Rozdział 35

3.6K 115 117
                                    

Następnego dnia..

*Pov.Janek*

Spałem twarzą do ściany. Ledwo co się rozbudziłem, kiedy uświadomiłem sobie, co i jak. Obok mnie, dokładnie za moimi plecami leżała moja najukochańsza osoba na świecie.

Zaśmiałem się cicho sam do siebie. Mając wciąż zamknięte oczy, przeciągnąłem się lekko, a następnie odwróciłem do brunetki. Starałem się być w miarę cicho, żeby jej nie obudzić. Przecież miała ciężką noc, zasnęła jakieś parę godzin temu.

Z uśmiechem na ustach wyciągnąłem rękę ku miejscu, na którym leżała. Chciałem odgarnąć jej włosy i pocałować delikatnie w policzek albo w skroń. Tak też zrobiłem.

Jakież wielkie było moje zdziwienie, gdy moja ręka, zamiast spotkać się z miękkimi włosami brunetki i ciepłym policzkiem dziewczyny, spotkała się z zimną poduszką.

Momentalnie otworzyłem szeroko oczy.

Nie było jej.

Nie było Anastazji.

Zerwałem się z łóżka jak poparzony. Zacząłem rozglądać się po pokoju, jakbym chciał ją znaleźć. Tak, jakby była gdzie tu ukryta. Jakby bawiła się ze mną w chowanego. Tyle że jej nie znalazłem i to było w tym wszystkim najgorsze.

Nagle spostrzegłem na fotelu, na którym przedtem leżały jej ubrania, piżamę pożyczoną od Duśki. Była ułożona w równą kostkę, tak jak to zawsze robiła Anastazja.

Była swego rodzaju perfekcjonistką. Mimo tego jej lekko szalonego charakteru, jej niezdarności i nieuważności lubiła mieć porządek, lubiła, kiedy wszystko było, jak należy.

Szybko złapałem owy materiał w dłonie. Wciąż pachniała nią, ale była zimna.

Zimna, co tym samym znaczyło, że leżała tu już jakiś czas, a co za tym idzie, Anka wyszła jakiś czas temu.

Sam nie wiedziałem, co czułem. Gniew? Skądże, jak mogłem być zły, skoro nawet nie wiedziałem, co się stało. Smutek? Może trochę, w końcu wyszła, bez jakichkolwiek wyjaśnień. Strach? I tu tkwi sedno. To jest strzał w dziesiątkę.

Cholernie się bałem. Bałem się, co ona znowu wyprawia, co ona znowu wymyśliła. Bałem się, że sobie coś zrobi, przecież to, co stało się ostatnio w jej życiu, na pewno nie było powodem do radości.

Ubrałem się, jak najszybciej tylko mogłem i wybiegłem z pokoju. Usłyszałem rozmowy w salonie. Miałem nadzieję, że jest też tam Anka, ale można się było domyśleć od początku, że jej nie było.

Rodzicie spojrzeli na mnie zdziwieni. Byłem rozczochrany, ubrany byle by tylko coś mieć na sobie, wzrok miałem zaspany. Ale mnie to nie obchodziło, mnie teraz obchodziła tylko młoda Zawadzka i to gdzie się podziewa.

- Gdzie ona jest? - zapytałem, stojąc w drzwiach.

Mama spojrzała niepewnie na tatę, tata na nią. Duśka spuściła wzrok na podłogę. Milczeli.

- Gdzie jest Anastazja? - spytałem ponownie.

Nie chciałem się kłócić czy krzyczeć. Byłoby to bezcelowe. Mi były potrzebne tylko informacje i jak najszybsze odpowiedzi.

- Wyszła.. - westchnęła lekko mama.
- Jak to wyszła?! - zawołałem. - Jak mogliście ją wypuścić? Nie widzieliście, w jakim ona jest stanie?

Zacząłem krążyć po pokoju. Przetarłem dłońmi twarz, następnie przeczesałem nimi włosy, aż w końcu zjechałem na kark.

- Nie chcieliśmy, żeby wychodziła sama, Duśka chciała z nią iść. - powiedział tata.
- Więc dlaczego nie poszła?
- Anastazja nalegała. Mówiliśmy, prosiliśmy, żeby nie szła, ale uparła się i prosiła. - dodała mama. - Powiedziała, że musi się przejść, przewietrzyć się..
- Gdzie poszła? - zapytałem.
- Nie mamy pojęcia. - oznajmiła Duśka.
- Cholera. - odparłem tylko szybko.

Spokojnie jak na wojnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz