Rozdział 21

268 20 11
                                    

*Pov Soarina*

Poleciałem do rodziców z powodu zaproszenia. Myślałem, że jak będę u nich to zapomnę o tym co wcześniej myślałem. U moich rodziców dalej moja ciocia z wujkiem.

- Soarin przyleciałeś. Tęskniłem za tobą! - podbiegł do mnie podekscytowany wujek.

- Ja też tęskniłem. - przybiliśmy sobie sklejkę.

- Super, że nasze zaproszenie. - przyszła do nas mama.

- Nie mogłem nie przyjść. - zapewniłem.

- Tylko szkoda, że przyszedłeś sam. - spojrzała na mnie smutno.

- A z kim miał by przyjść Soarin? Czemu nie powiedziałeś, że masz dziewczynę? - wykrzyknął od razu.

- Wujku... to nie tak... ona... jest... moją... przyja-! - nie dokończyłem bo przybiegł mój tata.

- Synu, ważna osoba chcę z tobą porozmawiać! - zacząłem się odsuwać.

- Kto? - byłem zaskoczony telefonem.

- Jak porozmawiasz to się dowiesz. - dał mi telefon do moich kopyt.

- Soarin ktoś do ciebie, idź do swojego pokoju i tam porozmawiaj. - chciał, żebym pogadał na osobności.

- Dobrze. - ruszyłem w stronę swojego pokoju.

- Słucham. - musiałem zacząć rozmowę.

- Hej Soarin. - poznałem ten szorstki głos, musiałem udawać, że nie wiem kto to jest.

- Z kim rozmawiam? - musiałem szybko skończyć tą pogaduche.

- Z kimś kogo nie widziałeś od paru godzin. - takie podchody są łatwe ale nie miałem ochoty gadać.

- Nie mogę rozmawiać. - byłem gotowy się rozłączyć.

- Soarin!... Proszę... chce z tobą porozmawiać. - powstrzymałem się od zakończenia rozmowy.

- Po co chcesz ze mną rozmawiać? - musiałem wiedzieć o co chodziło.

- Czemu poszedłeś? - gorszego pytania nie mogła zadać.

- Nie chciałem, żebyś patrzyła na kogoś przez kogo leżysz w szpitalu. - mówiłem, czując jak w moich oczach gromadzą się łzy.

- Czemu miałabym patrzeć na ciebie przez kogo leżę w szpitalu? - zaczęła lekko się śmiać.

- Gdybym wtedy był to by ciebie ten wypadek nie spotkał. - obwiniałem się za to co spotkało Rainbow Dash.

- To nie twoja wina... serio. - starała się mnie wyciszyć.

- To i tak nie ma znaczenia, zdecydowałem co chcę zrobić. - w mgnieniu oka stałem się poważny.

- Co chcesz zrobić? - była zaciekawiona.

- Lepiej będzie dla nas obojga. - zacząłem bawić się z nią w zgadywanki.

- Co chcesz mi przez to powiedzieć? - dalej nie wiedziała co mam na myśli.

- Nie powinniśmy się więcej przyjaźnić i dalej spotykać. - w prost jej powiedziałem.

- Dlaczego? - była zszokowana.

- Dla twojego dobra. - powiedziałem ze spokojem i zakończyłem rozmowę.

Czemu czuje jak mnie boli serce? *Choroba serca... nie... jestem za młody, igłą wbitą w serce... nie no przecież dosłownie by mnie to bolało a to boli w środku... a może... może to z tego, że zraniłem dziewczynę, która mi się podoba*. Wbiłem jej nóż w plecy... aaa nawet w serce. *Jestem idiotą, jestem kretynem, jestem samolubny i nie myślę o innych prócz... prócz Dashie*. Ona jedyna pomagała mi w trudnych dla mnie sytuacjach. Zawsze była przy mnie gdy tego potrzebowałem. Pocieszała mnie kiedy byłem smutny. Kiedy czułem jak była przy mnie, przytulała mnie, całowała w policzek, spała na ramieniu... to wtedy czułem, że obok mnie jest klacz, która zawsze... ale to zawsze stanie mi w obronie. Uratowała mnie, poświęcając przy tym własne zdrowie. Ratując ją w jaskini mogłem poczuć na własnej skórze jak to jest poświęcać się dla pegaza, którego kochasz. Jak ją zaprosiłem na kolację, nasz przypadkowy pocałunek. Powiedzieliśmy, że to jest nasza wspólna tajemnica. Chroniłem Dashie przed Zephyrem jak tylko mogłem. Chciałbym bardzo, żeby Zephyr odszedł z drużyny a wrócił Surprise. Od kiedy jest z nami to nie mogę się po prostu doczekać jak on wróci a nowego wywalić na zbity pysk. Nie... ja nie mogę być usunięty z Wonderbolts bo nic złego nie robiłem no dobra darłem się na Zephyra ale to z powodu Dash. *Dlaczego czuje się jak skończony kretyn?. Boże... teraz zdałem siebie sprawę, że Kraksa w szpitalu weźmie to na serio. Baran ze mnie*.

-Muszę do niej polecieć i w końcu powiem jej co tak naprawdę do niej czuje. Ale muszę się jakoś wymknąć z domu nie zauważony.

- Soarin tedy. - zza ściany wychylił się mój tata.

- Skąd wiedziałeś, że chce wyjść?! - byłem w szoku.

- Mówiłeś na głos. - szczena mi opadła.

- Nie zdałem sobie z tego sprawy. - byłem zaskoczony.

- Dobra chodź, jeśli nie chcesz tego zchrzanić. - kazał mu za sobą iść.

- Przez te drzwi znajdziesz się na zewnątrz. - zaprowadził mnie do zewnętrznych drzwi.

- Dzięki tato. - poklepaliśmy się po ramionach.

Trochę miałem do szpitala ale to nie było dla mnie przeszkodą. Musiałem polecieć do Kraksy wyjaśnić jej to co się stało i wyznać swoje uczucia. Gdy doleciałem do budynku to od razu poszedłem pod sale, w którym leżała Rainbow. Jak byłem blisko to się zawahałem bo bałem się jej reakcji ale zaryzykowałem.

- Rainbow Dash. - stałem przy drzwiach wpatrując się w Dashie.

- Soa-! - nie dokończyła ponieważ podbiegłem do niej i pocałowałem.

To była najlepsza rzecz, którą zrobiłem. Obiąłem ją w tali a ja czułem jak oplatała mój kark. Długo tak trwaliśmy, myślami gdzieś daleko. To było wspaniale uczucie. Od teraz liczyła się dla mnie tylko Rainbow Dash. Gdy się od siebie oderwaliśmy to dłuższy czas patrzyliśmy sobie w oczy.

- Wow. - takie słowo usłyszałem z jej ust.

- Tylko takie słowo ci przyszło do głowy. - uśmiechnąłem się do niej.

- Tak, ale się tego nie spodziewałam po tobie. - jej twarz nagle zrobiła się smutna.

- Dalszego? - położyłem kopyto na jej ramieniu.

- Ponieważ... co ty możesz widzieć w takiej dziewczynie jak ja? - zsunęła moje kopyto z ramienia.

- Wiesz... widzę w tobie kogoś na kim mi bardzo zależy. Jesteś niesamowita, utalentowana, pomocna i piękna. To, że jesteś Wonderboltsem i jedną z sześciu bohaterek nie znaczy, że tylko to pokazuje twoją największą zdolność. Ty jesteś wyjątkowa. Uczysz w szkole Twilight, śpiewasz, grasz i każdy może usłyszeć twoją grę i piękny śpiew. Ratujesz Equestrie przed złoczyńcami i kiedy oni próbują, żebyś dołączyła do ich grupy lub sprzeciwiła się przyjaciółkom to ty i tak wybierzesz przyjaciół a nie wrogów, ty nigdy tak nie postąpisz. - objąłem Dash i mocno przytuliłem.
- Ale ja nie wiem...? - tuląc ją cicho powiedziałem.

- Czego nie wiesz? - oderwała się ode mnie i spojrzała.

- Co ty we mnie widzisz. - odsunąłem wzrok.

- Widzę w tobie kogoś kto niegdy mnie nie odepchnie i nie skrzywdzi. Też jesteś utalentowany, odważy, pomocny i przystojny. Nigdy mnie nie zawiodłeś. W twoim towarzystwie czułam się bezpieczna i miło. To jak zrobiłeś dla mnie śniadanie rano to było słodkie. Jak uczyłeś się grać na gitarze to trochę się z ciebie śmiałam ale dobrze ci szło. Martwiłam się o ciebie kiedy cię porwano ale jak grozili ci wyrzuceniem z drużyny to... o tym wogóle nie wspomnę. Na każdym kroku broniłeś mnie kiedy się zbliżał Zephyr... Słuchaj mogła bym wymieniać dalej ale już mam dość. - zaczęła się śmiać.
- I to w tobie podziwiam, że czasem starasz się spędzać ze mnom dużo czasu. - jeszcze dodała.

- Kocham cię Rainbow Dash. - spojrzałem jej głęboko w oczy.

- Ja ciebie też Soarin a nawet bardziej. - po tych słowach pocałowałem ją namiętnie.

Do końca dnia spędzaliśmy w swoim towarzystwie. Rainbow już jutro po południu. Dr. Stable nam trochę przeszkodził i powiedział, że muszę wracać do domu a jutro odbiorę ją ze szpitala. Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem. Kiedy byłem w domu przywitałem się z rodziną i poszedłem do swojego pokoju. Przez całą noc myślałem tylko o Rainbow. Ona jest super. Kocham ją a ona kocha mnie to już wiadome, że jesteśmy razem. Tylko teraz muszę zakończyć to, żeby Zephyr został usunięty z Wonderbolts. Aaa... i od teraz będę spędzał z Dashie bardzo... ale to bardzo dużo czasu. Nadal nie mogę uwierzyć, że moje marzenie już o lat dziecięcych się spełniło. Jestem taki szczęśliwy.

MLP: "The Story For Us"/soarindash (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz