chapter 1

1.1K 44 15
                                    

Odkąd Władca Ciem wygrał, nic nie było już dla nich takie samo. Adrien nie mógł wychodzić w ogóle z domu nawet do szkoły. Z szermierki, czy chińskiego sam zrezygnował. Nie miał ochoty na nic.

Marinette go czasem odwiedzała, ale to jednak nie było to samo - nie była już jego Biedronką.

- Spojrzysz na mnie wreszcie, czy nie?

Nie ruszył się, w jego oczach pojawiły się gorące łzy, które nie chciały z nich wypłynąć, bo o wiele szybciej parowały. Pociągnął nosem, siedząc na łóżku.

Złapała go rękoma za policzki i uniosła głowę, zmuszając do spojrzenia sobie w twarz.

Przymknął ślepia, jej lodowate dłonie działały kojąco na jego ciepłą buzię.

Przyglądała mu się chwilę, po czym zerknęła w szkliste, zielone oczy, kiedy je otworzył.

- Jesteś chory! - wykrzyknęła.

Prychnął, jak kot, którym niegdyś był.

- I co z tego? Jedyne, co mogę zrobić, to umrzeć.

- Nie pozwalam - powiedziała i go pocałowała w szorstkie, spierzchnięte wargi. Otworzył je tak szybko, jak mógł. Złapał gorącymi dłońmi za jej talię i położył się, ciągnąc ją na siebie. Odwzajemnił pocałunek.

- Teraz oboje będziemy chorzy i albo oboje umrzemy, albo oboje weźmiemy lekarstwa - szepnęła z głową na jego klatce piersiowej.

- Liberum veto - powiedział ponuro, sam do tego doprowadził.

***

- Ty pierwsza.

- W porządku - wzięła tabletki do ust, otworzyła je, pokazując, że ma je na języku. Podniosła szklankę z wodą i popiła.

- Ja ich nie wezmę.

- W takim razie ja jutro też nie.

Wzruszył ramionami.

- Dlaczego taki jesteś? Tam są ludzie, których obchodzi...

- Ja się nie obchodzę - przerwał jej, wiedział, że ta dyskusja do nikąd go nie zaprowadzi.

Obeszła stolik dokoła i usiadła obok niego na kanapie.

- Gdyby nie ja, miałabyś dalej swoje Miraculum, nie powinienem był używać swojego Kotaklizmu...

- Przestań, natychmiast przestań! - pisnęła. - A ja? Czy ja cię obchodzę? Twoja Biedronsia, Kropeczka też cię nie obchodzi?

- Obchodzi.

- Więc dlaczego mi to robisz?

- Bo to wszystko moja wina! - wybuchł wreszcie, a łzy popłynęły w dół jego zaróżowionych policzków. Szlochał.

Przytuliła go. Był strasznym, małym bałaganem, który należało przekonać, że nie ma racji, a potem go posprzątać.

- To nie było niczyją winą - powiedziała powoli. - Niektórzy ludzie są po prostu źli i nie możesz zrobić nic, by to zmienić. A może jednak możesz, by chronić siebie - i ludzi, na których ci zależy.

Jego ciepły oddech muskał jej szyję i powoli wracał do normalności. Po pewnym czasie zasnął z głową na jej klatce piersiowej prawie na siedząco.

***

- Hej, Adrien, wstawaj - obudziła go, gdy ciepłota jego ciała osiągnęła stan alarmowy.

Otworzył oczy dosłownie na sekundę, po czym znowu je zamknął i już prawie miał odlatywać, kiedy wylała na niego wodę ze szklanki, z której piła. Zerwał się natychmiast. Również wstała i pchnęła go w kierunku łazienki.

- Pod prysznic, zimny. Zaraz tam przyjdę.

- Naprawdę? - zapytał z nadzieją w głosie. - Naprawdę, Biedronko?

Gorączka już mu miesza w głowie, pomyślała.

- Pomogę ci się umyć, a potem weźmiesz, jak dobry Kiciuś, leki.

Spojrzał w dół na własne ręce i jej zasalutował.

***

Myła delikatnie jego gorącą głowę pianą z jakiegoś dozownika, patrząc na jego powieki i włosy. Chłodna woda lała się z deszczownicy za nim na podłogę. Musiała zlać go ukropem, bo w kontakcie z jego skórą zamieniała się w parę. Podała mu dozownik.

- Resztę sam - odwróciła się z zamiarem wyjścia z łazienki. Zrobiła jeden krok, a on złapał ją za nadgarstek.

- Nie idź - powiedział błagalnie, podczas gdy ona zerknęła na dłoń ściskającą jej rękę, a następnie w jego oczy.

- Nie idę, spłucz się dokładnie.

Puścił jej rękę i stanęła po drugiej stronie ściany przed zlewem. Zaczęła się rozglądać po blacie w poszukiwaniu szczoteczki do zębów i jakiejś pasty. Oddychała ciężko przez parę, więc otworzyła drzwi. Było jej zimno, a to oznaczało, że ona też się rozchorowała. Spojrzała w lustro i dotknęła własnej twarzy. Też muszę się umyć i zamknąć okno u niego w pokoju. Wyszła z łazienki, przymykając ją za sobą, i podeszła do ściany szkła. Popatrzyła przez chwilę na miasto.

***

Gdy wyszedł z łazienki, jego włosy były już prawie suche, a woda dopiero co przestała lecieć.

Marinette odwróciła się na obrotowym fotelu przy jego biurku.

Stał przed nią w dresach i koszulce oraz z grubą bluzą przerzuconą przez ramię. Ubrał się w nią i usiadł na kanapie.

- Weź lekarstwa.

- Wezmę.

- Obiecujesz?

Kiwnął głową ukrytą pod kapturem.

Wstała i ruszyła do łazienki się umyć.

***

W tym samym czasie Gabriel Agreste włączył komputer stojący na biurku w gabinecie jego asystentki i ujrzał na monitorze malutkie ikonki pokoju swojego syna z nim samym, siedzącym na kanapie w grubej bluzie. Chłopak kołysał się w przód i tył z zimna.

- Kim jesteś, Władco Ciem? Kim ty jesteś i jakie masz życzenie? - usłyszał cichy szept swojego syna, pochodzący z głośników.

Kliknął myszką na ikonkę przedstawiającą jego twarz i obrócił pierścień Czarnego Kota na pierwszym zgięciu palca.

Plagg pojawił się nad jego ramieniem. Nie odzywał się.

Gabriel wstał i odszedł od biurka do okna, patrzył na plac przed jego domem, podczas gdy czarny kocurek przytulił się do ekranu.

- Jakie jest moje życzenie, wiesz, Plagg? - kwami odkleiło się od monitora i odwróciło przodem do niego.

- Moim życzeniem jest, żeby wszyscy cierpieli, jak ja zawsze cierpiałem - małe stworzonko otworzyło swoje wielkie oczka szerzej. - Ale myślę, że nie użyję go jeszcze, bo może wymyślę coś lepszego - zdjął pierścień z palca i Plagg wleciał do niego. - Nathalie! - zawołał swoją asystentkę.

Weszła do pomieszczenia.

- Zaniesiesz jutro rano Adrienowi dwie porcje śniadania, nie będzie spał dziś sam.

Skinęła głową, a Gabriel wyłączył komputer.

jutro za dedykacją, a przed prologiem dodam cytaty poniekąd powiązane z tą historią, ale z piosenek. żadna z nich tak naprawdę nie opisuje tej historii.
początkowo to miał być one shot, więc nie mam jeszcze pojęcia, w którą stronę idę z tym FF, bo znam tylko zakończenie. ;) 
nie byłam chora przez LATA, nawet teraz mam tylko katar, więc wszystko, co czuje Adrien, czy Marinette, to wspomnienia z mojej ostatniej anginy na pierwszym roku studiów. moja siostra ją teraz ma. lol, poor child.
anyways, hope you enjoyed this chapter, jako, że edytowanie/korekta zabrała mi zbyt dużo czasu (prawie 8 godzin!! czy to w ogóle legalne?). mój zatkany nos nadal wyczuwa jakieś błędy, więc jeśli je zauważycie, dajcie znać!

Życzę sobie, by... || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz