W ᴍᴇᴅɪᴀᴄʜ ᴢɴᴀᴊᴅᴜᴊᴇ sɪę ᴘɪᴏsᴇɴᴋᴀ sᴀɴᴀʜ „ᴏᴛᴏ ᴄᴀłᴀ ᴊᴀ”, ᴋᴛᴏ́ʀᴀ ᴘᴀsᴜᴊᴇ ᴛᴇᴍᴀᴛʏᴄᴢɴɪᴇ ᴅᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀłᴜ.
_________________________________________
Czerwiec 1940r.
Jest noc. Jak zawsze nie mogłam zasnąć. Wstałam z łóżka i usłyszałam, jak podłoga zaskrzypiała pod ciężarem moich nóg. Zaczęłam iść niczym zjawa, w białej koszuli nocnej, na bosaka, na zewnątrz. Szłam w ciszy, aż doszłam do drewnianego pomostu. Odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam tyłem podążać w kierunku wody. W prawej ręce trzymałam pistolet. Powoli podążałam dalej, krok za krokiem. W końcu powoli zaczęłam podnosić pistolet, aż w końcu znalazł się przy mojej skroni. Stojąc na krawędzi – strzeliłam.
Strzał.
Huk.
Nagła cisza.
Martwe już ciało pada do wody niczym liść, który jako ostatni spada z drzewa. Rozłożone szeroko nogi i ręce przypominają rozgwiazdę. Ciało brunetki powoli zaczyna się zanurzać, by po chwili zniknąć na wieki.
Dokładnie tak, jak tego pragnęła.
Zerwałam się nagle z łóżka, chcąc złapać powietrze. Rozejrzał się dookoła. Janek spał niewzruszony. Przetarłam dłońmi twarz, a ręce podparłam na kolanach. Po chwili usłyszałam, że Jasiek się rusza.
- Znowu ci się to przyśniło? - zapytał, patrząc na mnie.
- Tak.. - westchnęłam.
- Połóż się. - powiedział.Zrobiłam to, o co poprosił. Leżeliśmy na wprost siebie. Patrzyłam na niego, chcąc wybadać, co chce zrobić.
- Anka, to tylko zły sen.. - powiedział, obejmując mnie. - Zapomnij o tym, jestem przy tobie. Kocham cię.
Nagle poczułam, jakby jego sylwetka zaczęła znikać.
Kocham cię. – powtarzało echo.
Szybko spojrzlam na niego. Janek znikał – dosłownie.
Kocham cię. - usłyszałam ponownie, coraz ciszej.
Echo powtórzyło to zdanie jeszcze parę razy, aż wreszcie znikło, dokładnie tak samo jak Bytnar.
- Janek proszę, nie zostawiaj mnie! - krzyknęłam, czując łzy w oczach.
Zostałam sama. Sama jak palec. Zostawił mnie, znowu. Ten, który obiecał, że zawsze przy mnie będzie znów te obietnice złamał. Znów zniknął. Obiecał.. Obiecał, że będzie zawsze.. Że nigdy mnie nie zostawi..
- Janek! - zawołałam, budząc się.
Usiadłam na łóżku. Kolejny raz.. Codziennie jedno i to samo.. To już monotonne, aż nudne.
Złapałam się dłonią za głowę, a następnie zjechałam nią na rozpuszczone, pofalowane włosy. Spojrzałam na Edka, który leżał obok mnie. Spał. Odwrócony był do mnie plecami, przodem do okna. Spojrzałam w okno. Było ciemno, rozgwieżdżone niebo. Ten sam widok, codziennie o tej samej porze, za każdym razem po tym samym śnie. Dziś była pełnia. Księżyc oświetlał pokój, dzięki czemu było widać wszystko bez święcenia jakiejkolwiek świecy. Spojrzałam na śpiącego Edka.
Kocha mnie, naprawdę mnie kocha. A ja jestem taka nieczuła względem niego. Nie potrafię odwzajemnić tego, co on czuje. Po prostu nie potrafię.
Pogładziłam go po ręce, którą miał odkrytą i uśmiechnęłam się smutno. Westchnęłam lekko i wstałam z łóżka. Podeszłam do szafki, w której miałam ubrania i spod ich sterty wyjęłam pistolet ojca. Jeszcze raz spojrzlam na śpiącego Edwarda i posłałam mu buziaka w powietrzu.
![](https://img.wattpad.com/cover/209343110-288-k393348.jpg)
CZYTASZ
Spokojnie jak na wojnie
Historical FictionMłoda brunetka wkracza w dorosłość w najgorszym czasie - w czasie wojny. To właśnie wtedy w jej życiu nastają gwałtowne zmiany. Przyszłość wali jej się pod nogami, zagrzebane sprawy odkopują się, a serce i rozum toczą ze sobą krwawą bitwę. Czy zajm...