21. Masz dobre serce.

1.6K 105 11
                                    


Frigga przychodzi do mojej części komnat dopiero późnym wieczorem. Minę ma naprawdę rozgoryczoną. A ja domyślam się dlaczego.

- Powiedział ci wszystko, prawda?- pytam, a ona kiwa głową.

- Zawsze mówi mi wszystko. To mój syn.- pewność z jaką kobieta wypowiada te słowa jest, mimo wszystko, naprawdę podbudowujące.

Bo matką nie jest ta, która urodziła tylko ta, która pokochała i wychowała.

- Zawiodłam się na tobie, Tamora.- stwierdza, a mi robi się ciężko na sercu.

- Ja na sobie też. Trzeba było mu powiedzieć od razu... nawet bacząc na to, że mógłby mnie zostawić. Miałby... ma do tego pełne prawo.-

- Przynajmniej miałaś na tyle odwagi żeby się przyznać. Szanuję to. Wybrałaś co prawda nieodpowiedni moment, ale skąd miałaś wiedzieć, że prawda wyjdzie na jaw?-

- Loki... Loki cały czas był dla mnie podporą. Mogłam na nim zawsze polegać, a kiedy on potrzebował pomocy to ja... ja mu wywinęłam coś takiego... Nie wiem czy mi kiedykolwiek wybaczy... moje kuzynostwo z resztą też.-

- Powiedziałaś im?-

- Oczywiście!- zapewniam- Mam już dość kłamstw.-

- Loki jest... Loki jest teraz w naprawdę złym stanie psychicznym. Wiem, że go kochasz dlatego... dlatego po prostu przy nim bądź. Choć w sumie... nie wiem czy po tym czego się dowiedziałaś...-

- To niczego nie zmienia, Friggo. Kocham twojego syna i nie zostawię go.-

- Wiedziałam...- szepcze blondynka, a ja patrzę na nią ze zdumieniem.

- Co wiedziałaś?- pytam.

- Już w dniu kiedy pierwszy raz cię zobaczyłam... wiedziałam, że nie jesteś taka jak Sigyn, Havnir czy Egir. Jesteś taka jak Asnir. Masz dobre serce.-

- Nawet nie wiesz ile te słowa dla mnie znaczą.-

- Idź do niego. A jeśli coś by się działo to przyjdź do mnie od razu.- Frigga przytula mnie mocno i wychodzi.

Ja natomiast podchodzę do drzwi wspólnej części komnaty mojej i Lokiego. Chwile się waham po czym ostatecznie naciskam klamkę i wchodzę do środka. Mężczyzna siedzi na łóżku i „bawi się" jakimś sztyletem.

- Jak myślisz..?- mówi podejrzanie spokojnym tonem- Co by się stało gdybym się tym dźgnął?-

Nie odpowiadam, ale jego słowa mnie niepokoją.

- Jakbym się tym zabił... płakałabyś po mnie? Ktokolwiek by płakał?- jestem coraz bardziej zaniepokojona tym co mówi, więc postanawiam  zareagować.

Mogłabym powiedzieć „odłóż to", ale to zabrzmiałoby jak rozkaz. A po „radziłabym to odłożyć..." jeszcze by pomyślał, że wątpię w jego inteligencje czy coś...

- Prosiłabym żebyś to odłożył.- mówię.

Mężczyzna patrzy na mnie przez dłuższą chwile po czym jak gdyby nigdy nic przyciska sobie sztylet do wnętrza dłoni i przejeżdża nim po skórze. Z rany od razu zaczyna lać się krew.

O nie!

Macham ręką i sztylet zostaje owinięty przez złote iskry, a następnie wbity w przeciwległą ścianę.

- Wystarczy.- mówię, nieco za ostro niż powinnam- Przestań.-

Brunet zrywa się do pionu i podchodzi bliżej.

- Nie waż się nigdy więcej używać na mnie magii.- warczy.

- Muszę pilnować, żebyś nie zrobił niczego czego potem będziesz żałował.-

- Żałuję, że się w ogóle urodziłem.-

- Loki...- zmieniam ton na łagodny, a mężczyzna siada na łóżko i chowa twarz w dłoniach.

- No śmiało!- macha ręką w moim kierunku- Wszystko widziałaś! Powiedz mi! Powiedz mi, że jestem potworem niegodnym niczyjej miłości! No dalej! Nie jesteś żadnym wyjątkiem, wiem, że myślisz tak samo jak inni!-

- Z nas dwojga to raczej ja jestem niegodna i to twojej miłości.-

- Co?- pyta, wyraźnie zaskoczony.

- Nie jesteś potworem.- zapewniam- Ty... ty mi przecież uratowałeś życie. Wtedy nad rzeką. Potwory nie ratują innym życia, nie kochają innych... A ja cię wykorzystałam i okłamałam. To ja jestem „zdrajcą w domu Odyna" i to ja tu jestem potworem, a nie ty. I mam nadzieje, że wszyscy kiedyś to zrozumieją.-

Pstrykam palcami, a sztylet niesiony przez złote iskry wraca do mojej dłoni.

- A to wezmę na wszelki wypadek. I proszę cię nie wpadnij na jakie pomysł żeby znów... to zrobić na przykład potłuczonym lustrem. Albo nie, wiesz co?- pytam ściągając ciężkie lustro ze ściany- To też wezmę.-

- Zostaw.- Loki wywraca oczami- Nic sobie już nie zrobię.-

- Wybacz, ale ci nie wierzę...-

- Ty mi nie wierzysz? No proszę!-

Ściągam usta w wąską kreskę. Zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Muszę odpokutować, nie ma wyjścia.

- A teraz wyjdź. Leć do tej swojej popapranej rodzinki i powiedz im...-

- Wiedzą.- przyznaję- Powiedziałam im zaraz po naszej rozmowie.-

- I jak zareagowali?-

- Czy to ważne?-

- Dla mnie tak.-

- Byli... wściekli...- wzruszam ramionami- Wszyscy oprócz Asnira.-

- Ale... nic ci nie zrobili, prawda?-

I ty się jeszcze mną po tym wszystkim mną przejmujesz?

- Nie...- zwiedzam głowę- W porządku... Powinieneś zająć się tą ręką...-

- Już nawet nie ma śladu...- stwierdza.

- To... to ja w takim razie... pójdę już...- mówię i ruszam do wyjścia.

- Tamora...- zamieram z ręką na klamce- Zostań. Proszę.-

Odkładam sztylet na szafkę nocną i podchodzę do niego.

- Słuchaj...- mówi, łapiąc mnie za obie dłonie- Przepraszam za wcześniej, byłem dla ciebie za ostry.-

- Nie byłeś. Postąpiłam paskudnie i...-

- Daj mi skończyć.- wtrąca- Może i postąpiłaś paskudnie, ale powinnienem był z tobą porozmawiać, a nie krzyczeć. Tylko... spróbuj się postawić w mojej sytuacji. Thor, choć to mój... sam nie wiem jak go nazywać...-

- To jest twój brat, Loki. Kochasz go jak brata, wychowywaliście się razem. To, że w waszych żyłach płynie różna krew niczego nie zmienia.-

- Wiem...- wzdycha- Wracając, on zawsze był faworyzowany przez Odyna i... i gdyby się okazało, że „dostał" jeszcze ciebie to... to nie wiem, co bym zrobił...-

Siadam obok niego i bardzo ostrożnie przytulam mężczyznę. Cały drży.

- Nikt ci mnie nie zabierze.- szepczę, głaszcząc go po włosach- Przysięgam, najdroższy. A... co z Odynem?-

- Zapadł w sen. Ma tak, gdy potrzebuje zregenerować swoje moce. Może to potrwać... nawet kilka albo kilkanaście dni. A dopóki się nie obudzi... ty i ja jesteśmy królewskimi regentami Asgardu.-

Gloria Regali|marvel ff|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz