7✅

9.8K 375 749
                                    

*EVANGELINE*

Otworzyłam właśnie swoje zaspane oczy. Gra w butelkę do prawie trzeciej w nocy, w niedzielę, nie była dobrym pomysłem. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że dochodziła już siódma.

Spałam tylko cztery godziny, ale nie było aż tak źle. W Durmstrangu przez treningi spałam podobnie.

Leniwym krokiem udałam się do łazienki, starając się nie obudzić dziewczyn.

Wróciłam do pokoju dwadzieścia minut później. Lily już nie spała i próbowała obudzić Marlenę i Dorcas.

-Lily, idź się ogarnij, a ja je obudzę.- Uśmiechnęłam się do niej szczerze, a ta podziękowała i poszła do łazienki.

-Dorcas, Marlena! Jest już ósma czterdzieści! Za dwadzieścia minut zaczynaja się lekcje!- Dziewczyny jak poparzone wyskoczyły z łóżek i zdezorientowane patrzyły na mój napad śmiechu, po czym obie spojrzały na zegarek.

-Nienawidzimy cię, wiesz? Odegramy się kiedyś.- McKinnon udawała obrażoną minę, a Dorcas posłała mi groźne spojrzenie.

-Oj no, wiecie, że was kocham. Innymi sposobami bym was nie obudziła, a nie chciałam używać Aquamenti.- Zrobiłam minę niewiniątka i uśmiechnęłam się do nich.

-Łazienka wolna!- zawołała Lily, wychodząc z łazienki.

-Jest siódma czterdzieści, więc jak chcecie, to idźcie już na śniadanie, a my do was dojdziemy.

-Dobry pomysł, Lena.- Uśmiechnęłam się do niej serdecznie.

-Lena?- Dziewczyna popatrzyła na mnie zdziwiona.

-To ładny skrót, a poza tym, nie chce mi się ciągle wymawiać całego twojego imienia.- Zaśmiałam się szczerze.

-W sumie, ładnie to brzmi. Czasem wymyślisz coś dobrego, Evie.- Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.

Evie, nikt tak nigdy do mnie nie mówił. Podoba mi się.

Razem z Lily szłyśmy właśnie do Wielkiej Sali. Kiedy byłyśmy w pokoju wspólnym Gryffindoru, podszedł do nas chłopak, wyglądał jak siódmoklasista.

-Cześć. Jestem Marcus Wood. Kapitan drużyny quidditcha.- Chłopak wyciągnął do mnie rękę, a ja odwzajemniłam gest.

-Witaj, Marcus. Jestem Evangeline Potter.- Uśmiechnęłam się do niego.

-Nie musisz mi się przedstawiać. Chyba wszyscy w tej szkole wiedzą kim jesteś.- Chłopak uśmiechnął się szeroko.- Mam do ciebie propozycję nie do odrzucenia. Nasz ścigający złapał kontuzję i nie może grać do końca roku szkolnego. Tak, czy siak jest w ostatniej klasie, więc potrzebujemy godnego zastępcy, a nie sądzę, by w tej szkole był ktoś lepszy od ciebie. Błagam cię. Zgódź się. Nie musiałbym robić wtedy rekrutacji.- jęknął i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.

W tle usłyszałam zbiegające ze schodów osoby, ale nie zwróciłam na nich większej uwagi.

-Tak, Marcus. Zgadzam się.- Chłopak na moje słowa uśmiechnął się tak szeroko, jak tylko potrafił, po czym podniósł mnie i zaczął obracać wokół swojej osi.

-Jesteś wielka! W takim razie dam ci znać co i jak dzisiaj po lekcjach.- Opuścił mnie delikatnie na ziemię i pocałował w policzek.

Zdziwiłam się na ten gest. On się tylko uśmiechnął i poszedł na śniadanie. Po tym podeszła do mnie Lily i uściskała mnie, jak zwykle łamiąc mi przy tym kości.

-Gratulacje, Evie! Ale cóż tu się dziwić, to było do przewidzenia.- Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i zaczęłyśmy kierować się w stronę drzwi.

Was it worth it? [Syriusz Black]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz