29. Wesołych świąt Maruś

1.2K 69 60
                                    

***
[Łukasz]

Moi rodzice mieli być o 16 więc, nie mieliśmy zbyt wiele czasu by wszystko wokół ogarnąć. Na całe szczęście wczoraj nasza zaufana sprzątaczka miała czas i doprowadziła nasz dom do perfekcji. Nie mam pojęcia jak jej się to udało, bo sami nigdy w życiu, nie dalibyśmy rady.

Nakrywałem do stołu, podczas gdy Marek przenosił się ze swoimi rzeczami z naszej sypialni do jego pokoju. No tak. Skoro moi rodzice mają u nas nocować, to chłopak niestety nie może dłużej spać ze mną. Pociesza mnie fakt, że to tylko jeden dzień, a później wszystko wróci do normy.

Właśnie odłożyłem na stół ostatnie sztućce, kiedy usłyszałem głos Marka zbiegającego ze schodów. Odwróciłem się w jego stronę, opierając się o udekorowany przeze mnie stół. Blondyn ubrany był w czarne, dopasowane jeansy i białą koszulę z Ralpha Laurena.

- Wyglądasz idealnie - rzekłem, nie mogąc oderwać od niego uczu.

- Bez przesady - odpowiedział lekko zawstydzony, gdyż zawsze tak reagował na komplementy.

- Chodź tu - powiedziałem z uśmiechem, wyciągając ręce, do stojącego przede mną chłopaka.

Marek podszedł do mnie niepewnym krokiem, stając naprzeciwko mnie. Oparłem ręce o jego szyję, delikatnie całując go w usta.

- Kocham Cię mały - wyznałem radośnie, patrząc prosto w jego oczy.

- Wiem - zaśmiał się. - Nie boisz się, że coś może pójść nie tak jakbyśmy chcieli? - zapytał lekko zmartwiony. Widać było, że bardzo przejmuje się całą tą sytuacją, wizytą moich rodziców. Rozumiałem go, dla mnie też nie jest to takie proste, ale jakoś to będzie, musi być, bo nie wyobrażam sobie, co by było gdyby moja mama czy tata dowiedzieli się o tym, że z Markiem to coś znaczenie więcej niż tylko przyjaźń.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - odpowiedziałem z uśmiechem, opierając o siebie nasze czoła.

- Ale to nie zmienia faktu, że dzisiaj będę musiał spać sam - powiedział zmartwiony, zaglądając mi w oczy.

- Biedny - zaśmiałem się - Będziesz musiał... - moją wypowiedź przerwał dzwonek do drzwi, przez który odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. - Już 16? - zapytałem zdziwiony patrząc na zegarek i poszedłem otworzyć drzwi.

- Synek! - już na wejściu usłyszałem entuzjastyczny głos mojej mamy. Ta kobieta naprawdę zarażała wszystkich swoją pozytywną energią.
Mama rzuciła mi się na szyję, zostawiając na policzku ślad swojej szminki, który zaraz dyskretnie starłem ręką.

- Cześć synu - ojciec podał mi rękę, klepiąc delikatnie po plecach. On już był mniej radosny, ale byłem do tego przyzwyczajony. Po prostu taki miał charakter. Raczej nie wdawał się w głębsze dyskusje, nie okazywał swoich uczuć, ale to nie znaczy, że nie mogłem na niego liczyć, czy co więcej, był złym ojcem, wręcz przeciwnie. Mimo swojego trudnego charakteru był dla mnie w dzieciństwie ogromnym wsparciem, i poniekąd autorytetem. To właśnie po nim odziedziczyłem moją niezależność i stanowczość. Tak jak ja jest raczej tą osobą która jak to mówią "nie da sobie w kaszę napluć", chce nad wszystkim czuwać, być samodzielny, a nie liczyć na czyjąś łaskę. Może czasem aż do przesady.

Marek również się przywitał, raczej nie miał z tym większego problemu, gdyż od zawsze mieli dobry kontakt, a moja mama, traktowała go jak własnego, młodszego syna. Przeszliśmy razem do salonu, wymieniając się wzajemnie drobnymi prezentami. Tak jak co roku usiedliśmy przy stole, ja z Markiem po jednej, a moi rodzice po drugiej stronie. Tata rozdał opłatek, po czym zaczęliśmy sobie składać życzenia. Mama jak zwykle podeszła najpierw do mnie, kolejny raz mocno mnie ściskając.

KxK Czyli Gdy Niemożliwe Staje Się Faktem.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz