*EVANGELINE*
Wstałam ospałym krokiem z łóżka i spojrzałam na zegarek, który leżał na mojej szafce nocnej. Była godzina dziewiąta trzydzieści, co oznaczało, że za godzinę miałam się deportować na trening do Bułgarii. Tak, dobrze słyszycie.
Dostałam specjalną zgodę ministra magii, żebym wcześniej zaczęła szkolenie z deportacji, ponieważ musiałam się jakoś przenosić na treningi drużyny. Teraz mogę to wykorzystać, ponieważ nie muszę co chwilę prosić rodziców, aby mnie tam zabrali.
Rodzice mówili mi wczoraj, że o jedenastej jadą po Jamesa, więc szanse na dzisiejsze spotkanie maleją z każdą chwilą. Poszłam do łazienki i wykonałam poranną rutynę, która zajęła mi niecałe trzydzieści minut. Opuściłam pomieszczenie i poszłam do pokoju, aby przebrać się w bułgarski strój na trening.
Wzięłam do ręki moją najnowszą miotłę, którą dostałam w prezencie na piętnaste urodziny od Iwana i Martina. Zeszłam na dół i przywitałam się z rodzicami, po czym usiadłam do stołu. Mama położyła przede mną stos przepysznie wyglądających naleśników.
-Dziękuję, mamo.- Uśmiechnęłam się tak szczerze, jak tylko potrafię.- Na pewno smakują tak samo, jak wyglądają.- Nałożyłam sobie dwa naleśniki i zaczęłam je jeść.
-Mamo, tato.- Oboje spojrzeli na mnie z zaciekawionym wyrazem twarzy.
-Coś się stało kochanie?- zapytał zmartwiony tata.
-Nie, skądże. Chciałam was tylko poprosić, żebyście nie mówili Jamesowi, że już wróciłam. Chcę uniknąć spotkania i rozmowy z nim na tyle, na ile to możliwe. Nie jestem w stanie z nim rozmawiać normalnie po tym, co mi zrobił. Zresztą, chyba rozumiecie...- Spojrzałam wyczekująco na rodziców i czekałam na ich odpowiedź.
-Oczywiście, że rozumiemy kochanie. Nie musisz się o to martwić. Porozmawiacie ze sobą, jak tylko będziesz gotowa.- Uśmiechnęli się do mnie pokrzepiająco.
Za to właśnie ich kocham. Zawsze robili dla mnie wszystko i wspierali mnie na tyle, na ile mogli. Nim się obejrzałam, była już dziesiąta trzydzieści, co oznaczało, że muszę już iść na trening.
Pożegnałam się z rodzicami i deportowałam się na boisko, gdzie wszyscy powoli szykowali się do gry. Kiedy mnie zobaczyli, przywitali się wesoło i zaczęli wypytywać, co się u mnie ciekawego działo.
Pomimo, że byli dużo starsi, miałam z nimi naprawdę świetny kontakt. Każdy mnie traktował jak młodszą siostrę, a ja ich, jak starszych braci. Nasze radosne pogawędki przerwał trener, który na mój widok uśmiechnął się szeroko.
Omówiliśmy strategię i po dwudziestu minutach unosiliśmy się w powietrzu. Zawsze, kiedy jestem na miotle, czuję spokój i jednocześnie adrenalinę. Quidditch jest całym moim życiem i nie wyobrażam sobie bez niego życia.
Jak zawsze, szło mi naprawdę dobrze. Znałam na pamięć praktycznie wszystkie strategie. Opanowałam też kilka sztuczek, których nikt jeszcze nie widział, ale wiem, że kiedyś się na pewno przydadzą.
Zobaczyłam, jak Alexei Lewski podaje mi kafla. Szybko go złapałam i poleciałam w stronę obrońcy. Rzuciłam kafla z niemałą siłą, a ten trafił prosto w środkową obręcz. W taki sposób zleciał mi cały dzień i nim się obejrzałam, była już dwudziesta druga trzydzieści .
Poszłam do mojej prywatnej szatni, gdzie wzięłam prysznic i przebrałam się w czyste ubrania.
-Do zobaczenia we wtorek, chłopaki!- krzyknęłam w stronę wychodzących z szatni zawodników, po czym deportowałam się do domu.
CZYTASZ
Was it worth it? [Syriusz Black]
Fanfiction!TW! Ta książka jest żenująca i jestem tego świadoma. Czytacie na własną odpowiedzialność. ____________________ Prawie 4 lata w Durmstrangu pomogły mi odnaleźć siebie. Niestety, kiedy wszystko się ułożyło, zostałam przepisana z powrotem do Hogwartu...