Rozdział 2

10K 391 111
                                    




Poczułam jak moja głowa niebezpiecznie zsuwa się z dłoni w stronę płatków z mlekiem, jednak na całe szczęście w ostatniej chwili dobudziłam się ze snu i powstrzymałam się, by zrobić z siebie pośmiewisko. Dzięki Merlinowi wylałam tylko trochę mleka. Rozglądałam się zaspana za jakąkolwiek chusteczką, by posprzątać to, co narobiłam jednak w tym samym momencie naprzeciwko mnie usiadł Harry i jednym ruchem różdżki posprzątał moje niezaczęte śniadanie.

Zupełnie nie wiem skąd wzięłam siły, by rano podnieść się z łóżka, wykonać podstawowe czynności i zejść na dół na śniadanie. W duchu cieszyłam się, że nie przyszłam na śniadanie w piżamie.

— Wyglądasz paskudnie. — stwierdził Harry, lustrując moją niewyspaną twarz.

— Jak zawsze miły. — mruknęłam zachrypniętym głosem.

—To się nazywa szczerość, Cameron. — oznajmił i nałożył sobie jajecznicę na talerz.

— Ile razy ci mówiłam, że nie musisz do mnie mówić Cameron. Nikt oprócz ciebie tak na mnie nie mówi. Nawet rodzice! — powiedziałam głośniej i odrazu skarciłam się za zbyt wysoki poziom decybeli, który ranił moje uszy.

— Masz tak na imię. — wzruszył ramionami — Ja bym się wściekł, gdyby ktoś do mnie mówił na przykład Harvey. — powiedział przeżuwając śniadanie.

Już otwierałam usta, by dalej z nim o tym dyskutować, jednak stwierdziłam, że nie mam na to siły. Sprawa z moim imieniem była dosyć nietypowa. Nazwali mnie Cameron, jednak nienawidziłam tego imienia, uważałam, że to imię dla chłopaka. Więc już od najmłodszych lat przedstawiałam się jako Cam. Wszystko poza Cameron.

Wszystkim z łatwością przyszło nazywanie mnie tak, jednak Harry jakimś dziwnym sposobem zapamiętał imię Cameron z dnia, kiedy McGonagall wywołała mnie do Tiary Przydziału. Pierwsze parę tygodni w szkole każdego poprawiałam, więc nawet nauczyciele nie zwracali się tak do mnie. Nie znałam prawdziwego powodu dlaczego Harry Potter od lat zwracał się do mnie w ten oto sposób, jednak czyniło go to w jakimś sensie wyjątkowym.

Chwilę później przysiedli się do nas Ron z Hermioną. Po ich minach mogłam stwierdzić, że podczas tej krótkiej drogi z wieży Gryffindoru do Wielkiej Sali ta dwójka już zdążyła się o coś pokłócić, albo mieli wczoraj tak samo zepsuty wieczór jak ja.

— Cześć wam — przywitali się jednocześnie.

Harry tylko kiwnął głową, bo właśnie był zajęty konsumpcją soku dyniowego i czytaniem Proroka Codziennego, a ja po prostu nie miałam siły odpowiedzieć. Ron nie zauważył mojego zmęczenia, bowiem odrazu dorwał się do smażonego bekonu i wciągał go niczym makaron. Hermiona posłała mu spojrzenie pełne pogardy i odwróciła się w moją stronę. Zrobiła poważną minę i położyła swoją dłoń na mojej.

— Dziecko, co oni ci wczoraj kazali robić? — spytała troskliwym tonem typowej mamy.

— Sala eliksirów. — jęknęłam. — Pierwszoklasiści potłukli fiolki, a ja musiałam wszystko posprzątać, załatwić nowe, wszystko podpisać i ułożyć.

— Tylko mi nie mów, że to wszystko robiłaś sama. — oburzyła się gryfonka.

— Miał być też Malfoy ale go ciągle nie ma. — mruknęłam i sięgnęłam po kawę.

Właściwie, to czasami już nie wiedziałam, czy ślizgon nadal chodził do Hogwartu, ostatni raz widziałam go pierwszego dnia szkoły, kiedy roztrzaskał nos Harry'emu. Czyli jakiś miesiąc temu.

— Mogłaś poprosić, żeby ci ktoś pomógł. — powiedział Harry.

— Mówiłam to Snape'owi, ale znacie jego podejście. — mruknęłam —  Nie chciałam jeszcze dodatkowo dostać szlabanu, więc się zamknęłam. — wyjaśniłam.

Nie zapomnij o mnie • Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz