chapter 5

617 26 14
                                    

Marinette weszła do biblioteki szkolnej, zabrała kilka książek z półek i usiadła przy stoliku, otwierając jedną z nich na środku. Oparła podbródek na dłoni, zamknęła oczy.

Nie spała zbyt dobrze tej nocy, jeżeli snem można nazwać przekręcanie się z jednego boku na drugi, bo tak to wyglądało. Mało tego - znowu dostała gorączki. W końcu, kiedy zadzwonił jej budzik, wstała, czując się jak trup, którym właściwie już była, odkąd się położyła.

Poderwała się jak oparzona, kiedy głowa jej opadła. Przed nią siedziała Lila. Jeszcze jej mi brakowało, pomyślała.

- Cześć, Biedrona.

Marinette nie odpowiedziała, wyciągnęła z kieszeni szkolnej torby listę miejsc w Paryżu, w których ludzie cierpią, w których żyją samotnie i w których kogoś stracili albo, w których żyją z kimś i kogoś stracili, lub cierpią. Na pierwszym miejscu tej listy znajdował się adres Adriena. Sama się zdziwiła, że go tam umieścił, a potem doszła do wniosku, że ten dom cały już śmierdzi nieufnością, cierpieniem i nie wypowiedzianymi słowami.

Przyglądała się jego piśmie, znała każdy zawijas, każdą kropkę, każdy apostrof na niej. Patrzyła na tą kartkę pół nocy.

Lila wyszła z biblioteki, a Marinette złożyła listę na pół, schowała z powrotem do torby i zajęła się swoim esejem z historii. A może to ktoś z jej rodziny jest Władcą Ciem? Nic o niej przecież nie wiedziała. Wybiegła z biblioteki za nią.

- Lila, zaczekaj!

***

Zaczęło padać, lało jak z cebra od około trzech dni. Adrien zaczynał już powoli planować zapytanie ojca, czy nie mógłby pojechać do Marinette z jego ochroniarzem i wrócić z dziewczyną. Nudził się. Może nie tyle się nudził, ile czuł się bezużyteczny, a nie lubił tego uczucia.

Ktoś otworzył drzwi do jego pokoju.

- Temperatura na zewnątrz zawiązała pakt razem z tym choróbskiem, by mnie zabić - powiedział.

- Też tak mam - usłyszał nosowy głos dziewczyny i zerwał się z łóżka, aż spadł na podłogę. - Głodny?

- Wybacz, myślałem, że to ktoś inny.

Postawiła koszyk na łóżku i zdjęła kaptur od sztormiaka z głowy.

- Zimno tu - rozpięła kurtkę i usiadła.

- Ja ustawiłem tą temperaturę, żeby przygotować swoje ciało do warunków panujących w kostnicy.

- Ile tu jest stopni? - zapytała.

- Dwadzieścia - odparł blondyn i złapał za pudełko macarons. - Cudownie... - westchnął, gdy je otworzył i zajrzał jeszcze do środka koszyka. Dziewczyna wzięła dodatkowo mleko, miski, kakao i croissants.

***

- To nie szpitale - zaczęła Marinette - ani domy starców. W takich miejscach ludzie się zazwyczaj godzą, że kogoś stracili.

- Nie wykreślałbym ich tak szybko.

- Alix mówiła, że życzenie się zmieni, jeśli zmieni się samopoczucie.

Nie kłócił się z nią.

Był taki pewny siebie, a teraz nic z tego nie zostało, pomyślała.

***

- Opisz kolor.

- Jaki?

- Wybierz sobie, swój ulubiony.

Życzę sobie, by... || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz