Rozdział 19

2.8K 117 158
                                    

Dziś 23 grudnia. Nie potrafię określić atmosfery tego dnia..

Wstałam dość wcześnie. Na zegarze wybiła godzina siódma. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego jaki dziś dzień. Usiadłam na łóżku i opierając głowę o kolana spojrzałam w okno.

Zaśnieżone ulice mieniły się pod wpływem promieni słońca. Małe sopelki lodu zwisały z lamp. Dzieci radośnie rzucały się śnieżkami. Wyczekiwały tego dnia. Jutrzejszego dnia. Wigilii..

Spojrzałam na niebo. Bezchmurne, piękne, błękitne niebo..

Właśnie rok temu, tego dnia, w identyczny dzień jak ten zmarł nasz ojciec..

Tata w czasie pierwszej wojny światowej służył w wojsku polskim. Był gotów oddać życie za ojczyznę. I tak też zrobił. Pod wpływem jakiegoś ataku został postrzelony. Rana choć z pozoru niegroźna, spowodowała dużą szkodę w jego organizmie. Był ciężko chory. Nikomu z nas się z tego nie zwierzył. Każdy z nas wiedział tylko, że jest chory i z dnia na dzień mamy coraz mniej czasu z nim. Nic nie mówił, bo chciał żyć jakby choroby nie było. Chciał żyć pełnią życia, nie ograniczać się i żyć jak każdy zdrowy człowiek.

Tego pamiętnego dnia 23 grudnia, wiedzieliśmy, że jest już źle.

Tata cały dzień przeleżał w łóżku. Po południu zawołał do siebie mamę. Ta siedziała z nim w pokoju, rozmawiając o czymś przez ponad dwie godziny. Kiedy wyszła z pokoju, na twarzy rysował się jej delikatny uśmiech, a oczy miała czerwone od płaczu. Jedyne co wtedy powiedziała to było:

- Tadeuszku, tata cię prosi do siebie. - powiedziała, po czym zaszyła się w łazience.

Tadeusz wszedł do pokoju. Ja siedziałam na kanapie wyczekując, aż nadejdzie moja kolej. Z łazienki słyszałam cichy szloch mamy.

Czego mam się spodziewać?

To jedno pytanie pochłonęło mnie doszczętnie.

Kolejne dwie godziny minęły. Tadeusz wyszedł z pokoju również z czerwonymi oczami.

- Anastazja.. Możesz już wejść.. - powiedział przytrzymując drzwi.

Przełknęłam ciężko ślinę. Bałam się tam wejść, jak gdybym miała iść do piekła. W końcu weszłam i zamknęłam za sobą drzwi.

Tata leżał na łóżku. Głowę miał opartą na dużej poduszce. Uśmiechał się lekko.

- Córcia.. - powiedział wyciągając do mnie rękę.
- Tatku.. - powiedziałam podchodząc do niego.

Złapałam jego dłoń i usiadłam na krześle obok łóżka.

- Odkąd pamiętam, byłaś moim oczkiem w głowie. Pamiętam jak dziś, kiedy po twoich narodzinach, Tadeusz płakał, a twoja mama kazała mi go przewinąć. Ja siedziałem wtedy przy tobie i wpatrywałem się w śniacą ciebie jak zahipnotyzowany. Co chwila poprawiałem ci kołdrę, gdy ty przypadkiem odgarnywałaś ją swoją nóżka. Pamiętam jak Leona się w końcu zdenerwowała i sama poszła przewinąć Tadeusza. A ja niewzruszony patrzyłem na ciebie. Chciałem cię ochronić przed całym światem. Mojego małego aniołka. Nie chciałem, żeby ktokolwiek cię zranił, ktokolwiek cię skrzywdził.
- Tatku.. - powiedziałam czując jak łza spływa mi po policzku.

Tata położył na nim swoją dłoń, a ja położyłam moją dłoń na jego dłoni.

- Moje serce, mam ci tak dużo do powiedzenia.. - westchnął i przymknął na chwilę oczy. - Najpierw chce zakończyć jedną sprawę.
- Jaką? - zapytałam zdziwiona.
- Proszę wybacz Heńkowi. - spojrzał na mnie z żalem. - Wiem, że wyrządził ci on wielką krzywdę. Sam cierpiałem razem z tobą. Wiem, że udajesz, że zapomniałaś, ale wciąż chowasz urazę w swoim sercu. Wciąż pamiętasz. - ścisnął mocniej moją dłoń i spojrzał mi w oczy. - Nie mam już dużo czasu, a nie chce zabierać ze sobą do grobu niezakończonych spraw. Ja w tej oto chwili wybaczam Henrykowi wszystkie winy. Wybaczam mu wszystego. Chciałbym, abyś uczyniła to samo. Teraz..
- Ale tato.. Ja.. - jego słowa bardzo mnie zdziwiły.

Spokojnie jak na wojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz