Rozdział 15

2.9K 120 133
                                    

Usłyszałam krzyki i strzały.

- Łapanka. - pomyślałam.

Ludzie rozbiegli się po ulicach i nie było już nikogo. Stałam sama na ulicy. Nie uciekałam. Nie mogłam. Nie potrafiłam.

- Du! (Ty!) - zawołał jeden z Niemców idący w moją stronę.

Za chwilę wyłonił się drugi i obaj szli w moją stronę.

- Mädchen kommst mit uns. (Panienka pójdzie z nami.) - zaśmiał się drugi.

Nie widziałam czego chcą. Złapali mnie za ramiona i prowadzili gdzieś.

Trafiliśmy pod ścianę jednej z kamienic. Stało przy niej dwóch mężczyzn. Obaj byli odwróceni do mnie tyłem, a dłonie mieli związane na plecach.

- Od ciebie zależy, który zginie, a który przeżyje. - rzekł po polsku pierwszy wyjmując pistolet.

- Sich umdrehen! (Odwrócić się!)

Obaj się odwrócili. Poczułam jak nagle robi mi się słabo. Po lewej stał Tadeusz, po prawej zaś Janek.

- Wählen Sie! (Wybieraj!) - krzyknął Niemiec.

Patrzyłam na nich ze łzami w oczach. Nie mogłam wybrać! Kochałam obu!

- Sie haben drei Sekunden! (Masz trzy sekundy!) - zawołał ten, który mnie trzymał.

- Drei.. - powiedział ten z pistoletem.

Tadeusz.. Mój brat. Kocham go. Przeżyliśmy razem tak dużo. Tyle wspomnień.. Zawsze się o nie troszczy i broni. Oddałby za mnie życie..

- Zwei..

Janek.. kocham go. I czuję, że on też czuje coś do mnie. Czuje się przy nim jak w niebie. Od tak dawna znowu potrafię kochać. Czuje się szczęśliwa przy nim. Jego uśmiech.. Jego oczy.. Zrobiłby dla mnie wszystko.. Oddałby życie..

- Eins..

Nie potrafę wybrać. Nie wybiorę. Nie mogę wybierać miedzi osobami, które kocham.

- Ich! (Ja!)

Wszyscy spojrzeli na mnie jakbym powiedziała coś po chińsku.

- Wählen Sie! (Wybieraj!) - krzyknął.
- Ich wähle mich! (Wybieram siebie!) - zawołałam.

Niemiec trochę niepewny z początku, w końcu wzruszył ramionami i przyłożył pistolet do mojej skroni.

- Do widzenia Aniu! - powiedział po polsku.

Nagle wydobył się strzał.

Zerwałam się z łóżka jak poparzona. Nadal byłam w sukience i makijażu. Odruchowo dotknełam skroni. To tylko głupi sen.. Ale jaki realistyczny!

Spojrzałam w okno. Było wcześnie rano. Promienie słońca z ledwością przebijały się przez chmury.

Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej bordowy sweter i czarną spódnicę. Wyszłam z pokoju i poszłam do łazienki. Odświeżyłam się, zmyłam makijaż, ubrałam i rozczesałam w włosy. Zaplotłam je w warkocza, po czym wyszłam i poszłam do kuchni.

Tadeusza nigdzie nie ma.. Musi jeszcze spać. Chyba tym lepiej dla mnie.. Wydaje mi się, że nie dałabym rady nawet na niego spojrzeć po wczorajszym wydarzeniu.

Zaczęłam szybko przygotowywać śniadanie. Kiedy smarzyłam jejecznice do kuchni weszła mama.

- Dzień dobry słoneczko. - powiedziała usmiechajac się lekko
- Dzień dobry mamo.. - nie potrafiłam się uśmiechnąć.

Spokojnie jak na wojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz