nie powiedziała i po co była na komisariacie. Domyśleć, pewnie się domyśliła, że jego syn nie ma prawie żadnej prywatności, jednak policji pod jego oknem jeszcze nie było.

Siedział w gabinecie Nathalie z małą, czerwoną istotką, śpiącą mu na ramieniu. Jemu samemu chciało się spać, mimo to przewinął nagranie z kamer o kilka godzin wstecz. Do momentu, gdy mówiła o tym jego synowi. Zrobił zbliżenie na jej twarz i zauważył, że patrzyła na niego, wprost w kamerę, jakby ją widziała. Jej półobecne spojrzenie go przeraziło, kiedy wypowiadała na głos słowo "komisariat". Postanowił, że pójdzie spać, a rano obejrzy je jeszcze raz.


yeah, we all needed more Marinette in this shit.
uznajmy, że nadal jest niedziela. rip.

Życzę sobie, by... || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz