Rozdział 9

288 20 32
                                    

*Pov: Soarina*

10:15 po raz pierwszy wstałem o tak późnej godzinie. Dobrze, że mam wolne i mogę spać tak długo ile chce. Przywitałem się z Leonem i od razu poszedłem do kuchni. Zjadłem śniadanie i zamierzałem iść na trening Wonderbolts. Zadzwoniłem po rodziców, żeby mi pomogli dostać się pod koszary. Kiedy już byłem na miejscu to poszedłem na trybuny i tam siedziała Rainbow Dash. Zszedłem po schodach i usiadłem obok niej.

- Hej Rainbow Dash jak się czujesz? - zapytałem się jej.

- Ja dobrze się czuje jutro już będę mogła trenować a dzisiaj mam wolne. - była zachwycona, że jutro wraca na trening.

- A ty jak się czujesz? - zapytała się mnie.

- Noo... u mnie to kiepsko. Źle się czuje co jakiś czas i boli mnie skrzydło podczas latania. - spuściłem głowę ze smutku.

- Nie martw się będzie dobrze zobaczysz. - położyła swoje kopyto na moim ramieniu i mnie pocieszała.

- Dzięki Rainbow. - lekko się do niej uśmiechnąłem.

Siedzieliśmy przez dłuższy czas i gadaliśmy na różne tematy. Mówiłem jej, że nie chce dłużej czekać i chce wrócić na treningi. Kiedy była przerwa to ja powiedziałem Kraksie, że idę się napić do szatni *bo w swojej szafce miałem bidon*. Jak byłem w szatni i wyjąłem bidon to usłyszałem znajomy głos.

- Witaj Sooaaarim. - popatrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

- "Soarin" jak chcesz wiedzieć. A tak w ogóle to czemu jeszcze nie poszedłeś na trening, pani kapitan ochżanić cię, że się spóźniłeś. - powiedziałem mu to prosto w jego buźkę.

- Daruj sobie wiesz! - zdziwiło mnie to zdanie.

- Co mam sobie darować? - zapytałem go w prost.

- Wiesz o co. O... Rainbow Dash. Daruj sobie, ona wybierze mnie a nie ciebie. - zacząłem się śmiać z tego tekstu.

- Hahahaha!!! Zephyr teraz to do prowadziłeś mnie do śmiechu. Dobrze wiesz, że Dashie nigdy by ciebie nie wybrała. - popatrzyłem na niego cały we łzach.

- Ale ciebie tu nie będzie. - spojrzałem na niego z wielkim zdziwieniem.

- O czym ty mówisz Breeze? Jak to mnie nie będzie? - zapytałem się go.

- Pani kapitan będzie chciała cię wyżucić z drużyny. - powiedział ze spokojem.

- Ty serio uważasz, że Spitfire by mnie wywaliła. Bo co źle latam czy co... o co chodzi? - powiedziałem co myślę.

- Z powodu twojego zachowania w moją stronę budzi wątpliwość u pani kapitan. Obserwuje cię od kiedy jestem w drużynie. Przeszkadzasz mi w rozmowie z Rainbow i obracasz ją przeciwko mnie. - starałem się nie śmiać.

- Rainbow Dash w to nie mieszaj! - krzykąłem na niego.

- A to niby dlaczego? Ona lubi cię z łaski. Ty się dla niej nie liczysz. - próbował mnie zdenerwować ale mu nie wyszło.

- Co ty jej zrobiłeś przed wypadkiem? - zapytałem zaniepokojony.

- Nie mogłem pobyć sam na sam z Kraksą? Ciesz się, że nie wiesz co się wydarzyło. - jego słowa mnie zmartwiły.

*Pewnie to chciała mi powiedzieć Rainbow kiedy mieliśmy iść na dalszy trening. On musiał coś jej zrobić i dlatego on czuje do niego strach i grozę. Muszę się jej o to zapytać ale nie dzisiaj... nie chcę, żeby denerwowała*.

- Co ty chcesz zyskać. Dash jest mądra i jeśli miała by brać między tobą a mną to by wybrała mnie. - chciałem zmienić tematy, żeby nie drążyć dalej tamtej sytuacji.

- Chcesz rywalizować o uczucia Dash to nie ma sprawy. - rzucił  wprost.

- Ja nie będę rywalizował z tobą o Rainbow Dash! - krzyknąłem na niego, żeby dać mu do zrozumienia, że nie będę rywalizował o moją przyjaciółkę.

- Będziesz, będziesz. - spojrzał na mnie pewny siebie.

- Nie, nie i jeszcze raz nie. Teraz sorry ale Dash czeka na mnie na trybunach. - odwróciłem się do niego tyłem.

- Pamiętaj jesteś na przegranej pozycji, tylko jedna fałszywy ruch i już po tobie. - odwróciłem się i spojrzałem na niego swoim śmiertelnym wzrokiem.

- Wal się Zephyr. - odszedłem.

*Co on sobie myśli. Ja na przegranej pozycji... taa jasne już pędzę. Nowy chce się mnie pozbyć z drużyny ale jemu się to nie uda. Spitfire nigdy by mi tego nie zrobiła. Ona nie dała mnie na zastępcę bez powodu. Aa... Kraksa. Przed wypadkiem chciała mi coś powiedzieć ale nie dokończyła. Boje się, że on mógł zrobić jej coś strasznego. Nawet nie chcę sobie tego wyobrażać. Rainbow by mu się nie dała bardziej by ochrzaniła i przyleciała do mnie. Ja muszę ją chronić za wszelką cenę. Ona jest dla mnie najważniejsza*. Ooo słodka Celestio Dash jest na trybunach i na mnie czeka! Na śmierć zapomniałem! *Wtedy nie byłem świadomy, która jest godzina i dlatego tak do niego powiedziałem*. Dotarłem na trybuny i usiadłem obok niej.

- Soarin wszystko w porządku? - odwróciłem się do niej tyłem.

- Nie chce o tym rozmawiać Dashie. Dobrze... nie chce. - popatrzyłem na nią smutnym wzrokiem.

- Wiesz możesz mi o wszystkim powiedzieć i- ! - położyłem swoje kopyto na jej ustach.

- Rainbow Dash proszę. Nie chcę o tym rozmawiać. - głowę miałem w dole i popłynęły z moich oczu gorzkie łzy.

- Soarin ty- ! - nie chciałem, żeby zobaczyła, że płacze więc poszedłem z tamtąt. I dałem jej dokończyć zdania.

Nie może wiedzieć, że grozi mi wyrzucenie z drużyny... chwila ona się o tym jutro dowie... Cholera. Jak Zephyr jej powie to będę to... zaraz jeżeli ona go wogóle wysłucha. Jeżeli Rainbow Dash mu nie uwierzy w jego wersje to ja będę miał okazję, żeby jej to wytłumaczyć. I może wtedy się jej spytam co stało się w szatni tamtego dnia. Nie będę jej zmuszać jak nie będzie chciała mi o tym powiedzieć. Chce ją chronić przed tym gościem.

MLP: "The Story For Us"/soarindash (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz