*EVANGELINE*
Otworzyłam właśnie swoje zaspane oczy. Gra w butelkę do prawie trzeciej w nocy, w niedzielę, nie była dobrym pomysłem. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że dochodziła już siódma.
Spałam tylko cztery godziny, ale nie było aż tak źle. W Durmstrangu przez treningi spałam podobnie.
Leniwym krokiem udałam się do łazienki, starając się nie obudzić dziewczyn.
Wróciłam do pokoju dwadzieścia minut później. Lily już nie spała i próbowała obudzić Marlenę i Dorcas.
-Lily, idź się ogarnij, a ja je obudzę.- Uśmiechnęłam się do niej szczerze, a ta podziękowała i poszła do łazienki.
-Dorcas, Marlena! Jest już ósma czterdzieści! Za dwadzieścia minut zaczynaja się lekcje!- Dziewczyny jak poparzone wyskoczyły z łóżek i zdezorientowane patrzyły na mój napad śmiechu, po czym obie spojrzały na zegarek.
-Nienawidzimy cię, wiesz? Odegramy się kiedyś.- McKinnon udawała obrażoną minę, a Dorcas posłała mi groźne spojrzenie.
-Oj no, wiecie, że was kocham. Innymi sposobami bym was nie obudziła, a nie chciałam używać Aquamenti.- Zrobiłam minę niewiniątka i uśmiechnęłam się do nich.
-Łazienka wolna!- zawołała Lily, wychodząc z łazienki.
-Jest siódma czterdzieści, więc jak chcecie, to idźcie już na śniadanie, a my do was dojdziemy.
-Dobry pomysł, Lena.- Uśmiechnęłam się do niej serdecznie.
-Lena?- Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona.
-To ładny skrót, a poza tym, nie chce mi się ciągle wymawiać całego twojego imienia.- Zaśmiałam się szczerze.
-W sumie, ładnie to brzmi. Czasem wymyślisz coś dobrego, Evie.- Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
Evie, nikt tak nigdy do mnie nie mówił. Podoba mi się.
Razem z Lily szłyśmy właśnie do Wielkiej Sali. Kiedy byłyśmy w pokoju wspólnym Gryffindoru, podszedł do nas chłopak, wyglądał jak siódmoklasista.
-Cześć. Jestem Marcus Wood. Kapitan drużyny quidditcha.- Chłopak wyciągnął do mnie rękę, a ja odwzajemniłam gest.
-Witaj, Marcus. Jestem Evangeline Potter.- Uśmiechnęłam się do niego.
-Nie musisz mi się przedstawiać. Chyba wszyscy w tej szkole wiedzą kim jesteś.- Chłopak uśmiechnął się szeroko.- Mam do ciebie propozycję nie do odrzucenia. Nasz ścigający złapał kontuzję i nie może grać do końca roku szkolnego. Tak, czy siak jest w ostatniej klasie, więc potrzebujemy godnego zastępcy, a nie sądzę, by w tej szkole był ktoś lepszy od ciebie. Błagam cię. Zgódź się. Nie musiałbym robić wtedy rekrutacji.- jęknął i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
W tle usłyszałam zbiegające ze schodów osoby, ale nie zwróciłam na nich większej uwagi.
-Tak, Marcus. Zgadzam się.- Chłopak na moje słowa uśmiechnął się tak szeroko, jak tylko potrafił, po czym podniósł mnie i zaczął obracać wokół swojej osi.
-Jesteś wielka! W takim razie dam ci znać co i jak dzisiaj po lekcjach.- Opuścił mnie delikatnie na ziemię i pocałował w policzek.
Zdziwiłam się na ten gest. On się tylko uśmiechnął i poszedł na śniadanie. Po tym podeszła do mnie Lily i uściskała mnie, jak zwykle łamiąc mi przy tym kości.
-Gratulacje, Evie! Ale cóż tu się dziwić, to było do przewidzenia.- Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i zaczęłyśmy kierować się w stronę drzwi.
CZYTASZ
Was it worth it? [Syriusz Black]
Fanfiction!TW! Ta książka jest żenująca i jestem tego świadoma. Czytacie na własną odpowiedzialność. ____________________ Prawie 4 lata w Durmstrangu pomogły mi odnaleźć siebie. Niestety, kiedy wszystko się ułożyło, zostałam przepisana z powrotem do Hogwartu...