Rozdział 17

259 16 22
                                    

*Pov: Rainbow Dash*

Po wezwaniu policji ruszyliśmy na ratunek Soarinowi. Nasi przyjaciele brali w tym udział a nawet dołączyli rodzice Soarina ale nie mogli brać udziału w ratowaniu... no powiedzmy sobie szczerze... oni by nam trochę przeszkadzali. Dla wszystkich porywaczy a nawet Wind Rider znajdzie się miejsce w więzieniu. Breeze zaprowadził nas pod wejście dużej jaskini, wyglądała jak ta u niedźwiedzicy. Wszyscy się zatrzymaliśmy i dostawaliśmy rozkazy.

- Flash Magnus, Quibble Pants, Rey Blaze i Rainbow Dash idziecie do środka a my będziemy iść za wami! - rozkazał szef policji.

- Tak jest! - przytakneliśmy.

Gdy weszliśmy do środka to było mrocznie, ciemno i cicho, jak by nie było tu żywej duszy. Kierowaliśmy się do końca korytarza, żeby zobaczyć czy tam przytrzymują Soarina. Kiedy dotarliśmy do źródła to tam nikogo nie było. Z daleka zobaczyłam wykrwawiającego się kucyka, podlatując do niego spostrzegłam, że nie żyje bo miał ranę przy sercu. Blisko kucyka zauważyłam łańcuchy, które były brudne krwią. Badaliśmy każdy kąt bazy porywaczy, żeby znaleźć jakieś ślady ale niestety nie było żadnych. Prawie żadnych. Nie daleko wyjścia był jeszcze jeden korytarz.

- Słuchajcie! Pójdę tędy, żeby sprawdzić czy tam nie ma Soarina! - poinformowałam ich.

- Dasz sobie radę? - trochę się zmartwili.

- Tak, ale jak bym potrzebowała waszej pomocy to zawołam. Dobrze? - dałam im słowo.

- Dobrze, tylko uważaj na siebie! - zawołali do mnie kiedy już wchodziłam.

- Dobra! - szłam dalej.

Trochę się bałam o Kosiarza niegdy nie wpadał w żadne kłopoty... przynajmniej tak mi się zdaje. Idąc korytarzem odkryłam duży, podziemny wodospad lawy. Zawołałam do przyjaciół, żeby przychodzili. Musiałam zachować zimną krew, życie Soarina zależało od nas. Kiedy sprawdzaliśmy każdy zakątek dotarła do nas resztą kucyków a nawet rodzice Soarina. Flash jednak zauważył go. On i Wind Rider stali przy krawędzi przepaści, żeby wpaść prosto do lawy. Soarin był związany po kopytach, skrzydłach i ustach a pistolet miał wymierzony prosto w głowę. Będąc przy tym starałam się uspokoić sytuację.

- Wind Rider puść go. - starałam się mieć jakiś z nim kontakt.

- Nie podchodź bo dostanie kulką w łeb! - przytrzymywał pistolet blisko jego głowy.

- Proszę wypuść go, tam są jego rodzice chcesz pozwolić na śmierć ich syna? - starałam się mu wytłumaczyć jego czyn.

- Ty nie wiesz jak to jest, ciebie rodzice nie zostawili kiedy byłaś mała. - zaczął na mnie wrzeszczeć.

- Ja dobrze wiem jak się czujesz. - próbowałam z nim rozmawiać na spokojnie.

- Wiesz? - był zdziwiony.

- Rodzice zostawili mnie kiedy byłam dzieckiem, przez 15 lat opiekowali się mnom rodzice Soarina, traktowali prawie jak córkę. Oni byli tak jakby moją rodzina zastępczą. - powoli do niego podchodziłam.

- Nie podchodź bo strzelę mu w łeb! - odsunęłam się powoli parę kroków do tyłu.

- Patrz, wyrzucam swoją broń. - z tylnej kieszeni wyrzucił pistolet, którym miałam się bronić.

- Ale i tak nie podchodź! - dalej zaczął wrzeszczeć.

- Dash uciekaj! - Soarin uwolnił się od liny zawiązanej na ustach i zawołał do mnie.

- Stul pysk! - Rider walną go mocno w brzuch.

- Soarin! - podbiegłam do niego i starałam się wyrwać mu pistolet z kopyta.

MLP: "The Story For Us"/soarindash (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz