chapter 24

188 14 2
                                    

Stał, opierając ręce o blat, wysmarowany pianką do golenia, w jednej dłoni trzymał maszynkę, podczas gdy druga była w białej mazi.

Kiedy podnosił tą z maszynka, zaczynała się trząść. Zacisnął ją mocniej na rączce i zbliżył do twarzy. Przejechał nią po zaroście i wypłukał w wodzie lecącej cały czas z kranu. Tak naprawdę pamiętał, co nią robił i po prostu bał się, że znowu wpadnie w to bagno i to przy Marinette.

Marinette weszła do łazienki i obeszła go z tyłu.

- To niesprawiedliwe - powiedział do niej z pretensją w głosie. - Ja nigdy nie narzekałem, kiedy ty mnie drapałaś nogami.

- Dobra, ale skoro już zacząłeś to skończ - myła ręce w zlewie obok. - Chyba, że ja mam to zrobić.

Oddał jej maszynkę, wsadzając drugą dłoń pod wodę, i usiadł na podłodze pod ścianą.

Przykucnęła obok i odchyliła mu głowę do tyłu i w bok.

***

Chimene wbiegła po schodach w dresie, zbyt dużej koszulce, męskiej bluzie i dwustronnej kurtce w kolorze khaki z podszewką w moro na piąte piętro do drzwi mieszkania numer dziesięć z torebką na wino i ciemną butelką w środku. Chociaż "wbiegła" to za dużo powiedziane, gdy tak naprawdę ledwo się doczłapała. Zadzwoniła dzwonkiem.

Otworzyła jej Melanie w kombinezonie do spania z kapturem na głowie, a ona uniosła rękę z winem do góry na wysokość jej twarzy, uśmiechając się.

- Winda się wam zepsuła, nogi można tu stracić - pomasowała przód swoich ud, dysząc, kiedy jej siostra szukała korkociągu w kuchni. - Chyba ostatnio ci go zabrałam - zagrzebała w torbie i wyjęła z niej korkociąg, kieliszek, klucz francuski i scyzoryk. - To chyba twoje.

- Francuz jest Bret'a - odparła, wkręcając przyrząd w korek. - A teraz trzymaj - Chimene złapała szyjkę u nasady, a Melanie pociągnęła w górę, korek wyszedł za pierwszym razem. - To samo scyzoryk, wiesz, że mi groził?

- O co tym razem? O ten nożyk z kilkoma końcówkami?

- A jakbyś zgadła, powiedział, że, jeśli go nie znajdę, to ze mną zerwie.

- A ty na to, co? - usiadła na dywanie z kieliszkiem w dłoni w salonie połączonym z kuchnią.

- A ja na to, że moja była, z którą byłam zaręczona, pewnie się ucieszy i Bret dostał focha - te same charaktery, pomyślała w momencie, w którym młoda kobieta nalewała sobie wina. - Jak wrócisz do domu?

- Na piechotę.

- Nie ma mowy, zadzwonię do Bret'a i cię odwiezie.

Nie zamierzała się kłócić i tak by nie wygrała, jej siostra złapała telefon i wybrała numer szybciej, niż zdążyła zareagować.

- Chcesz to mogę cię uczesać, mam czas - powiedziała Chimene, kiedy ona skończyła rozmawiać. Umówiła ich na za trzy godziny - tyle zazwyczaj im starczało na opróżnienie jednej butelki wina i upicie się zarazem.

Melanie usiadła przed nią po turecku, a ona poprawiła nogi, żeby usiąść na swoich piętach. Dotknęła jej długich, gęstych, mokrych włosów, zazdrościła jej ich, bo jej przez leki, jakie jadła w szpitalu, się przerzedziły.

Poszła do łazienki po szczotkę do włosów.

***

Gabriel nie miał pojęcia, co się działo za drzwiami do łazienki jego syna, odkąd dziewczyna przez nie przeszła. Ale co chwilę słyszał krzyki i ich niekontrolowany śmiech, tak głośny, jak tamta kłótnia. Miał tylko, albo raczej mógł mieć tylko nadzieję, że nie robili tam nic nieodpowiedniego.

Życzę sobie, by... || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz