Rozdział 5

360 21 3
                                    

*Pov: Soarina*

Lecieliśmy przez dłuższy czas nad labiryntem, żeby znaleźć naszych przyjaciół. Martwię się o Dash coś mogło się jej stać. Mogłem jej nic nie mówić o tym torze to by nic się nie stało. Lecąc nagle usłyszeliśmy z daleka jak by się coś zapadało. To był bardzo głośny huk.

- Słyszeliście to!? - zawołała do nas Spitfire.

- Tak! - odpowiedzieliśmy wszyscy twierdząco.

- Ale co to było? - zapytał się Fleetfoot.

- Jakąś jaskinia się zapada... Czekajcie... to... Zephyr? - Spitfire spoglądała na dużą ilość kurzu a w tle nowego, który z tamtąt to odlatywał.

- Zephyr co się-! - przerwałem pani kapitan podczas rozmowy z nowym.

- Gdzie jest Rainbow Dash!? - zapytałem zaniepokojony, krzycząc na niego.

- Jest w jaskini. - powiedział to z wyrazistym spokojem.

- Zostawiłeś ją? - zapytałem go.

- Eee - nie odpowiedział.

- Jak mogłeś!! - wrzasnąłem na niego z wielką urazą.

- Soarin spokojnie będzie dobrze, my pomożemy Kraksie wszyscy razem. - Spitfire uspokoiła mnie i poinformowała.

- Zephyr ty nie uczestniczysz w tej akcji ratunkowej i zapłacisz za to cenę jeżeli Kraksie coś się stało. - rozkazał mu, żeby się nie wtrącał.

*Boże drogi Rainbow Dash obyś była cała i nic ci się nie stało*. Wlatując do jaskini zauważyłem niedźwiedzice, która atakowała łapą Dashie. Rainbow miała zablokowane skrzydło skałą i nie mogła się uwolnić. Pchała z całych sił ale głaz ani drgnii, potrzebowała pomocy. Kiedy widziałem, że potwór chciał zaatakować ją ponownie nie mogłem nie zareagować, musiałem jej pomóc.

- Dash!! - krzyknęłam z przerażeniem.

- Soarin!? - krzyknęła zaskoczona.

Kiedy niedźwiedź zaatakował to nie zraniła Kraksy tylko mnie. Poczułem jak jej pazury drapią moją skórę i wali z całej siły. Walnąłem mocno o ziemię lądując twarzą, miałem zranione prawe skrzydło a ciało po tej samej stronie podrapane.

- Kosiarz!! - usłyszałem z daleka jak Rainbow wołała mnie z przerażeniem.

Nie mogłem nic zrobić leżałem na ziemi i czekałem. Nie miałem siły by wstać i przywalić tej bestii za straszenie mojej przyjaciółki. Rainbow Dash udało się uciec ale ja wciąż leżałem i czekałem. Nagle poczułem jak ktoś mnie łapie za plecy i leci ze mnom do wyjścia. Niedźwiedzia zamahując się to zahaczyła pazurem i skały zamknęły jej wyjście. Ja ze swoim stanem zdrowia wylądowałem odrazy w szpitalu. Bałem się, że z moim zdrowiem może być bardzo źle. *Mam nadzieję, że ze skrzydłem Dash jest wszystko w porządku i z jej zdrowiem, martwię się o nią*. Gdy się obudziłem widziałem rozmazaną postać a tą postacią była Rainbow Dash, która przyszła do mnie bo się o mnie martwiła.

- Rainbow Dash. - powiedziałem do niej swoim delikatnym, cichym głosem.

- Soarin ty żyjesz jakie szczęście! - zawołała i odrazy się do mnie mocno przytuliła.

- Dash puść mnie bo mnie u dusisz tym mocnym przytulaniem - zażartowała z Kraksy a ta zaczęła się cicho śmiać.

- Bardzo śmieszne Soarin. - odpowiedziałam tak trochę zła ale nadal się śmiała.

- To jest bardzo śmieszne. - powiedziałem uprzejmie.

- Dlaczego mnie uratowałeś? - zapytał się mnie.

*Dlatego, że cię kocham Rainbow i nie mogłem pozwolić na to by cię skrzywdził*

- Dalego, że nie chciałem, żeby ci się coś stało - zaczerwieniłem się gdy to do niej powiedziałem.

- Naprawdę? - chciała się upewnić.

- Tak ja nigdy nie pozwolę by cię skrzywdzono. - jeszcze bardziej się zaczerwieniłem ale byłem z nią szczery.

Gdy to usłyszała to od razu się we mnie wtuliła. Też ją przytuliłem głaszcząc przy tym jej głowę. Zapytałem się co ze skrzydłem, odpowiedziała, że wszystko w porządku to tylko zwichnięcie. A potem zapytała się o mnie, ja odpowiedziałem, że nie jest źle ale trochę źle się czuje. Chciała wezwać pielęgniarkę ale ja powstrzymałem mówiąc, że mam leki do połknięcia jakbym źle się poczuł, odetchnęła z ulgą. I tak do końca dnia sobie rozmawialiśmy na różne tematy było fajnie bo mogłem ten czas spędzić przy Rainbow Dash. Parę razy Zephyr do nas przychodził z kwiatami do Kraksy ale on dała mu kosza za to jak go prosiła o pomoc to on miał ją gdzieś. Powiedział bym, że Rainbow dobrze zrobiła, potraktowała kucyka, który ją zostawił podle ale bez przesady... hehe... Pomyślałem sobie, że jak z tond wyjdziemy to wieczorem zaproszę Kraksę na kolację u mojego znajomego. Myślę, że ten pomysł mógł by się jej spodobać bo Dashie mi nie odmówi *ona odmawia tylko durniom ale mi nie*.

MLP: "The Story For Us"/soarindash (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz